Władze Channel Islands wydały jednak Niemcom nie tylko Żydów, ale także mieszkańców, którzy kiedyś służyli w brytyjskiej armii. Okupanci deportowali do Niemiec ponad 2 tys. osób.
To zdarzyło się pod koniec września 1942 r. i moim zdaniem było momentem przełomowym. Carey i Coutanche chcieli się z początku podać do dymisji, ale uznali, że zlikwidowaliby w ten sposób potrzebną strefę buforową.
Przecież od początku byli narzędziem w ręku niemieckich okupantów. Jak mogli się tak oszukiwać?
Oni święcie wierzyli, że służą mieszkańcom. Ani Coutanche, ani Carey nie dostrzegali, że napędzają machinę wojenną wspólnie z Niemcami. Mieli za to poczucie, że są instytucją, która stoi Niemcom na drodze zaprowadzania faszyzmu na wyspach. Uważali zresztą, że w tamtej sytuacji nie mieli dobrego wyjścia, że ten specyficzny kompromis był jedynym sposobem ratowania społeczności, którą zarządzali. To miał być administracyjny sabotaż. Niestety akurat na wyspach okazał się niespecjalnie skuteczny. Trzeba wiedzieć, że kiedy decydujesz się na jakieś działanie, możesz pobrudzić sobie ręce, tym bardziej jeśli uczestniczysz w wojnie.
I udział w deportacji Brytyjczyków nie zachwiał ich przekonaniem?
Deportacja była zemstą Hitlera za internowanie przez Anglików 500 Niemców w Iranie. Za każdego uwięzionego Niemca miało odpowiedzieć 10 wyspiarzy. Coutanche i Carey wciąż się wahali, wtedy niemiecki komendant Knackfuss wytłumaczył im, że jeśli zrezygnują ze sprawowania swoich urzędów, pojawi się SS i zacznie bezpośrednio zarządzać wyspami. Dlatego ostatecznie wypełnili niemieckie rozkazy i wydali swoim ziomkom nakaz deportacji. Dowodem na to, jak niewiele od nich zależało, albo raczej na to, do czego sprowadzała się władza miejscowej biurokracji, była symboliczna decyzja o zaopatrzeniu deportowanych w... kanapki na drogę. Wyspiarze, którzy przeżyli wojnę i z którymi rozmawiałem, są przekonani, że naprawdę nie dało się nic więcej zrobić.
Cały czas rozmawiamy o administracji. A co z mieszkańcami wysp? Czy zorganizowali jakiś ruch oporu?
Wyspy Normandzkie są niewielkie: największa, Jersey, ma 117 km² powierzchni, a Guernsey 64 km², Sark zaledwie 5 km². Tutaj nie ma gdzie się schować. Oczywiście mieszkańcy Jersey czy Guernsey również myśleli o jakimś odwecie na Niemcach. Spore poparcie zdobyła akcja wypisywania litery „V” w miejscach publicznych. Wielu wyspiarzy słuchało w ramach oporu radia, za co notabene groziło więzienie.
Skromnie. Madeleine Bunting przekonuje, że wyspiarze mogli stawiać prawdziwy opór, ale się na to nie zdecydowali.
A co mieli zrobić? Złapać za broń, strzelać do Niemców? Reakcja byłaby taka sama jak we Francji, w Belgii czy w Polsce. Dla cywili skutki partyzantki na wyspach byłyby katastrofalne.
Dlatego nie działo się praktycznie nic? Kapitan Hans Kegelman, który stacjonował na Jersey od 1944 r., pisał, że czuł się tam jak na wakacjach...
