Pakt SOE-NKWD. Jak Brytyjczycy zrobili Stalinowi olbrzymią przysługę

Pakt SOE-NKWD. Jak Brytyjczycy zrobili Stalinowi olbrzymią przysługę

Dodano: 

Operacje zrzutu układające się strony ukrywały pod kryptonimem Pickaxes. Sowieci przy ocenianiu działań Anglików byli bardzo srodzy. Uważali, że przygotowania do każdego zrzutu były zbyt powolne i mało efektywne. Anglicy ripostowali, że znane im metody stosowane przez Sowietów przy zrzutach na tereny Polski czy Węgier były zbyt pośpieszne, źle przygotowane i kończyły się w większości przypadków aresztowaniami spadochroniarzy, przejęciem przez Niemców ich sprzętu, uruchomieniem gier radiowych i, co najgorsze, dotarciem do działającej w terenie agentury. Podstawowym błędem Sowietów przy zrzutach dokonywanych ich własnymi siłami było niedostateczne rozpoznanie w zakresie wymaganych dokumentów, a w szczególności niezbędnych zezwoleń na odbycie podróży między odległymi miastami oraz prawnych regulacji obrotu dewizami na terenie krajów okupowanych przez III Rzeszę.

Sowiecka agentura, która miała dotrzeć do Wiednia czy Berlina, była zrzucana głównie na teren Śląska. Po wylądowaniu agenci musieli na własną rękę dojechać do celu. Najczęściej wpadali w czasie podróży pociągami. Brak niezbędnych dokumentów podróży oraz próby wymiany dolarów (w taką walutę zwykle ich wyposażano) na marki kończyły się aresztowaniami. Na terenie Rzeszy obowiązywały ścisłe reguły obrotu obcą walutą i już samo nieuzasadnione jej posiadanie stawało się źródłem ogromnych problemów prawnych.

Czytaj też:
Prosto we wrota piekieł. Brytyjscy komandosi kontra „bestia Hitlera”

Troska brytyjskich gospodarzy o przyszłe losy agentów sowieckich oznaczała dłuższe pobyty „Pickaxes” na terenie Anglii. Wymagało to znalezienia dla nich odpowiedniego lokum. Wynajęte mieszkanie przy Porchester Gate w Bayswater przez wiele miesięcy było domem dla oczekujących na zrzut, a przy okazji służyło za miejsce narad delegatów sowieckich z oficerami SOE. W połowie maja 1942 r. Cziczajew odkrył, że w tym samym budynku nie tylko mieści się „kryjówka” części czeskiego wywiadu, lecz także – o zgrozo! – zamieszkują w nim rozmaici Polacy. W wyniku stanowczego protestu sowieckiego delegata Anglicy wyszukali nowe miejsce zakwaterowania dla „Pickaxes”, które mieściło się przy Cropthorne Court.

W lutym i marcu 1942 r. Rosjanie wyrazili zgodę, aby ppłk Hill od czasu do czasu towarzyszył jednostkom NKWD udającym się za linię wojsk niemieckich. Celem jego wypadów była chęć bezpośredniego poznania taktyk stosowanych przez sowiecką partyzantkę. W wyniku tych wypraw Anglik przez pewien czas słał do Londynu entuzjastyczne słowa wsparcia dla koncepcji zrzutów sowieckiej agentury na tyły wroga. Proponował także, aby rozszerzyć tereny zrzutów bolszewickich agentów tak, aby obejmowały również Bliski Wschód. Ta ostatnia propozycja została z miejsca odrzucona przez Londyn, gdyż mogła zagrozić żywotnym interesom Anglii w tym regionie. Namacalnym zyskiem dla Sowietów wynikającym z wypadów Hilla za linię frontu były dary dla NKWD od SIS (Secret Intelligence Service) – 12 radiostacji – oraz od SOE – dwie specjalne radiostacje polowe. W zamyśle darczyńców wszystkie te urządzenia miały służyć sowieckiej partyzantce operującej na terenach okupowanych przez Niemców.

Aby zrewanżować się NKWD za udział w sowieckich wypadach na tyły armii niemieckiej oraz poprawić nadszarpnięte relacje niefortunną obecnością Czechów i Polaków w budynku, w którym przechowywano sowieckich agentów oczekujących na zrzut, ppłk Hill zaproponował Londynowi umożliwienie dwóm oficerom sowieckiego wywiadu – Cziczajewowi i Graurowi – złożenie wizyty w supertajnej Stacji IX położonej w okolicach miasteczka Welwyn. Mieścił się tam ośrodek projektowania i produkcji specjalnych broni i sprzętu służącego do wspomagania działań agentów i organizacji ruchu oporu w okupowanej Europie. Stacja usytuowana była w ekskluzywnym hotelu The Frythe zarządzanym od sierpnia 1939 r. przez MI6. W dostępnej mi dokumentacji nie znalazłem potwierdzenia ich ewentualnej wizyty.

Do końca 1942 R. Anglicy zrzucali sowieckich agentów na tereny państw okupowanych bez powiadamiania o tym rządów tych państw przebywających na uchodźstwie w Londynie. Sytuacja zmieniła się wraz z decyzją „C.D”., według której przed zrzutem należało uzyskać jakąś formę ich aprobaty. Przedłużało to proces dostaw agentury i w końcu 1943 r. zdenerwowani Sowieci zagrozili zerwaniem porozumień moskiewskich.

