„Jeśli tak jak ja szczerze wierzycie w zasady sprawiedliwości i równości każdego, choćby najskromniejszego człowieka w obliczu prawa, które stanowią fundament, na którym zbudowano nasz kraj, musimy naciskać na szeroko zakrojone, publiczne śledztwo” – alarmował Ridenhour w liście, który wysłał do najważniejszych amerykańskich instytucji. „Czuję, że muszę podjąć jakieś zdecydowane działania w tej sprawie. Mam nadzieję, że natychmiast rozpoczniecie śledztwo i będziecie mnie informować o jego postępach. Jeżeli nie możecie, to nie wiem, jak inaczej mam postąpić”. List spotkał się z zainteresowaniem kilku czołowych kongresmenów, którzy zaczęli naciskać na armię, by wyjaśniła tę sprawę.
Drugą kluczową osobą dla ujawnienia prawdy na temat My Lai był dziennikarz śledczy Seymour Hersh, który pisał o tej sprawie teksty, a także dotarł do zdjęć wykonany tego dnia w wiosce przez fotografa US Army. Henry Kissinger, doradca ds. bezpieczeństwa narodowego USA, przyznał, że były to kluczowe materiały: „Zdjęcia przedstawiały oczywistą zbrodnię wojenną i były zbyt szokujące, aby można było sprawę zatuszować”.
„I niemowlęta”
Wobec nacisku opinii publicznej, armia musiała raz jeszcze wrócić do zbrodni w My Lai. Na jaw zaczęły wychodzić coraz bardziej szokujące szczegóły tej sprawy. Mord w My Lai spowodował tąpnięcie w poparciu amerykańskiego społeczeństwa dla interwencji w Wietnamie.
Wyjątkowo szerokim echem odbił się w mediach wywiad, którego – nie wiedzieć czemu – udzielił Mike’owi Wallace’owi z CBS Paul Meadlo, jeden z żołnierzy kompanii „Charlie”. Nie był on w stanie stwierdzić, ile dokładnie osób zamordował tamtego dnia w My Lai.
- Mogłem zabić dziesięciu, może piętnastu – przyznał Meadlo.
- Mężczyzn, kobiet i dzieci? - dopytał Wallace.
- Mężczyzn, kobiet i dzieci.
- I niemowlęta?
- I niemowlęta.
Calley, jedyny skazany w tej sprawie, został w niedługim czasie potraktowany w wyjątkowy sposób. Interwencja amerykańskiego prezydenta skończyła się znaczącym złagodzeniem kary. Jego dożywotni wyrok został zamieniony na 3,5 roku... aresztu domowego.
Calley przez lata milczał na temat zbrodni w My Lai. Dopiero w 2009 roku zdecydował się na rozmowę z mediami: „Nie ma dnia, w którym nie czułbym wyrzutów sumienia za to, co się stało. Jest mi bardzo przykro…”. Jak jednak dodał: „Byłem porucznikiem dostającym rozkazy od swego dowódcy i wykonywałem je – niemądrze, jak myślę”.