Pewnego letniego dnia 842 r. bogaty niemiecki port Hamburg został zdobyty przez najeźdźców, z których część przypłynęła na statkach, a część nadeszła wzdłuż Łaby. Napad był tak nagły, że nie zdążono zorganizować obrony. Miejscowy arcybiskup Ansgar uciekając z miasta, zdołał wywieźć tylko najważniejsze relikwie. Nie miał nawet czasu spakować własnych ubrań...
Książę Kościoła po pewnym czasie wrócił do Hamburga, ale zaledwie trzy lata później znów musiał z niego uciekać, kiedy ci sami napastnicy ponownie przybyli z zamiarem złupienia portu. Wówczas Ansgar na stałe przeniósł siedzibę arcybiskupią do Bremy, miasta mniej narażonego na najazdy barbarzyńców. Porażka hamburskiego pasterza miała wydźwięk nie tylko militarny, ale też prestiżowy, gdyż Ansgar był również biskupem misyjnym, którego obszarem działalności pośród pogan były Dania i nadbałtyckie obszary słowiańskie, w tym kraj Obodrzyców. Tymczasem jego miasto zniszczyli właśnie duńscy wikingowie i wojownicy obodrzyccy. Słowiańscy łupieżcy przez następne 300 lat gościli w Hamburgu jeszcze kilka razy, zawsze pozostawiając po sobie zgliszcza. Jednak port ten nie był ani jedyną, ani najbogatszą zdobyczą Słowian w ich znaczonej łunami drodze na zachód i północ.
Na zachód – lądem
Ze szkolnych lekcji historii można się dowiedzieć, że Słowianie podczas swych wędrówek w wiekach VI–VIII zajęli olbrzymie połacie Europy, na południu zatrzymując się dopiero na Krecie, a na wschodzie – na Wołdze. Mało się za to mówi o ich zachodnim zasięgu ekspansji, a już w ogóle nie wspomina się o zasięgu północnym.
We wczesnym średniowieczu w naszym regionie Europy panowała znacząco inna sytuacja etniczna niż obecnie, gdyż Słowianie zajmowali całą wschodnią część dzisiejszych Niemiec. Na zachodzie dotarli do Łaby i dlatego ich odłamy mieszkające pomiędzy tą rzeką a Odrą określa się „połabskimi”. Do X w. południowe plemiona Połabian (takie jak Serbowie, Łużyczanie czy Milczanie) uległy podbojowi niemieckiemu, natomiast ich północnopołabscy pobratymcy – Obodrzyce, Wieleci i Ranowie – aż do XII stulecia opierali się armiom sąsiadów: Niemców, Duńczyków, Polaków i Pomorzan.
Najbliżej do Hamburga mieli Obodrzyce, zajmujący obszary nad Zatoką Lubecką. Stamtąd wyprawiali się (czy to samodzielnie, czy w sojuszu z ludami wieleckimi) na różne krainy niemieckie, przede wszystkim na ziemie Sasów i Turyngów. Przez stulecia przywozili stamtąd łupy, o których to wydarzeniach często wspominały niemieckie kroniki. Na przykład w 939 r. najpierw rozbili całą armię saską pod komendą wodza Hiki, po czym ogołocili okoliczne obszary z wszelkiego dobra. Z kolei w 997 r. zniszczyli potężną saską twierdzę Arneburg, złupili pobliskie ziemie i – co wywołało największą wściekłość chrześcijan – uprowadzili mniszki z klasztoru w Hillslewe. Oczywiście sami też byli wielokrotnie najeżdżani przez zachodnich sąsiadów, a nawet prowadzili z nimi długotrwałe wojny kończące się dużymi bitwami z udziałem wielkich zastępów wojsk. Tak było w roku 798, kiedy pozostający w sojuszu z Karolem Wielkim obodrzycki książę Drożko rozbił główne siły Sasów nad rzeką Święcianą i wyrżnął 4 tys. wrogów. Równie spektakularnym triumfem Słowian było wybicie do nogi licznej armii margrabiego Marchii Północnej Wilhelma pod grodem Przęcława nad Łabą w 1056 r. Niemcy stracili w bitwie tak wielu dostojników państwowych, że – jak głosiła plotka dworska – na wieść o tej klęsce cesarz Henryk III zmarł rażony atakiem apopleksji.
