Mimo przyjaznej postawy babci i wnuczki pani Kiernikowa czterokrotnie kazała Teofili i jej córeczce opuścić mieszkanie, głównie w obawie przed częstymi niemieckimi kontrolami. Jedną z nich przeżyły, dosłownie i w przenośni, dzięki temu, że Roma odmówiła w obecności Niemców wyuczony pacierz.
Czterokrotnie też Teofila i Roma wracały do mieszkania Kiernikowej i były przyjmowane. Ostatni raz, gdy nie udał się ich wyjazd do Warszawy. Na krakowskim dworcu, skrajnie osłabioną i chorą matką Romy zainteresowała się kobieta, która uznała, że trzeba wezwać lekarza. Mogło to grozić odkryciem żydowskiej tożsamości Teofili i Romy. Uciekły więc z dworca.
„Otwiera pani Kiernikowa. – Poziomka! – mówi zaskoczona. A potem widzi mamę. – Na litość boską! Teofila...! Bierze mamę pod rękę i wpycha nas do mieszkania”.
Czytaj też:
Sprawiedliwi na Węgrzech. Niesamowity rozdział historii przyjaźni polsko-węgierskiej
Kuzynka Teofili, która ukrywała się u narzeczonego Polaka, zaproponowała, że wynajmie on na swoje nazwisko mieszkanie i wszyscy razem zamieszkają. „A ty w końcu nie możesz nieustannie siedzieć tym Kiernikom na karku. Wiesz o tym dobrze” – powiedziała Teofili. Roma Ligocka wspomniała, że gdy zapadła decyzja o opuszczeniu dotychczasowego schronienia, na twarzy pani Kiernikowej widać było widoczną ulgę, natomiast babcia trzymała ją długo w ramionach, a Manuela powiedziała, żeby Roma ją odwiedziła. „Wiedziałam, że ona rzeczywiście będzie za mną tęsknić”.
W posłowiu do książki Roma Ligocka napisała: „Autorka, mając świadomość, iż nigdy nie była i nie będzie w stanie wyrazić w dostateczny sposób swej wdzięczności wobec całej rodziny Kierników, pragnie tą książką przyczynić się do tego, by przetrwała pamięć o ludziach, którzy gotowi byli narażać własne życie, by ocalić życie innym”. Swoją autobiografię napisała po obejrzeniu filmu „Lista Schindlera” Spielberga, gdy w postaci dziewczynki w czerwonym płaszczyku odnalazła siebie.
(Na podstawie książki Romy Ligockiej, „Dziewczynka w czerwonym płaszczyku”, Kraków 2001)
Natan Gross (1919–2005) – reżyser, pisarz, współtwórca izraelskiego przemysłu filmowego
Był synem znanego krakowskiego właściciela sklepów z porcelaną, kryształami i lampami. Po zamknięciu i likwidacji krakowskiego getta ukrywał się wraz z matką i rodzeństwem w Krakowie, a później w Warszawie. W Krakowie w ciągu czterech miesięcy mieszkali w 14 miejscach. Musieli zmieniać je z powodu strachu swoich gospodarzy przed donosem, szantażami lub przed niemieckimi kontrolami. Natan Gross pisał we wspomnieniowej książce „Kim pan jest, panie Grymek?”, że „papierowi Aryjczycy” starali się, na wszelki wypadek, zmieniać mieszkania, w których się ukrywali, co trzy miesiące. Była to jednak najczęściej teoria, gdyż nie było takich możliwości.
O przetrwaniu Natana Grossa i jego rodziny zdecydowały zarówno przedwojenne znajomości z Polakami, jak i pomoc przypadkowo spotkanych ludzi. Natan Gross często podkreślał głęboką religijność osób niosących pomoc Żydom. Taką osobą była pani Kapiasowa, nauczycielka, która udzieliła schronienia Natanowi Grossowi i jego bratu Jerzykowi, choć sama ledwo wiązała koniec z końcem. Musieli jednak opuścić jej mieszkanie, gdyż sąsiad – policjant, „wyjątkowy drań” – dawał Kapiasowej do zrozumienia, że wie o ukrywających się u niej Żydach.
