Kult cargo. Kto i dlaczego wierzył w bogactwa zrzucane z nieba?

Kult cargo. Kto i dlaczego wierzył w bogactwa zrzucane z nieba?

Dodano: 
Kult cargo. Mieszkańcy jednej z wysp na Pacyfiku przy wybudowanej przez siebie replice samolotu. Kadr z filmu
Kult cargo. Mieszkańcy jednej z wysp na Pacyfiku przy wybudowanej przez siebie replice samolotu. Kadr z filmu Źródło: YouTube / Cargo Cult, iPeteCTorg
Lądowiska dla samolotów budowane w środku dżungli i parady z udawanymi karabinami. Kulty cargo zostały zauważone po raz pierwszy na wyspach Melanezji w czasie II wojny światowej.

Kult cargo rozwijał się na wyspach Oceanu Spokojnego prawdopodobnie już w XIX wieku, jednak przez białego człowieka został dostrzeżony dopiero w czasie II wojny światowej, początkowo na wyspach Melanezji.

Geneza kultu cargo

Kulty cargo na różnych wyspach Pacyfiku charakteryzuje szereg wspólnych cel. Jest to swego rodzaju synteza miejscowych wierzeń i elementów obcych.

Hierarchia społeczna ludów Melanezji skupiała się często wokół „wielkiego człowieka” – osoby, która mogła rozdysponować lub rozdać lub wymienić jak najwięcej dóbr. Czym więcej osób zostało obdarowanych, tym prestiż danej osoby się zwiększał. Ci, którzy nie byli w stanie się odwzajemnić byli określani jako „ludzie-śmieci”.

W chwili, kiedy na wyspy Pacyfiku dotarł biały człowiek, miejscowi stanęli przed nagłym, niespotykanym wcześniej napływem różnych towarów. W ich mniemaniu przybysze dysponowali nieograniczoną liczbą „prezentów”, które mogli rozdać. To powodowało, że czuli się zdominowani i gorsi od Europejczyków, gdyż nie mogli dorównać białym w wymianie dóbr. Tym samym wszyscy automatycznie stracili swój status i stali się nagle „ludźmi-śmieciami”.

Mieszkańcy pacyficznych wysp – nie mając wcześniej styczności z taką ilością towarów oraz nie mając wiedzy o procesie produkcyjnym (nie znali przecież fabryk) – doszli do wniosku, że biali ludzie otrzymują dobra od bogów oraz dzięki wstawiennictwu swoich przodków, którzy są bardzo potężni (bardziej potężni od ich bóstw), skoro potrafią zsyłać takie prezenty.

Krzyż ceremonialny kultu cargo Johna Fruma, wyspa Tanna

Tubylcy z Melanezji szybko zaczęli naśladować wszystkie zwyczaje, zachowania, a nawet wygląd Europejczyków – wszystko, co, ich zdaniem, powodowało, że bogowie „zsyłają” białym bogactwa. W ten sposób zaczęto ubierać się na europejską modłę, budować budynki podobne do tych, jakie stawiali biali. Organizowano ćwiczenia oraz apele wojskowe, które miały przypominać zajęcia europejskich żołnierzy. Z czasem zaczęto budować pasy startowe i lądowiska dla samolotów i helikopterów, gdyż zauważono, że – kiedy biali coś takiego tworzyli – z nieba przybywały kolejne dobra (tzn. dostarczały je samoloty). Miejscowi próbowali nawet wytwarzać różne przedmioty, np. radia – używając do tego orzechów kokosowych i słomy.

Rozwój kultów cargo w czasie II wojny światowej

Najwcześniej zaobserwowanym kultem uważanym za kult cargo był ruch Tikka z wysp Fidżi trwający od około 1885 roku do początku XX wieku. Charakteryzował się on wiarą w powrót (wraz z przybyciem białych) łaski przodków i nadejściem „złotego wieku mocy”.

Kulty cargo pojawiały się okresowo w wielu częściach wyspy Nowej Gwinei. Był to m.in. kult Taro i Vailala, który został dokładniej opisany przez Francisa Edgara Williamsa, jednego z pierwszych antropologów prowadzących badania w Papui Nowej Gwinei.