Jak świadczą frankijskie, niemieckie i arabskie źródła pisane oraz znaleziska archeologiczne, Słowianie przekraczali Łabę nie tylko jako łupieżcy, ale też jako osiedleńcy. W efekcie ziemie na zachodnim brzegu tej rzeki zostały zajęte przez plemiona Drzewian czy Lipian. Wiadomo też, że inne ludy połabskie przenikały daleko w głąb Turyngii i Bawarii. Według niektórych naukowców tamtejsi Słowianie pozostawali przez długi czas niezależni, o czym mają świadczyć budowane przez nich grody (będące ośrodkami państwowości plemiennej) czy opisy z epoki, na przykład relacja arabskiego historyka Al-Masudiego o księciu Ratiborze panującym w X w. nad rzeką Men w Bawarii.
Wynika z tego, że napór Słowian na obszar frankijski, a potem niemiecki trwał od końca VI w. i odbywał się zarówno w formie przemieszczania się całych grup ludności, jak i w postaci najazdów. W X w. państwo niemieckie przeszło do kontrataku: zajęło południowe Połabie, zaś z północnopołabskimi Obodrzycami i Wieletami przez następne 200 lat toczyło krwawe wojny.
Na północ i zachód – morzem
Jako że Obodrzyce, Ranowie z Rugii i niektóre ludy wieleckie zamieszkiwali tereny nadbałtyckie, już od VIII w. prowadziły intensywną morską działalność handlową i wojenną, a potem osiedleńczą. Także Słowianie pomorscy, przede wszystkim Wolinianie i Szczecinianie, znani byli Skandynawom jako bezlitośni piraci oraz najeźdźcy.
Zachowały się opisy licznych słowiańskich wypraw przeciwko ludom Północy – wypraw nie tylko łupieskich, ale też zakrojonych na szeroką skalę akcji militarnych wspartych międzynarodowymi sojuszami dyplomatycznymi. W 1043 r. połączone floty plemion słowiańskich rozbiły armadę norwesko-duńskiego króla Magnusa, po czym lądowa armia Obodrzyców złupiła południową Jutlandię, a równocześnie ich statki okrążyły Danię, pustosząc po drodze liczne osiedla, w tym duży port Ribe. Z kolei najbogatsze duńskie miasto – Hedeby (położone niedaleko dzisiejszego Szlezwiku) – przynajmniej dwukrotnie padało łupem Słowian, a ich napad z roku 1066, prowadzony przez księcia obodrzyckiego Błusa, położył kres istnieniu tego sławnego portu.
W 1135 r. Słowianie wyruszyli przeciw samej stolicy Danii, Roskilde, której nie był w stanie obronić król Eryk Godny Pamięci. Rok później Pomorzanie pod wodzą księcia Racibora doszczętnie spalili jeden z najważniejszych ośrodków handlowych Północy – Konungahelę (leżącą nieopodal dzisiejszego Göteborga). Znane są też przypadki, kiedy na sam widok statków słowiańskich umykały całe floty wikińskie – tak było w 1135 r., kiedy rejteradą w obliczu łodzi bojowych Pomorzan popisał się wspomniany już duński król Eryk. Ogólnie rzecz biorąc, druga połowa XI w. i pierwsza połowa XII w. stanowiły okres słowiańskiej dominacji na zachodnim Bałtyku.
Osadnicy słowiańscy na Północy
Oprócz militarnego i politycznego istniał jeszcze jeden aspekt aktywności Słowian na Północy – osadniczy. Dawniej badacze wiedzieli na ten temat tylko tyle, że południowe wyspy archipelagu duńskiego, Lölland, Falster i Møn, były we wczesnym średniowieczu zamieszkane przez Słowian, o czym świadczyły istniejące do dziś nazwy miejscowe takie jak Fribrodje (przekształcenie pierwotnego miana Przybrodzie), a także zapisane w źródłach imiona wojowników – Drebor czy Gniewomir.
