Grese pochodziła ze zwichniętej rodziny – jej matka się zabiła, gdy córka miała 12 lat, a jej ojciec był bardzo złym rodzicem. Czy to ma w tej całej historii duże znaczenie?
Niektórzy próbują tłumaczyć jej bestialstwo właśnie sytuacją rodzinną. Faktycznie, widok matki, która umiera po wypiciu kwasu solnego, musiał być dla niej wstrząsem, ale pamiętajmy, że świadkiem tej sceny była również jej 10-letnia siostra. Tymczasem młodsza siostra nie została morderczynią. Nie da się więc wytłumaczyć samą traumą wszystkiego, co zdarzyło się potem.
Jakby mało było makabry w tej opowieści, to pojawia się tu jeszcze Josef Mengele. Czy można sobie wyobrazić bardziej potworny związek niż romans Grese i Mengele?
Faktycznie, w całej historii ludzkości nie było chyba bardziej odrażającej pary kochanków. Grese i 23 lata starszy od niej „Anioł Śmierci” na pewno byli parą, potwierdziło to wielu świadków. Romans nie trwał jednak zbyt długo. Mengele rzucił ją bowiem i przestał się nawet do niej odzywać, gdy dowiedział się, że jego kochanka równocześnie utrzymywała stosunki seksualne z więźniarkami. Grese wybierała kobiety, które jej się podobały, i przez pewien czas wykorzystywała je seksualnie. Gdy znudziła się nimi, pozbawiała je życia.
Grese faktycznie stała przy boku Mengele podczas selekcji?
W zasadzie nie powinna tego robić – było to wbrew regulaminowi – ale czasem brała udział w selekcji. Uwielbiała to! Oczywiście to się skończyło, gdy Mengele odciął się od niej.
Pełna schizofrenia – gardziła „podludźmi”, ale gdy naszła ją ochota, rasizm schodził na drugi plan.
Również gdy zaszła w ciążę, nie przeszkadzało jej, że aborcji – oczywiście nielegalnej – dokonała żydowska więźniarka-lekarka Gisella Perl. Nazistowskie prawo zabraniało Żydom nawet dotykać Aryjczyków, a co dopiero mówić o dokonywaniu aborcji! Grese zagroziła jej śmiercią, gdyby komukolwiek o tym powiedziała.
Ta sama lekarka wspominała, jak Grese podniecało bicie pejczem młodych kobiet po piersiach, które w efekcie ropiały. Perl musiała potem operować te biedne kobiety...
Tuż przed wyzwoleniem Auschwitz-Birkenau Grese wyjechała do Ravensbrück, a potem, pod sam koniec wojny, na krótko pracowała w Bergen-Belsen. W jakich okolicznościach ją pojmano?
Brytyjczycy schwytali ją właśnie w Bergen-Belsen, choć przecież przed samym końcem uciekła z tego obozu. Dlaczego więc, spośród wszystkich miejsc na świecie, wróciła 17 kwietnia 1945 r. do zajętego przez Brytyjczyków Bergen-Belsen? Odpowiedź jest zaskakująca – miała tam partnera, który był strażnikiem. Tymczasem jej kochanek już nie żył – zmarł na tyfus, którego tak panicznie bali się Niemcy.
Tutaj muszę poczynić ciekawą dygresję: brytyjski żołnierz, który jej pilnował, po latach został agentem aktora Petera Sellersa, słynnego brytyjskiego aktora. To była jej pierwsza noc w areszcie. Proszę sobie wyobrazić, że ten żołnierz wspominał potem, iż była to najbardziej przerażająca noc w jego życiu! Na nic zdały się dzielące ich kraty oraz to, że był on uzbrojony – Grese roztaczała wokół siebie atmosferę potwornego strachu.
Co takiego przerażało tego żołnierza?
Sama jej obecność. Było w niej coś niesamowicie demonicznego. Ludzie, którzy ją znali, wspominali, że zawsze była „inna”.
Jak „Piękna Bestia” zachowywała się w czasie procesu?
Taki klient to koszmar każdego obrońcy – Grese robiła wszystko, by wyglądać na winną. Zdarzało jej się np. parskać śmiechem, gdy wyliczano jej zbrodnie, albo patrzyła wyzywająco na świadków oskarżenia. Jej zachowanie mówiło wszystko na temat tego, czy była winna, czy nie.
Grese w czasie procesu często coś sobie notowała. Jeden z brytyjskich żołnierzy wychylił się, żeby zobaczyć, co takiego zapisywała w zeszycie. Grese pisała w nim w kółko: „Kopf hoch!” („Głowa do góry!”).
Butna do samego końca.
Gdy ogłoszono, że zostanie powieszona, nie zrobiło to na niej żadnego wrażenia. Wyszła z sali z wysoko podniesioną głową.
Co ciekawe, jeszcze dziś musi pan czasem toczyć boje z kobietami, które starają się tłumaczyć Grese. Jak to możliwe?
Nie chce się wierzyć, ale czasem spotykam radykalne feministki, które bronią wszystkich tych strażniczek. Miałem już wiele takich rozmów. Takie obrończynie można spotkać nawet w Izraelu!
Niektóre radykalne feministki widzą w strażniczkach obozowych ofiary niemieckiego społeczeństwa patriarchalnego, które rzekomo „wcisnęło” je w te role wbrew nim samym. Czy można sobie wyobrazić większy nonsens? To wszystko robione jest w imię zwichrowanej ideologii, która za nic ma prawdziwą historię.
prof. Daniel Patrick Brown jest amerykańskim historykiem, emerytowanym wykładowcą historii Moorpark College w Kalifornii. W Polsce ukazała się właśnie jego książka pt. „Piękna bestia. Zbrodnie SS-Aufseherin Irmy Grese”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.