Jakub Ostromęcki
Pod koniec wojny Sowieci brali do niewoli olbrzymie rzesze Niemców. Transportowani byli oni do łagrów w głębi imperium, gdzie podzielili tragiczny los tysięcy ofiar komunizmu. Najpierw jednak trzeba ich było gdzieś umieścić, skupić, zidentyfikować. Najcenniejszą infrastrukturę na zdobytych ziemiach, maszyny i wyposażenie fabryk Sowieci wywozili do siebie (to, że w świetle ustaleń z Jałty miały być to ziemie polskie, zdobywców kompletnie nie obchodziło). Na wysoko rozwiniętym Śląsku ów sowiecki szaber rozwijał się w najlepsze. Do demontażu wszelkich urządzeń, włącznie z parkietami i muszlami klozetowymi, najlepiej nadawali się właśnie jeńcy. W pierwszej połowie 1945 r. Sowieci w zdobytych niemieckich i polskich miastach porywali też tysiące cywili, których również umieszczano w obozach, w tym w opuszczonym świeżo Auschwitz.
Oświęcim leżał w krainie narodowościowo mieszanej, zamieszkanej zarówno przez Polaków, Niemców, jak i ludność określającą się jako Ślązacy, często dwujęzyczną. Na porządku dziennym były tu małżeństwa polsko-niemieckie. Ludzie ci w czasie II wojny światowej albo byli przez III Rzeszę to wciągani automatycznie na volkslisty (czyli traktowani jak Niemcy), albo podpisywali je dobrowolnie, chcąc zwyczajnie ocalić życie i mienie. W czasie wojny objął ich jednak obowiązek służby w Wehrmachcie. Po klęsce Niemiec w ledwo wyzwolonym Auschwitz znalazły się zatem tysiące Polaków w mundurach feldgrau.
Parkiet na krematorium
Sowieci, a konkretnie NKWD, do przetrzymywania ponad 25 tys. jeńców Wehrmachtu użyli zarówno zabudowań obozu Auschwitz I, jak i baraków w Auschwitz-Birkenau. Oboma obozami dowodził płk Masłobojew. W Auschwitz I jeńcy przetrzymywani byli od wiosny do jesieni 1945 r. Był to tzw. łagier 22 i siedzieli tam wyłącznie Niemcy. Jeden z nich, urodzony w Krapkowicach (wtedy jeszcze Krappitz) Hans Borger za próbę ucieczki został umieszczony w celi bloku 11., gdzie wydrapał napisy istniejące tam do dziś.
W Auschwitz-Birkenau, w dawnej części kobiecej (odcinki BIa i Bib, ale również w pewnej części męskiej BIIa) NKWD założyło obóz nr 78 istniejący do wiosny 1946 r. Tu obok żołnierzy licznie przetrzymywano też cywili, w tym Polaków. Wszyscy pracowali przy demontażu okolicznych fabryk (np. IG Farben). Straże nie prowadziły celowej eksterminacji, jeńców gnębiły jednak głód i przemęczenie. Śmiertelność nie była, jak na standardy sowieckie lub nazistowskie, specjalnie wysoka – potwierdzona jest śmierć ponad stu jeńców.
„Krematoria, ponieważ miały płaskie dachy, posłużyły bolszewikom jako parkiety do dzikich tańców, które urządzali w rytm harmoszek” – mówi historyk z Uniwersytetu Śląskiego prof. Zygmunt Woźniczka. Bolszewicy zdemontowali nawet z obozowej bramy słynny napis „Arbeit macht frei”. W ostatniej chwili, gdy był już zapakowany do skrzyni i gotowy do wywiezienia do Sowietów, polskim strażnikom udało się go „odkupić” za kilka butelek wódki.
Były jeniec niemiecki, Ulli Scholz, napisał o swoim pobycie w Oświęcimiu: „Chciałem powiedzieć, że nie czuję nienawiści do polskich i rosyjskich ludzi, ponieważ przy poznaniu tych obozów (szczególnie w Oświęcimiu) zrozumiałem wielki ból i cierpienie, które zadały polskim, żydowskim i innym obywatelom zbrodnicze faszystowskie Niemcy”.
Podobnie wypowiadał się Gottfried Pampel: „Oczywiście byli wśród rosyjskich żołnierzy brutale, którzy swą złość i siłę wyładowywali na jeńcach. Ale nie było okrucieństw, których wciąż, w dzień i w nocy, należało się obawiać. [...) Głód i choroby doprowadzały do przypadków śmierci z powodu dostrzegalnej niewydolności armii sowieckiej, aby zatroszczyć się o w miarę wystarczające wyżywienie i minimalną opiekę medyczną. Należy przy tym wziąć pod uwagę, że była ona w najwyższym stopniu materialnie wyniszczona. Miała prawo dążyć, aby w pierwszym rzędzie stanęli na nogi jej właśni żołnierze, a także ludność wyzwolonych terenów [...]”.
Najbardziej znanym z jeńców był sanitariusz Ernst Dietmar, który choć krańcowo wyczerpany pracą i zagłodzony, aż do ostatnich swoich dni pisał dziennik. Jego ostatnie wersy wyglądają tak: „6 VII, Ciężka praca w fabryce chemicznej IG Auschwitz/Monowice/. Długi czas pracy: od 9–21.30. Głodny i zmęczony. Wreszcie wieczór. Nic do jedzenia, żadnej przerwy na obiad, robimy ją dopiero teraz. Załamuję się często ze słabości. Nie mogę więcej. Jest strasznie. 5 km drogi. W obozie cienka zupa z ziół, nic w środku. Głód. Ciągle śmiertelnie zmęczony. Ciężki obóz. Upadłem na elementy żelazne. Zraniłem łydkę. 14 VII. Mam mocną biegunkę i bóle brzucha. 15 VII. Moja matka ma dzisiaj urodziny. Przesyłam ci kochana matko z daleka najserdeczniejsze życzenia szczęścia i błogosławieństwa. Zostałem przyjęty dziś do rewiru, ponieważ leczenie ambulatoryjne nie pomaga”.
Polacy z Wehrmachtu
Z oświęcimskich obozów NKWD można było trafić między innymi do łagrów w Karagandzie (Kazachstan), na stepy Syberii Zachodniej, do Murmańska lub na Kaukaz. Nikt nie wie, ilu z wywiezionych było Polakami, ale patrząc na późniejsze proporcje zwolnionych z obozu, musiała to być liczba znaczna. O ile cierpienia zadane Niemcom można zrzucić na karb sowieckiej chęci zemsty za okrucieństwa i koszmarne warunki, jakie Wehrmacht zgotował kilka lat wcześniej setkom tysięcy jeńców sowieckich, o tyle trudno wytłumaczyć los Polaków, wysyłanych z Oświęcimia do łagrów. W 1945 r. w sowieckich transportach spotkać można było więźniów Polaków odzianych w oświęcimskie pasiaki. Byli więźniowie Hieronim Kolonko, Karol Miczajka, Augustyn Wieczorek i Jan Wieczorek zostali zatrzymani przez NKWD, kiedy wracali z wyzwolonego właśnie obozu koncentracyjnego do Rybnika. Przerażeni perspektywą trafienia do łagru Polacy napisali list do Aleksandra Zawadzkiego, wojewody śląsko-dąbrowskiego, który interweniował u samego Gomułki.