Późniejsze badania wykazały, że osadnictwo słowiańskie nie ograniczało się do tych wysp. Na wielu obszarach ówczesnego państwa duńskiego, od wschodniej Jutlandii do Skanii, archeolodzy znajdują liczne przedmioty typowo słowiańskie, na przykład ceramikę czy ozdoby. Skala tego zjawiska jest na tyle duża, że nie można go tłumaczyć importem tych wyrobów ani osadzaniem tam słowiańskich niewolników. Poza tym istnieje pewna kategoria znalezisk, takich jak biżuteria kobieca, które rzadko podlegały zjawisku „importu mody”, dlatego jeśli na przykład w południowej Norwegii znajduje się kobiece ozdoby słowiańskie, można być niemal pewnym, że przywiozła ją ze sobą prawdziwa Słowianka niebędąca niewolnicą.
Z licznymi wyrobami słowiańskimi mamy do czynienia na terenach duńskich, a także w wielu osiedlach handlowych południowej Norwegii, środkowej Szwecji czy Gotlandii. Wynika z tego, że we wczesnym średniowieczu doszło do różnokierunkowych fal napływu Słowian na Północ. Zagadką pozostaje, czy migracje te rozpoczęły się w IX w. czy już w drugiej połowie VIII w. Wiadomo tylko, że z apogeum słowiańskiego osadnictwa w Skandynawii mamy do czynienia w wieku X.
Część naukowców zakłada, że doszło albo do kilku krótkotrwałych, za to licznych fal migracyjnych, albo też był to proces długofalowy, w którym uczestniczyły małe grupy ludzi. Zapewne w pierwszym okresie celem były większe ośrodki handlowe Północy, gdzie osiedlali się słowiańscy kupcy i rzemieślnicy – przede wszystkim garncarze. W Skandynawii produkcja naczyń kuchennych stała na niskim poziomie, dlatego ceniono tam ceramikę słowiańską, która była tak dobrej jakości, że niektóre jej rodzaje uznawano za produkty luksusowe i traktowano na równi z drogą ceramiką importowaną znad Renu. Słowiańskie towary (oprócz wyrobów rzemiosła także zboże, miód czy wosk) zaczęto sprowadzać pod koniec VII w., zaś być może już w połowie VIII w. rozpoczął się proces osadnictwa rzemieślników i kupców słowiańskich w ośrodkach protomiejskich Północy. Kronikarz Adam Bremeński, autor „Dziejów biskupów Kościoła hamburskiego” twierdził, że jeszcze w XI stuleciu żyjący tam przybysze zza wód Bałtyku zachowywali etniczną odrębność.
Słowianie przenosili się nie tylko do dużych ośrodków. Znaleziska z ostatnich lat świadczą, że chętnie osiedlali się też na terenach wiejskich w Danii. A biorąc pod uwagę, że w IX i X w. wielu Duńczyków wyemigrowało na Wyspy Brytyjskie i do północnej Francji, część duńskich ziem musiała leżeć odłogiem. Słowianie zajmowali je zapewne w pokojowy sposób, co więcej – byli prawdopodobnie radośnie witani przez miejscowych możnych i władców.
Większość tych osiedleńców uległa naturalizacji. Wprawdzie tworzący w połowie X w. na dworze norweskim skald Guthorm Sindri wspomina w utworze „Hákonardrápa” o istniejących na wybrzeżach Skanii bazach pirackich słowiańskich „frelsi”, czyli „wolnych wojowników”, jednak wydaje się, że najpóźniej do początku XI w. większość owych emigrantów uległa zlaniu z okoliczną ludnością skandynawską.
Wyjątkiem byli wspomniani już osadnicy z wysp południowoduńskich. Ci nie zamierzali się ani naturalizować, ani poddawać – aż do drugiej połowy XII w. stawiali opór władcom duńskim i czynnie wspierali nadpływających z południa łupieżców słowiańskich. Dopiero król Waldemar I (panował w latach 1146–1182) zdołał ich podporządkować koronie duńskiej. Nie bez przyczyny zresztą otrzymał przydomek Wielki – zasłużył sobie na niego między innymi tym, że jako pierwszy władca duński od wielu dziesięcioleci zaczął zwyciężać słowiańskich najeźdźców.
