Centralna rola Polski w hitlerowskiej geopolityce

Centralna rola Polski w hitlerowskiej geopolityce

Dodano: 
Hans-Adolf von Moltke, Józef Piłsudski, Joseph Goebbels i Józef Beck w Warszawie 14 czerwca 1934
Hans-Adolf von Moltke, Józef Piłsudski, Joseph Goebbels i Józef Beck w Warszawie 14 czerwca 1934 Źródło: Bundesarchiv, Bild 183-B0527-0001-293 / CC-BY-SA 3.0
"Polska w hitlerowskim układzie geopolitycznym odgrywać musiała centralną rolę." – pisze Marek Świerczek w swej najnowszej książce pt. "Krucjata 1935. Wojna, której nigdy nie było" wydanej nakładem wyd. Fronda.

Poniższy tekst to fragment książki „Krucjata 1935. Wojna, której nigdy nie było” autorstwa Marka Świerczka, wydanej przez wyd. Fronda.

Polska w hitlerowskim układzie geopolitycznym odgrywać musiała centralną rolę.

Po pierwsze, sojusz z nią rozwiązywał podstawowy problem zaopatrzenia armii niemieckiej mającej atakować północną, uprzemysłowioną część Rosji (gdyż Polska gwarantowałaby ciągłość dostaw przez swoje terytorium). Po drugie, zabezpieczał Niemcy przed Francją, która traciłaby kluczowego sojusznika na wschodzie, bez którego nie mogła już szachować Niemiec nakreśloną przez Hitlera w Mein Kampf perspektywą wojny interwencyjnej. Po trzecie, mobilna (z racji silnego kawaleryjskiego komponentu) i doświadczona w walce w wojnie z bolszewikami armia polska mogłaby mieć strategiczne znaczenie w walkach na wschodnich równinach.

Innymi słowy bez Polski pochód na ZSRS był po prostu niemożliwy, gdyż nie tylko utrudniałby atak (uniemożliwiając rozwinięcie natarcia w ramach kleszczy od północy), ale nade wszystko narażałby na zniszczenie Prusy Wschodnie, które Armia Czerwona mogłaby zaatakować, uprzednio zająwszy pozbawioną silnych armii Pribałtykę. W takim wypadku armia niemiecka w Prusach, pozbawiona wsparcia materiałowo-ludzkiego z Rzeszy, musiałaby szybko ulec, a to mogłoby prowadzić do upadku morale w siłach zbrojnych i wśród ludności cywilnej, co mogło wzmóc nastroje probolszewickie wśród proletariatu. W dodatku tak duże niepowodzenie mogłoby skłonić Francję (zdaniem Hitlera – wiecznie wrogą Niemcom) do wykorzystania okazji i zaatakowania zachodnich granic Niemiec, nawet bez oglądania się na polskiego sojusznika.

Tak więc Polska była państwem piwotalnym, bez którego Hitler nie mógł nawet marzyć o realizacji swojego strategicznego planu, wokół którego obudował przecież całą swoją politykę zagraniczną. Na płaszczyźnie strategicznej, by zrealizować swoją wizję antysowieckiej krucjaty, Hitler miał dwa wyjścia: albo wciągnąć RP do sojuszu, albo ją zniszczyć, by zdobyć tak upragniony „korytarz”, bez którego inwazja na ZSRS była niemożliwa. Na początku lat 30. XX w. nie był w stanie nawet myśleć o drugiej opcji, gdyż nie dysponował (jeszcze) liczną i zmodernizowaną armią, która mogłaby szybko pokonać Wojsko Polskie, bez wywoływania reakcji sprzymierzonej z RP Francji (która, również z powodu relatywnej słabości Niemiec, raczej nie wahałaby się, by otworzyć drugi front).