Nie było zbrojnego oporu, ale ani jeden mieszkaniec wysp nie włożył nazistowskiego munduru i w przeciwieństwie do na przykład Holendrów nie dołączył do legionów Hitlera. To była swego rodzaju manifestacja niezgody na niemieckie porządki. Mieszkańcy udzielali również pomocy rosyjskim i hiszpańskim więźniom, którzy zbiegli z Alderney (na wyspie znajdował się obóz koncentracyjny dla jeńców budujących fortyfikacje). Dla zbiegów stworzono, między innymi przy udziale lokalnej partii komunistycznej, sieć bezpiecznych mieszkań. Z kolei Albert Bedane, uhonorowany po wojnie tytułem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata, przechował u siebie duńską Żydówkę Mary Richardson i pomagał rosyjskim uciekinierom. Czy to nie był opór? W więzieniu w Jersey siedziało w sumie w czasie okupacji kilka tysięcy osób, a 570 skazańców wysłano do obozów na kontynencie. Oczywiście nie da się tej okupacji porównać do barbarzyńskiego ludobójstwa w Polsce. Mimo to wyspiarze naprawdę ucierpieli.
A czy czuli się zdradzeni przez Wielką Brytanię?
W 1940 r. Churchill chciał ich bronić, ale przeważyła opinia, że wyspy nie mają żadnego strategicznego znaczenia. Zresztą długotrwałe niemieckie naloty byłyby pewnie dla tych maleńkich wysp katastrofalne. Wyspiarze byli więc zdani na siebie. Nie udała się nawet ewakuacja mieszkańców. Do Wielkiej Brytanii uciekło zaledwie 6 tys. osób. Brytyjczycy czuli się z tego powodu winni i dlatego po wojnie nie chcieli rozgrzebywać okupacyjnych oskarżeń wobec wyspiarzy. Kiedy na Jersey przyjechał brytyjski minister spraw wewnętrznych, przemówił na środku głównej ulicy St. Helier i oświadczył, że jeśli w czasie okupacji wydarzyło się coś złego, wszystko zostanie wybielone w angielskim parlamencie. Oni po prostu nie chcieli nic wiedzieć, choć podobno Churchill w czasie wojny miał powiedzieć, że wyspiarze to tchórzliwi kolaboranci. To był rodzaj wymiany. Brytyjczycy czuli, że byli wyspiarzom coś winni.
W 1940 r. niepowiadomili Niemców o demilitaryzacji Channel Islands, stąd tragiczne bombardowanie z czerwca, w którym niepotrzebnie zginęło 44 mieszkańców, a w 1944 r., z powodu brytyjskiej polityki, wyspy głodowały. Chyba nie była to zbyt czuła opieka brytyjskiej korony?
Kiedy zaczęła się inwazja w Normandii, na wyspy przestało docierać jakiekolwiek zaopatrzenie z Francji. Z głodu umierali nie tylko stacjonujący na wyspach Niemcy, ale także zwykli mieszkańcy. Polowano nawet na mewy, a żołnierzy zwalniano z ćwiczeń, żeby mogli przespać głód. Churchill nie chciał jednak wysłać jakichkolwiek zapasów, żeby nie wpadły w ręce Niemców. Na Jersey i Guernsey stacjonowało w sumie 28 tys. niemieckich żołnierzy. Podobno Churchill miał nawet zapisać w notatkach z tamtego okresu, że trzeba pozwolić tam Niemcom zgnić. Myślał o wrogiej armii, ale niestety ucierpieli również mieszkańcy. Po zakończeniu wojny premier nigdy nie postawił nogi na wyspach, mimo że przez pięć długich lat były przecież jedynym brytyjskim terytorium okupowanym przez Niemców. Może był po prostu zajęty przegrywaniem wyborów?
Rozmawiała Anna Gwozdowska
John Nettles jest historykiem II wojny światowej i aktorem, znanym z roli detektywa Jima Bergeraca, działającego na wyspie Jersey. Nettles spędził tam 10 lat i doskonale poznał niewielką wyspiarską społeczność, dlatego nakręcił dla BBC trzyczęściowy dokument o niemieckiej okupacji wysp w latach 1940–1945. W 2012 r. napisał na ten temat książkę pt. „Jewels and Jackboots. Hitler's British Channel Islands”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.