Kapelusz, kociołek, miotła i kot

Kapelusz, kociołek, miotła i kot

Dodano: 
Widowisko plenerowe nawiązujące do spalenia na stosie oskarżonej o czary Barbary Zdunk
Widowisko plenerowe nawiązujące do spalenia na stosie oskarżonej o czary Barbary Zdunk Źródło: PAP / Adrian Starus
Teresa Stylińska | Ostatnia egzekucja ma miejsce w szwajcarskim mieście Glarus, stolicy kantonu o tej samej nazwie. Jest rok 1782. Anna Göldi, 48-letnia służąca oskarżona formalnie o próbę otrucia córek swego chlebodawcy, faktycznie zaś o uprawianie czarów, zostaje ścięta.

Anna Göldi w czasie śledztwa przyznaje się i do czarów, i do kontaktów z szatanem, później jednak zeznania odwołuje. To niczego nie zmienia. Tak Anna Göldi, sama o tym nie wiedząc, przechodzi do historii jako ostatnia ofiara polowania na czarownice.

A pierwsze ofiary? Również w Szwajcarii, w kantonie Valais, gdzie w 1428 r. rozpętano pierwsze prześladowania na masową skalę. Praktykowanie herezji, czarów, morderstwa, kanibalizm, w połączeniu z wysługiwaniem się diabłu – już wówczas zastosowano typowy, powielany później przez wieki pakiet oskarżeń. W ciągu kilkunastu lat w Valais stracono 367 osób, zarówno kobiet, jak i mężczyzn.

Przez 350 lat – dzielących pierwsze i ostatnie egzekucje – za uprawianie czarów skazano w Europie co najmniej 40 tys. osób, a być może nawet aż 60 tys. Wydawałoby się, że jest to rozdział raz na zawsze zamknięty, przynajmniej w świecie zachodnim (bo są, choćby w Afryce, miejsca, gdzie oskarżenia o czary i dziś są na porządku dziennym). Tymczasem jest tak tylko pozornie. Temat czarów i czarownic żyje dziś nowym życiem. Powstają organizacje (zresztą na fali ruchu #MeToo), które stawiają sobie za cel przeprowadzenie rehabilitacji czarownic, przywrócenie im dobrego imienia, a także wynagrodzenie krzywd w formie aktu ekspiacji i upamiętnienia, skoro wobec upływu czasu inaczej się nie da.

Problem w tym, że kryje się za tym nie tylko zrozumienie dla krzywd, których doznały kobiety oskarżone, skazane i stracone, lecz także całkiem współczesna ideologia feminizmu. Czarownice – dowodzą ich obrońcy – nie padły ofiarą ciemnoty i zabobonów, lecz męskiego szowinizmu – a ten, przypominają, jest zjawiskiem ponadczasowym. Czy ów męski szowinizm działał także wobec mężczyzn, skoro stanowili oni 15–20 proc. ofiar? Ten burzący całą konstrukcję aspekt jest dyplomatycznie pomijany milczeniem.

W lisiej skórze

Oskarżenia wobec czarownic (i czarowników, dodajmy, nawet jeśli wzmianka o ich istnieniu psuje obraz agresywnego maczyzmu) są wszędzie takie same. Czarownice miały posiadać niespotykane moce i umiejętności – potrafiły np. przybierać postać zwierząt. Sprowadzały zmiany pogody, klęski nieurodzaju i katastrofy naturalne. Wywoływały choroby, mogły spowodować śmierć. Przychodziło im to tym łatwiej, że pomocą służył im szatan, z którym często utrzymywały też stosunki cielesne. Czarownice nierzadko można było rozpoznać po wyglądzie, bo miewały nienaturalnie długie kończyny, wystające zęby, garb czy inne ułomności fizyczne.

Cały artykuł opublikowany jest w 1/2023 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.