De facto Rzeczpospolita stała się protektoratem carskim wcześniej, co widoczne było zwłaszcza w czasie elekcji 1733 r., kiedy wojska carskie narzuciły Augusta III, oraz w 1764 r., gdy w podobnym trybie objął tron Stanisław August Poniatowski. De iure – o czym warto pamiętać – uchwalił to tzw. sejm repninowski z lat 1767 i 1768, który za gwarantkę swych postanowień uznał carycę Katarzynę II.
Rzeczpospolita była rosyjskim protektoratem niczym Polska Ludowa. A Ksawery Branicki wysłany na czele wojska koronnego przez rosyjskiego nominata, by walczyć z barzanami, był kimś w rodzaju dowódcy Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego z lat 40. XX w. Obrazą jednak dla Stanisława Augusta byłoby porównywanie go do Bieruta, także nominalnej głowy państwa. Król nie palił się do ostrej rozprawy z rebeliantami i nawet próbował z nimi mediować.
„Chluby orężowi polskiemu Konfederacja Barska nie przyniosła. Nigdy przedtem i potem, w żadnej wojnie Polacy tak łatwo nie uciekali, jak za czasów Konfederacji” – pisał Cat. To przesadzona opinia. Krytycznie, lecz sprawiedliwie oceniał konfederatów Konopczyński, pisząc, że wojskowe kierownictwo konfederatów szwankowało podobnie jak strategia i taktyka. Jednak, jego zdaniem, przesadą byłoby stwierdzenie, że konfederaci działali bezplanowo. W osiągnięciu celów przeszkadzała, niestety, słabość środków, nieumiejętność i niekarność wykonawców. Konopczyński wygłosił jednak piękną pochwałę żołnierzy konfederacji: „Co się zaś tyczy ogólnego stanu moralnego wojska […], niepodobna jednak nie schylić głowy przed wytrzymałością tych ludzi na codzienne i nocne udręki chłodu, głodu, brudu i niepokoju, wytrzymywane przecież w imię obowiązku »dla nieba wakansu«”.
Taką pochwałę można też odnieść do żołnierzy antykomunistycznego podziemia.
Czytaj też:
Uduszeni w Petersburgu. Koszmarna śmierć dwóch carów
Leksykon „Bitwy polskie” odnotowuje walki konfederatów barskich. W 1768 r. bronili się przed Rosjanami w Krakowie, cztery lata później przez trzy miesiące wytrzymywali szturmy na Wawel. W tym samym roku, 1772, stoczyli bitwę pod Lanckoroną i bronili się następnie w murach zamku lanckorońskiego. Sukcesem było rozbicie 6 września 1771 r. przez konfederatów, pod wodzą hetmana wielkiego litewskiego Michała Kazimierza Ogińskiego, silnego oddziału rosyjskiego. Do tej listy trzeba dopisać obronę Jasnej Góry przez Kazimierza Pułaskiego. Jednak nawet i ona znalazła się w głębokim cieniu tej z czasów „Potopu”.
Sprawcy rozbioru?
„Na Wielkanoc 1772 roku doszła do konfederatów wiadomość o traktacie rozbiorowym. Biły wtedy dzwony na rezurekcję. Rozumniejsi z konfederatów w języku tych dzwonów usłyszeli: – Waćpanów to wina” – pisał barwnie Cat-Mackiewicz, obrońca króla, powtarzając oskarżenie rzucone przez swego koronowanego klienta. Najpierw wybuchła konfederacja, a potem nastąpił pierwszy rozbiór Polski. Bardzo to kuszące wywieść związek przyczynowy między tymi wydarzeniami. Krytycy konfederacji uważają, że Stanisław August usiłował walczyć o większą niezależność Rzeczypospolitej, a raczej mniejszą zależność od Rosji, a także o wprowadzenie reform, tymczasem wszystko zepsuli barzanie. W tej narracji rozbiór był i karą za bunt Polaków, i wyciągnięciem opinii z wniosku, że nie da się całej Rzeczypospolitej utrzymać jako protektoratu.
A może to jednak nie konfederaci, lecz sam Stanisław August swoją polityką doprowadził do rozbioru? Poniatowskiemu zarzuca się zbytnią, jeśli nie kompletną uległość wobec Rosjan. Skąd więc myśl, że był winny rozbioru? Właśnie dlatego, że w swojej uległości był miękki i niezdecydowany. W 1768 r. rozpoczęła się wojna rosyjsko-turecka. Repnin naciskał na króla, by Rzeczpospolita wzięła w niej udział, proponował nawet, by Stanisław August w randze generalissimusa stanął na czele wojsk polskich i carskich. „Gdyby oficjalnie wystąpił wespół z Rosją przeciw Turcji i konfederatom [to ostatnie jednak zrobił! – przyp. T.S.), zapobiegłby pewnie rozbiorowi” – sugerował Paweł Jasienica. Rzeczywiście, Rosja mogłaby uznać, że jest niezawodnym i pomocnym sojusznikiem. Jaki miałaby wówczas powód do rozbioru i jaką z niego korzyść? Król jednak odmówił.