Na zachodnich krańcach świata
Słowianie nadbałtyccy nie zawsze walczyli z wikingami – kiedy zachodziła taka potrzeba, wchodzili z nimi w przymierza. Pamiętamy o ich wspólnych najazdach na Hamburg w IX stuleciu, znane są też inne przykłady ich współdziałania z tak wczesnego okresu. Wydaje się nawet, że już w drugiej połowie VIII w. obie strony zawierały okresowe sojusze, aby wspólnie podążać ku obszarom nadającym się do złupienia.
Na wybrzeżu fryzyjskim, a więc na terenach u ujścia Renu, gdzie istniało wiele bogatych ośrodków kupieckich prowadzących handel państwa Franków z Wyspami i Północą, archeolodzy odnaleźli miejsca długotrwałego postoju najeźdźczych wojsk wikińskich z przełomu VIII i IX w. Ciekawe, że część owych łupieżców posługiwała się ceramiką słowiańską. Jak się przypuszcza, nie są to importy ze Słowiańszczyzny, zatem już w pierwszej fali wikingów łupiących Fryzję (a być może też inne kraje Zachodu) znajdowali się również Słowianie.
Czy zasilali też szeregi Skandynawów podczas ich najwcześniejszych najazdów na Anglię i Szkocję? Na razie nie ma na to dowodów. Pamiętajmy jednak, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu naukowcy nie dopuszczali możliwości osadnictwa Słowian w Skanii czy docierania przez nich do Fryzji.
Pójdźmy jeszcze dalej na północny zachód. Jak zdają się świadczyć niektóre interpretacje niedawnych wykopalisk na Islandii, znaleziono tam ziemianki w typie wczesnosłowiańskim. Mogłoby to świadczyć, iż wśród pierwszych osadników na Islandii w IX w. byli Słowianie nadbałtyccy. Jeśli te przypuszczenia zostaną potwierdzone, będziemy mówić o słowiańskim uczestnictwie w zasiedleniu Lodowej Wyspy. Zastanawiające są też doniesienia, że podobne ziemianki znaleziono na zachodnich wybrzeżach Norwegii – ślady te mogłyby ukazywać „przystanek pośredni” słowiańskich sprzymierzeńców wikingów w drodze na Islandię, a może nawet na Wyspy Brytyjskie. Zakładając nawet jednak, że Połabianie lub Pomorzanie rzeczywiście uczestniczyli w pierwszej fazie wikińskiego zdobywania świata Zachodu (druga połowa VIII w. i początek IX w.), należy przypuszczać, że bardzo szybko roztopili się w skandynawskim otoczeniu, skoro zachowały się jedynie nieliczne ślady ich krótkotrwałej obecności na zachodnich krańcach Europy.
Także w Anglii odnotowano „słowiański trop”, przy czym dotyczący nie osadnictwa ani łupiestwa, ale raczej działań politycznych lub kariery najemniczej. W roku 1026 w orszaku przebywającego tam króla Kanuta Wielkiego, władcy Danii, Norwegii i Anglii, znajdował się niejaki książę Wrytsleof. Imię to naukowcy odczytali jako Warcisław, co sugeruje, że mógł należeć do rodu władców Pomorza albo kraju Obodrzyców. Skoro zaś wymieniono go wśród podlegających Kanutowi królów i książąt, był postacią znaczną, więc na pewno przebywał w Anglii z przyboczną drużyną – a ta była zapewne złożona z jego krajan. Czy Warcisław został na Wyspach ze swymi wojownikami, czy później wrócił nad Bałtyk, nie wiadomo.
Północne ugrupowania Słowian połabskich walczyły długo, bo aż do połowy XII w., z nawałą niemiecką, duńską i polsko-pomorską. Jednym z ostatnich przejawów bitności i wojennych talentów Połabian było ponowne – już szóste w dziejach – zdobycie przez nich Hamburga. Nieszczęsne miasto zostało w roku 1110 najechane przez Wagrów, czyli jeden z ludów obodrzyckich. Później jednak nadszedł czas spokoju dla tego portu u ujścia Łaby, gdyż w ciągu następnych dziesięcioleci ostatnie plemiona pogańskich Słowian zaodrzańskich zostały pokonane, po czym wytępione bądź zgermanizowane.
Artur Szrejter
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.