Musiał więc zaoferować Polakom coś, co – w jego mniemaniu – musiało ich skłonić do sojuszu. Oferta Hitlera, jak już wspomniano wcześniej, była logiczna: Polska odzyskałaby granice przedrozbiorowe, powiększone o gwarancje dostępu do Bałtyku i porty na wybrzeżu Morza Czarnego. Przy tym, jak się wydaje, oferta Hitlera ewoluowała: od propozycji „przesunięcia” dostępu Polski do Bałtyku na wschód w postaci portów litewskich (wskutek rozbioru Litwy między RP i Niemcy) aż po pomysł oferowania Polsce Ukrainy z Odessą, przy zagwarantowaniu praw do korzystania z portów bałtyckich (tj. Wolnego Miasta Gdańska lub Kłajpedy) należących jednakże do Rzeszy.

M. Świerczek, Krucjata 1935. Wojna, której nigdy nie było, wyd. FRONDA

Warto w tym miejscu dodać, że inicjatorem pomysłu oddania Polsce Litwy jako rekompensaty za jej udział w sojuszu bynajmniej nie był Hitler. Ubiegł go w tym Karol Radek, który – w ramach sowieckiej polityki alternatywnej wobec NKID ­– w lipcu 1933 r. zaproponował stronie polskiej sowiecką zgodę na inkorporację Litwy w zamian za ustępliwość Polski w pozostałych kwestiach dotyczących rozdziału Pribałtyki. Było to skutkiem zrozumienia przez władze sowieckie skali zagrożenia płynącego z nazistowskich Niemiec, czego dowodem był choćby artykuł tegoż Radka z 22 marca 1933 r., w którym otwarcie sugerował, że Niemcy zmierzają do terytorialnych zdobyczy ZSRS. Z tego punktu widzenia Hitler jedynie – mówiąc obrazowo – „przejął piłkę” od tajnej dyplomacji sowieckiej, by uniknąć wciągnięcia Polski w sowieckie antyniemieckie machinacje. Zgodnie z jego ideą, w zamian Polska miałaby oddać niemiecki Gdańsk i „korytarz”, bez którego Niemcy nie tylko nie mogli uderzyć na ZSRS, ale także nie byliby w stanie zarządzać zdobytymi (jak planowali) terenami na północnym-zachodzie Rosji. Do oferty terytorialnej Niemcy dodawali także gwarancje ekonomiczne w Gdańsku oraz inwestycje w polski przemysł i transfer technologii, plus rezygnację z jakichkolwiek dalszych żądań terytorialnych. Był to więc de facto wielkoaspektowy „pakiet ofertowy”, potencjalnie całkowicie zmieniający geopolityczną sytuację Rzeczpospolitej.

O tym, że tak było, wiadomo z bardzo wielu źródeł, zarówno niemieckich, rosyjskich, zachodnich, jak i polskich:

W maju 1933 r. Rosenberg sondował akceptację Wielkiej Brytanii dla pomysłu rewizji granicy Polski (tj. „korytarza”) w zamian za zgodę na inkorporację przez Polskę Litwy. Towarzyszyła temu działalność niemieckich agentów wpływu, którzy – według raportu MI5 – promowali w Londynie ideę skierowania ekspansji Niemiec na Pribałtykę i ZSRS. Informacje o tych negocjacjach pochodzą od amerykańskiego dziennikarza Marka Ethridge’a, którzy na przełomie maja i czerwca 1933 r. w kilku artykułach omówił tę kwestię, powołując się na dane z niemieckiego stowarzyszenie Wirtschaftspolitische Gesselschaft. Potwierdzeniem informacji Ethridge’a był wywiad udzielony przez sekretarza ambasady niemieckiej w Londynie Ottona Christiana von Bismarcka kanadyjskiej gazecie „Toronto Mail”, w którym omawiał kwestie „zmiany” polskiego „korytarza” za zagwarantowanie strefy bezcłowej w Gdańsku oraz rekompensatę terytorialną na Ukrianie. Bismarck tłumaczył potem niemieckiemu MSZ, że to nie on, ale Rosenberg spotykał się z dziennikarzami podczas pobytu w Londynie.