Jasienica pisze w związku z tym o tragizmie położenia: należało robić rzeczy, do których umysłowo i moralnie odrodzeni ludzie (a ma na myśli króla) nie nadawali się wcale. A utrzymać w całości protektorat mogły tylko typy bez czci i sumienia.
Może szkoda, że Stanisław August nie był takim typem. Dla pamięci o nim byłoby to prawie bez różnicy: i tak uchodzi za rosyjską marionetkę. Dla Rzeczypospolitej byłoby lepiej. Ocaliłaby swoją integralność.
Król jednak zachował się najgorzej, jak mógł: nie zdecydował się udowodnić pełnej lojalności wobec Rosji ani też nie rzucił jej wyzwania. Władysław Konopczyński pytał: Cóż gorszego mogłoby nas spotkać, niż spotkało, gdyby gwardia koronna rzuciła się na rosyjski garnizon w Warszawie lub gdyby Ksawery Branicki wraz Józefem Zarembą – jednym z najdzielniejszych dowódców konfederatów – zaatakował brutalnie pacyfikującego Polskę rosyjskiego gen. Drewicza i gdyby wspólny wysiłek króla i narodu zawiódł?
To waćpana wina
W artykule „Czy konfederacja barska była przyczyną pierwszego rozbioru” Dorota Dukwicz z Instytutu Historii PAN odpowiada przecząco na to pytanie. Rosjanie uznawali za główną siłę polityczną, z którą można rozmawiać, stronnictwo Augusta i Michała Czartoryskich – Familię. Oni jednak byli nieprzejednani, żądali twardo odwołania traktatu gwarancyjnego i praw dla dysydentów. Pustoszenie majątków Czartoryskich nie zmusiło ich do uległości. Rosjanie wiedzieli o kontaktach króla z Francją. Francuscy oficerowie znaleźli się jako doradcy i dowódcy w szeregach barzan. Katarzyna II wojowała z Turcją, która deklarowała obronę niepodległości Rzeczypospolitej. Caryca wiedziała, że trwają próby porozumienia się króla i Czartoryskich z przywódcami konfederacji barskiej. Rosja zaczynała tracić kontrolę nad swoim protektoratem.
„Działo się tak nie tyle z powodu konfederacji barskiej, ile z powodu wzrastającej samodzielności Stanisława Augusta oraz braku zaplecza dla rosyjskiej polityki w Polsce poza obozem dworsko-familijnym. Zatem rozbiór był odpowiedzią na podjętą przez króla w oparciu o Czartoryskich próbę przeciwstawienia się ciągle postępującemu ograniczaniu suwerenności Rzeczpospolitej” – pisze Dorota Dukwicz.
Temu też przeciwstawiali się konfederaci barscy. Zwalczany przez nich Stanisław August próbował nawet wykorzystać rebelię do wymuszenia ustępstw ze strony Rosji. Król starał się przekonać Katarzynę II, że odwołanie narzuconego przez nią traktatu gwarancyjnego i praw dla dysydentów pozwoli na uspokojenie nastrojów. Podkreślał również, że konfederacja ma poparcie większości społeczeństwa.
Stanisław Cat-Mackiewicz pisał, że Stanisława Augusta można uważać za reprezentanta nurtu niepodległościowego, bo chciał reform i zniesienia liberum veto. Za niepodległościowców nie uważał więc konfederatów. A jednak barzanie byli nimi! Konopczyński stwierdzał dobitnie: konfederacja barska zaczynała działania pod znakiem wiary i złotej wolności, kończyła na szańcach niepodległości. Adam Zamoyski zauważał nawet, że ruch konfederacki miał cechy powstania narodowego.
Konfederaci barscy byli oskarżani o obronę liberum veto i niechęć do reformowania państwa. A jednak to jej przywódca, wybitny, zapomniany polityk bp Adam Stanisław Krasiński opowiedział się za Konstytucją 3 maja. Konfederat Adam Madaliński był jednym z dowódców powstania kościuszkowskiego. Jego uczestnikiem był Józef Wybicki, autor słów hymnu narodowego. Ożywiał ich bowiem duch wolności.
Tomasz Merta pisząc o konfederaci barskiej, zauważał: „Independencja staje się wartością centralną, niepotrzebującą dodatkowego uzasadnienia – treść tego pojęcia przeciwstawianego dependencji, uzależnieniu, zbliża się do naszego pojęcia suwerenności ojczyzny. […] Od czasu konfederacji barskiej Polacy szukają niepodległości i wolności w starciu z rosyjskim despotyzmem”.
Wydarzenia historycznie mają skutki nie tylko doraźne. Ich promieniowanie może trwać dziesiątki, a nawet setki lat. Tak właśnie było z konfederacją barską. Poeci romantyczni, na czele z Mickiewiczem i Słowackim, dostrzegli istotę rebelii, która rozpoczęła się w Barze. Nie była nią obrona wiary ani liberum veto, lecz wolność. Brandt, Grottger, Kossak malowali w XIX w. konfederatów jako fanatyków wolności, krzepiąc wraz z poetami polskie serca.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.