Grossowie spieniężali wartościowe rzeczy u rodziny Sroków, by mieć na życie. Natan Gross wspomniał, że kupując „okazyjnie”, wierzyli, że pomagają Żydom. „I rzeczywiście, ale nie mogli przemóc swojej natury i zapłacić np. więcej, wiedząc, że jesteśmy w potrzebie i żadnych dochodów nie mamy. […[] Targowali się o każdy grosz. Co nie znaczy, że po ubiciu interesu pani Srokowa nie wsuwała Matce jakiejś paczki z kiełbasą i owocami »dla dzieci«. Jako dobra Polka i katoliczka wierzyła, że dobre uczynki są gdzieś zapisywane i nie zostaną zapomniane w chwili Ostatecznego Rachunku”.
Czytaj też:
Byłam w Auschwitz. „Dwukrotnie odstawiano mnie do komory gazowej”
Dzięki sprzedaży obrazu Maurycego Gottlieba Grossowie mogli kupić polskie kenkarty. Jednak ci, którzy je załatwiali, podeszli do sprawy lekceważąco. Natan dostał kenkartę na osobę Franciszka Grymka, 10 lat starszego od niego, i by zniwelować różnicę, musiał zapuścić wąsy.
Po ucieczce z getta Natan i Jerzyk skierowali się właśnie do Sroków. „Srokowie nie zawiedli naszych nadziei”. Jednak ze schronienia w piwnicy musieli zrezygnować, gdyż sąsiedzi zaczęli zwracać uwagę na hałasy z niej dochodzące. „Pan Sroka wolał, żebyśmy sobie już poszli i nie narażali go więcej”. Matka znalazła miejsce u Stasi Gawron, która później przyjęła jej córkę („Miała złote serce i rozumiała sytuację: Nic się nie stało! Jest miejsce dla matki, będzie i dla córki”), a potem także synów. Ryzykowała bardzo, gdyż jej sublokatorem był niemiecki żołnierz. Grossowie nie mogli więc tam długo przebywać.
Gdy Natan z bratem pojechali do Warszawy i nie mogli znaleźć rodziny, zaproponowały im mieszkanie trzy siostry-szmuglerki. „Mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że nie spotkałem zacniejszych ludzi w Warszawie, a równie zacnych niewielu” – wspominał je Gross. W Warszawie zetknęli się z szantażystami, którym musieli oddawać pieniądze. Jednych Gross nazwał „wielkodusznymi”, gdyż z 500 zabranych, po protestach, że zostaną bez grosza, oddali 200 zł, przestrzegając, by nie kręcili się za dużo po mieście, bo jak znowu się spotkają, to tak tanio nie będzie. Poradzili też, jak się zachowywać na ulicy, jak zmienić uczesanie, by nie rzucać się w oczy.
Herszta innych szantażystów – policyjnych agentów Natan Gross zmiękczył, odwołując się do jego matki, pytając, czy byłaby zadowolona, gdyby się dowiedziała, że wyprawia ludzi na śmierć. Ostatecznie szantażysta zadowolił się zabraniem tygodniówki, dwoma płaszczami i marynarką. Okazało się, że braci zadenuncjowała sąsiadka na posterunku policji. Powiedziano jej tam: „A co panią to obchodzi? To także ludzie. Zresztą niech pani zgłosi to na Szucha”. Sąsiadka nie miała jednak ochoty na wizytę w budynku gestapo. Natomiast agentów nasłał komisarz policji. Może, jak przypuszczał Gross, z obawy, by nie wyszło na jaw, że odmówił przyjęcia donosu, a może z chęci zysku.
W kolejnym schronieniu wsparciem dla Natana i Jerzyka byli dozorca Kozłowski i jego żona. „Zyskaliśmy oddanych przyjaciół w dozorcostwie Kozłowskich, zwłaszcza gdy dowiedzieli się o nas prawdy”. Jednak bywało i tak, że musieli zmieniać ukrycie, gdyż sąsiedzi, „dobrzy ludzie”, niedwuznacznie dawali do zrozumienia, iż powinni opuścić ich kamienicę. Czasami ostrzegali, że w domu są donosiciele. Gdy się wyprowadzali, Kozłowska powiedziała: „Jeśli kiedykolwiek będziecie bez mieszkania, w ciężkim położeniu, przyjdźcie do nas. Zawsze będzie tu na was czekało łóżko i miska”. Dzięki polskiej pomocy Grossowie: matka, dwóch synów i córka, przeżyli niemiecką okupację.
(Na podstawie książki Natana Grossa „Kim pan jest, panie Grymek”, Kraków 1991)