Najbardziej znane i rozwinięte są jednak kulty cargo powstałe w czasie II wojny światowej i tuż po wojnie. Wierzenia Melanezyjczyków wykorzystali początkowo Japończycy. Kiedy zajmowali wyspy na Oceanie Spokojnym rozdawali miejscowym różne przedmioty zdobywając ich posłuszeństwo. Amerykanie również „wpisywali” się w te zwyczaje i prowadzili z tubylcami wymianę dóbr.

Najczęściej opisywanym kultem cargo jest kult Johna Fruma, który powstał na wyspie Tanna w Vanuatu. Miejscowi czcili niezidentyfikowanych dokładnie Amerykanów, których nazywali John Frum lub Tom Navy. Tubylcy twierdzili, że osoba ta, którą identyfikowali jako dobrego ducha, dostarczała im wiele dóbr i obiecała robić to w przyszłości.

Dogmaty cargo miały ukształtować się w latach 30 XX wieku na wyspie Tanna, za sprawą enigmatycznej postaci Johna Fruma. Opisywany jako amerykański żołnierz, był dla wyznawców wyczekiwanym Mesjaszem. Dużo opowiadał wyspiarzom o swojej wysokorozwiniętej ojczyźnie, pokazywał proste urządzenia techniczne, głosił że wkrótce przybędą do brzegów amerykańskie okręty. Wszystko to było dla tubylców niezwykłe i nie zawsze zrozumiałe, przez co miało wręcz magiczny wymiar.
Proroctwa Fruma ziściły się – w 1942 roku w ten rejon przybyły „wielkie pływające domy”, czyli okręty amerykańskiej floty. Wśród marines tubylcy dostrzegli czarnoskórych mężczyzn, przeto uwierzyli, że właśnie nadchodzi zapowiadany nowy ład – czas równości między wszystkimi ludźmi. Popularne w Stanach i Europie postacie takie jak Wuj Sam i Święty Mikołaj zaczęto utożsamiać z boskimi istotami, na rękach tatuowano znaki przypominające litery U.S.A. Ameryka z opowieści Fruma stała się synonimem raju – papuaską Ziemią Obiecaną.

– czytamy na stronie dziwnawojna.pl

Wyspiarze niemal każdego dnia brali udział w wymianach i byli świadkami „przybywania” towarów z nieba. Ich życie uległo nagle drastycznej przemianie. Nigdy wcześniej nie mieli dostępu do tylu nieznanych sobie przedmiotów. Żołnierze amerykańscy dzielili się z miejscowymi lekarstwami, żywnością w puszkach, czasem namiotami i bronią. W zamian tubylcy byli ich przewodnikami i gościli ich w swoich wioskach.

Wraz z końcem wojny wojska obydwu stron zaprzestały zrzucania ładunków nad wyspami Pacyfiku. Choć dostawy ustały, miejscowi przywódcy religijni twierdzili, że dostawy powrócą i będą to prezenty od zmarłych przodków. Aby wywołać dostawy wyspiarze zaczęli praktykować „parady” wojskowe używając do tego np. rzeźbionych w drewnie karabinów. Wykonywano z drewna słuchawki, które zakładano na głowę i siadano w nich w specjalnie wybudowanych „wieżach kontroli lotów”. Na pasach startowych rozstawiano ludzi, którzy rozpalali ogniska sygnałowe, budowano latarnie morskie, a nawet repliki samolotów naturalnej wielkości. Stawiano też chrześcijańskie krzyże zaobserwowane w miejscach, gdzie Amerykanie grzebali poległych.

Kulty cargo są tak naprawdę poznane tylko w niewielkim stopniu. Rozwijały się one na terenach leżących z dala od ośrodków kolonialnych i miast. Czasami trudno stwierdzić, czy dany kult był naprawdę autentyczny. Możliwe także, że jakiś lokalny przywódca religijny wykorzystywał niekiedy łatwowiernych poddanych i wmawiał im prawdziwość własnej mistyfikacji.

Czytaj też:
Nan Madol. Wenecja Pacyfiku. Tajemnicze miasto na wodzie
Czytaj też:
Kto i kiedy zbudował Puma Punku? Zagadka, która intryguje od lat
Czytaj też:
Jan Kubary. Etnograf-samouk, pionier, podróżnik. Niezwykły życiorys

Źródło: DoRzeczy.pl / dziwnawojna.pl