Totalitaryzm jest zawsze nowoczesny?

Totalitaryzm jest zawsze nowoczesny?

Dodano: 
Heinrich Himmler przemawia do członków Volkssturmu.
Heinrich Himmler przemawia do członków Volkssturmu. Źródło: Wikimedia Commons / Bundesarchiv, Bild 146-1987-128-10 / Falkowski / CC-BY-SA 3.
Z prof. Grzegorzem Kucharczykiem, historykiem rozmawia Tomasz D. Kolanek.

TOMASZ D. KOLANEK: Niemcy chcieli po pierwszej wojnie światowej w swoim państwie totalitaryzmu?

PROF. GRZEGORZ KUCHARCZYK: Na pewno nie chcieli tego, co powstało w Niemczech po pierwszej wojnie światowej, czyli ustroju republikańskiego opartego na demokracji parlamentarnej.

Czego w związku z tym chcieli? W mojej ocenie „fenomen” niemieckiego totalitaryzmu polega na tym, że miał on niemal pełne, szczere poparcie społeczne.

Niemiecki narodowy socjalizm nie ujawnił się niczym grom z jasnego nieba na nieskalanym firmamencie niemieckiej polityki. On rósł mniej więcej od września 1930 r. W kolejnych wyborach – czy to do Reichstagu, czy w wyborach lokalnych, np. w Prusach – narodowi socjaliści odnotowywali systematyczny i lawinowy przyrost głosów. Można więc powiedzieć, że miliony Niemców systematycznie zawierzały narodowym socjalistom przyszłość swoją indywidualną, przyszłość swoich rodzin i całego narodu.

Natomiast czy te miliony wyborców, w latach 1930–1933 głosując na Narodowo-Socjalistyczną Partię Robotników Niemiec (NSDAP), jednocześnie głosowały za ustrojem totalitarnym, za obozami śmierci, za masową eksterminacją Polaków, Żydów i innych „podludzi”, to oczywiście kwestia dyskusyjna. Pewne jest to, że miliony Niemców po pierwsze uważały stan polityczny, w jakim były Niemcy po listopadzie 1918 r., za niedopuszczalny, a po drugie dla milionów Niemców wielka wojna nie zakończyła się 11 listopada 1918 r.

Dlaczego Niemcy nie protestowali na masową skalę w związku z metodami totalitarnymi, które wdrożyli Adolf Hitler i jego towarzysze? W swojej książce „III Rzesza Niemiecka. Nowoczesność i nienawiść” wskazuje pan, że takich protestów było jak na lekarstwo... Dlaczego wybrano, w najlepszym wypadku, milczenie?

Niemiecka opinia publiczna doskonale wiedziała, co dzieje się na Wschodzie, bo tam głównie dokonywano ludobójczej eksterminacji, począwszy od września 1939 r., koncentrując się na polskich elitach, potem przechodząc do eksterminacji ludności żydowskiej i innych narodów słowiańskich. O tym doskonale wiedziano! Miliony żołnierzy Wehrmachtu, Gestapo, SS etc. służyły na froncie wschodnim, wracały na urlopy, pisały listy, mówiły, co się działo. O zbrodniach powszechnie wiedziano, a mimo to trwano do końca przy Führerze. Przypomnę, że najwięcej żołnierzy niemieckich zginęło w ostatnich kilku miesiącach wojny. To pokazywało, że do końca trwali w zaciekłym uporze przy wodzu.

Skąd jednak ten upór? Widzieli zbrodnie, widzieli ludobójstwo, widzieli przelewanie niewinnej krwi, a mimo to do końca wierzyli w wodza. Przypomnę tylko rzeź Woli w Warszawie. Niemieccy żołnierze dostali ustny rozkaz, żeby nie mordować na taką skalę. Odpowiedzieli: „Chcemy mieć to na piśmie”. Na miłość boską! Każdy normalny człowiek dziękowałby Stwórcy, że może przerwać to szaleństwo, a oni nie...

W mojej książce przywołuję wyniki badań opinii publicznej, które przeprowadzili alianci w zachodnich strefach okupacyjnych po zakończeniu drugiej wojny światowej, z których wynikało, że większość respondentów uważała, iż narodowy socjalizm był słuszną ideologią, słusznym ustrojem. Co prawda, były błędy i wypaczenia, ale generalnie był to słuszny ustrój i słuszna praktyka polityczna.

Cały wywiad dostępny jest w 1/2023 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.