Jeszcze przez blisko pół roku, lepiej lub gorzej, współpracowano przy przygotowywaniu i realizacji zrzutów, by ostatecznie decyzją Sowietów z dnia 15 maja 1944 r., bez podania przyczyn, ją zakończyć. Dowództwo SOE nie poddawało się jednak. Brytyjczycy najpierw zasugerowali Sowietom wznowienie współpracy na terenie Turcji, która została zerwana w roku 1941 w wyniku tzw.incydentu z von Papenem. NKWD zareagowało pozytywnie. Kontakty miały być jednak ograniczone tylko do spraw Bułgarii i Rumunii. Po kilku tygodniach Sowieci wycofali się i z tego uzgodnienia.

W czerwcu 1944 r. SOE oficjalnie zaprosiło gen. Osipowa do złożenia wizyty w Londynie w celu przedyskutowania możliwości podpisania nowej umowy między SOE a NKWD, która zakładała znacznie pełniejszą niż dotychczas współpracę. Oferta nie została przyjęta. W związku z tym w styczniu 1945 r. SOE zasugerowało Sowietom, że ich wysoki rangą oficer, chodziło o płk. Davida Keswicka, odwiedzi Moskwę w celu skonsolidowania pracy wykonanej przez płk. Hilla i wynegocjowania nowej umowy o współpracy obu służb w krajach otaczających Niemcy, a później także na terenie samych Niemiec.

Czytaj też:
Zagraniczni najemnicy Stalina. Niewygodna prawda o wojnie w Hiszpanii

Sowieci początkowo wykazali pewne zainteresowanie propozycją, ale w pierwszej kolejności zażyczyli sobie przedstawienia pełnego zakresu tematów planowanej dyskusji. W marcu otrzymali tego typu dokument. Sowieci ocenili go jako dotyczący jedynie spraw bieżących bez jakichkolwiek planów na przyszłość i jako taki w całości odrzucili. 12 września zastępca szefa SOE przedstawił pismo, w którym poinformował, że przy pełnym zrozumieniu Foreign Office Misja „SAM” zostanie zamknięta, a personel wycofany z Moskwy. Stało się to 1 października 1945 r.

Z ogólnej liczby 34 sowieckich agentów przybyłych do Anglii w celu przerzucenia ich na terytoria okupowane przez III Rzeszę 25 zostało z sukcesem dostarczonych w zaplanowane rejony, trzech zginęło lub ślad po nich zaginął, a sześciu zostało wezwanych do powrotu do Moskwy. Z liczby 25 na terytorium Francji zrzucono 11 agentów.

Wolta Bieleckiego?

Trudno pisać o kolejnych epizodach II wojny, aby nie natknąć się na temat Polski i Polaków. Tak było i tym razem. W interesującej notatce z 20 stycznia 1944 r. kpt. Derbyshire relacjonuje spotkanie odbyte dzień wcześniej w ramach cocktail party wydanego przez mjr. Seddona z SOE z dwoma oficerami sowieckimi, płk. Iwanem Cziczajewem i mjr. Konstantynem Krasowskim, który w marcu 1944 r. zastąpił w Londynie mjr. Graura. W trakcie długiej rozmowy z Krasowskim kpt. Derbyshire usłyszał od niego następujący komentarz na temat Polski:

„Rząd sowiecki nie będzie miał niczego do czynienia z polskim rządem w Londynie, który z punktu widzenia narodu polskiego nie jest reprezentatywny, jest niekompetentny i nie chce osiągnąć porozumienia z Rosją. Rząd sowiecki ma swoje sposoby rozwiązania sprawy polsko-rosyjskiej. W tej ostatniej sprawie nie rozwinął swojego oświadczenia, ale powiedział, że Rosja wypatruje z zainteresowaniem, jakie kroki podejmie w tym sporze Wielka Brytania i Ameryka”.

Kończąc swoją notatkę, kpt. Derbyshire stwierdził, że w jego odczuciu Krasowski z ramienia OGPU pełnił funckję bacznego obserwatora poczynań swojego szefa, którym był Iwan Cziczajew. Ostrożności nigdy za wiele.

Czytaj też:
NKWD zamordowało gen. George'a Pattona

Innym interesującym faktem dotyczącym Polski, gdzie znów przewija się sowiecki oficer wywiadu Iwan Cziczajew, jest postawa nie byle kogo, ale byłego osobistego sekretarza Romana Dmowskiego, członka Obozu Wielkiej Polski, od czerwca 1939 r. aż do śmierci prezesa Rady Naczelnej Stronnictwa Narodowego, Tadeusza Bieleckiego. Źródło BRIT (poufna notatka z 31 stycznia 1945 r.) powiadomiło służby brytyjskie, że:

„[…] ww. prezentuje obecnie linię prosowiecką i antybrytyjską. Naciska na natychmiastowe porozumienie z Sowietami i kompletne porzucenie Rządu Jego Królewskiej Mości, „jeżeli cokolwiek jest do uratowania”. W tym wątku Wyszyński powiedział, że Bielecki uruchomił bezpośredni kontakt w Londynie z Cziczajewem – bez zgody lub wiedzy Arciszewskiego”.

Jeżeli do życiorysu Tadeusza Bieleckiego dodamy, że był krytycznie nastawiony do układu Sikorski-Majski, to jego wolta w wyborze alianta była jednocześnie i zaskakująca, i niezrozumiała.

Powyższa opowieść pokazuje, że w profesjonalnej działalności wywiadów nie występują jedynie kolory biały i czarny, ale jest sporo miejsca na wszelkie odmiany szarości. O barwach decydują przede wszystkim interesy państwa, a nie tylko nie zawsze wystarczająco szerokie horyzonty polityków. Rolą profesjonalnych oficerów służb wywiadowczych jest wychodzenie naprzeciw potrzebom i interesom państw, którym służą. Nawet zanim pomyślą o tym politycy.

Artykuł został opublikowany w 11/2017 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.