Odpowiedzią na ten artykuł był wstępniak z gazety „Пpaвда” z 17 czerwca 1933 r., w którym w agresywnym tonie szydzono z Rosenberga, twierdząc, że usiłował prowadzić rokowania w tej sprawie pomimo zdecydowanej odmowy brytyjskiej. Prawdopodobnie opinia Sowietów na temat brytyjskiej postawy wobec oferty Rosenberga wynikała z przechwycenia wewnętrznego raportu pracownika Foreign Office Laurence’a Colliera, który komentując informację MI5, zauważył, że propozycje Rosenberga są istotnymi wyznacznikami polityki NSDAP pomimo swego bezsensu. Na opinie urzędników brytyjskiego MSZ zapewne miało wpływ wydarzenie w czasie wizyty w Londynie, kiedy to były żołnierz brytyjski wrzucił do Tamizy wieniec ozdobiony swastyką, dopiero co złożony przez Rosenberga przy pomniku upamiętniającym poległych w I wojnie światowej (The Cenotaph), co wywołało falę nastrojów antyniemieckich. To z kolei zostało wykorzystane przez ambasadora Niemiec Leopolda von Hoescha do oskarżenia Rosenberga o psucie pracy MSZ i antagonizowanie Anglików.

Jednakże sprawa celu wizyty Rosenberga i jej rzeczywistego przebiegu wydaje się mocno niejasna, gdyż Rosenberg był zwolennikiem „niemieckiej Ukrainy”, mógł więc co najwyżej lansować ideę rozbioru Litwy i powiększenia białoruskiego terytorium RP, pomysł zaś handlu z Polakami Ukrainą musiał pochodzić z innego źródła. Potwierdzeniem tego przypuszczenia jest zanotowana przez Hermanna Rauschinga rozmowa z Hitlerem, który jednoznacznie powiedział, że Polska ma ambicje terytorialne sięgające od Bałtyku po Morze Czarne i nie zadowoli się Litwą, ale oczekiwałaby zdobyczy na Ukrainie, Białorusi i Łotwie. Podobną tezę zapisał Rosenberg w swoim pamiętniku. (…)

Ponieważ omawiany w niniejszej pracy wycinek czasu ogranicza się do lat 1934-1935, nie ma sensu ciągnąć tej wyliczanki terytorialnych propozycji niemieckich. Jednak by podkreślić trwałość hitlerowskich ofert, warto przytoczyć słowa ministra spraw zagranicznych Rzeszy Joachima von Ribbentropa, który podczas rozmów ostatniej szansy z Beckiem w dniach 25-26 stycznia 1939 r. powiedział Beckowi: Pan jest taki uparty w sprawach morskich. Czarne Morze jest także morzem.

To pojedyncze zdanie zacytowane przez samego Becka może być dowodem, że Niemcy konsekwentnie, od przejęcia władzy przez NSDAP aż do stycznia 1939 r., usiłowali realizować pierwotny plan Hitlera, czyli antysowiecki sojusz z RP, który zapewniłby Rzeszy Lebensraum na wschodzie oraz połącznie z Prus Wschodnich (wraz ze zdobytymi terenami w północnej Rosji i Pribałtykę), dzięki „zamianie” „korytarza” na Ukrainę z dostępem do portów czarnomorskich.

Podkreślmy jeszcze raz: był to racjonalny sposób rozwiązania problemów wygenerowanych przez traktat wersalski oraz narosłych wskutek kryzysu światowego i demograficznej eksplozji w Niemczech i w Polsce, w których koszty tych traktatowych korekt ponieść miał ZSRS, czyli państwo rządzone przez ludzi dokonujących ludobójstwa wśród obywateli własnego państwa.

Koncepcja Hitlera ogniskowała w sobie interesy Niemiec, ale także Francji, Wielkiej Brytanii, Włoch i Polski (oraz, co wydaje się paradoksem, nacjonalnej Rosji), dając możliwość wyjścia z permanentnego kryzysu polityczno-gospodarczego, bez wojny paneuropejskiej (a jak się okazało w konsekwencji, nawet światowej).

Powyższy tekst to fragment książki „Krucjata 1935. Wojna, której nigdy nie było” autorstwa Marka Świerczka, wydanej przez wyd. Fronda.

Czytaj też:
Sobowtór Rudolfa Hessa – kto wylądował w Wielkiej Brytanii?
Czytaj też:
Przełom w medycynie. Jak XIX wiek zwyciężył wiele chorób