Sprawie przewodniczył sędzia Roman Kryże, oddelegowany w tym celu z Sądu Najwyższego. Kryże był w oczach władz PRL wyjątkowo zaufanym sędzią – w najmroczniejszych latach stalinizmu skazał na śmierć ponad 80 członków podziemia (sądzeni przez niego ludzie ukuli powiedzenie: „Sądzi Kryże, będą krzyże”).
2 lutego 1965 roku zapadły wyroki. Na karę śmierci skazano Stanisława Wawrzeckiego. Czterem dyrektorom wymierzono karę dożywotniego pozbawienia wolności, a reszta oskarżonych została skazana na 9-12 letnie wyroki więzienia.
„Wobec grabieżców mienia społecznego sięgającego milionów złotych nie może być w Polsce Ludowej, która z ogromnym trudem i wysiłkiem całego społeczeństwa odbudowuje zgliszcza i ruiny pozostawione przez wojnę, żadnego pobłażania. Tego rodzaju wrzód na organizmie zdrowego społeczeństwa musi być wypalony do korzeni” - napisali sędziowie w uzasadnieniu wyroku.
Zaledwie półtora miesiąca później Stanisław Wawrzecki został powieszony w więzieniu przy ul. Rakowieckiej w Warszawie. Była to jedyna w PRL kara śmierci wykonana na cywilu za przestępstwo gospodarcze.
Czytaj też:
Zabijał, gdy żona rodziła. Ostatnie egzekucje w PRL
W związku z trybem prowadzenia procesu, adwokaci Wawrzeckiego nie byli w stanie odwołać się od wyroku. Mimo licznych apeli Rada Państwa nie zdecydowała się skorzystać z prawa łaski.
W 2004 roku wyroki wydane w „aferze mięsnej” zostały uchylone przez sąd, który stwierdził, że taki tryb prowadzenia procesu był kompromitacją dla wymiaru sprawiedliwości.
(pw)