Anna Göldi w czasie śledztwa przyznaje się i do czarów, i do kontaktów z szatanem, później jednak zeznania odwołuje. To niczego nie zmienia. Tak Anna Göldi, sama o tym nie wiedząc, przechodzi do historii jako ostatnia ofiara polowania na czarownice.
A pierwsze ofiary? Również w Szwajcarii, w kantonie Valais, gdzie w 1428 r. rozpętano pierwsze prześladowania na masową skalę. Praktykowanie herezji, czarów, morderstwa, kanibalizm, w połączeniu z wysługiwaniem się diabłu – już wówczas zastosowano typowy, powielany później przez wieki pakiet oskarżeń. W ciągu kilkunastu lat w Valais stracono 367 osób, zarówno kobiet, jak i mężczyzn.
Przez 350 lat – dzielących pierwsze i ostatnie egzekucje – za uprawianie czarów skazano w Europie co najmniej 40 tys. osób, a być może nawet aż 60 tys. Wydawałoby się, że jest to rozdział raz na zawsze zamknięty, przynajmniej w świecie zachodnim (bo są, choćby w Afryce, miejsca, gdzie oskarżenia o czary i dziś są na porządku dziennym). Tymczasem jest tak tylko pozornie. Temat czarów i czarownic żyje dziś nowym życiem. Powstają organizacje (zresztą na fali ruchu #MeToo), które stawiają sobie za cel przeprowadzenie rehabilitacji czarownic, przywrócenie im dobrego imienia, a także wynagrodzenie krzywd w formie aktu ekspiacji i upamiętnienia, skoro wobec upływu czasu inaczej się nie da.
Problem w tym, że kryje się za tym nie tylko zrozumienie dla krzywd, których doznały kobiety oskarżone, skazane i stracone, lecz także całkiem współczesna ideologia feminizmu. Czarownice – dowodzą ich obrońcy – nie padły ofiarą ciemnoty i zabobonów, lecz męskiego szowinizmu – a ten, przypominają, jest zjawiskiem ponadczasowym. Czy ów męski szowinizm działał także wobec mężczyzn, skoro stanowili oni 15–20 proc. ofiar? Ten burzący całą konstrukcję aspekt jest dyplomatycznie pomijany milczeniem.
W lisiej skórze
Oskarżenia wobec czarownic (i czarowników, dodajmy, nawet jeśli wzmianka o ich istnieniu psuje obraz agresywnego maczyzmu) są wszędzie takie same. Czarownice miały posiadać niespotykane moce i umiejętności – potrafiły np. przybierać postać zwierząt. Sprowadzały zmiany pogody, klęski nieurodzaju i katastrofy naturalne. Wywoływały choroby, mogły spowodować śmierć. Przychodziło im to tym łatwiej, że pomocą służył im szatan, z którym często utrzymywały też stosunki cielesne. Czarownice nierzadko można było rozpoznać po wyglądzie, bo miewały nienaturalnie długie kończyny, wystające zęby, garb czy inne ułomności fizyczne.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.