Okupacja Wysp Normandzkich. Jak Anglicy wydawali Żydów

Okupacja Wysp Normandzkich. Jak Anglicy wydawali Żydów

Dodano: 

Wtedy nie było jednak przecież źle. Niemcy nie zakazali nawet modlitw za rodzinę królewską w kościołach na wyspach. Zarządzili jedynie ruch prawostronny i konfiskowali radioodbiorniki. Skąd więc taka spolegliwość wyspiarzy?

Sherwill uważał, że w cywilizowanym świecie okupowani i okupujący mogą zachowywać się w sposób cywilizowany. W rzeczywistości, kiedy mówił o – jak to określał – „modelowej okupacji”, w trakcie której nikomu nic się nie stanie, apelował o nią do Niemców. Długo był zdania, że dobrze się z nimi współpracuje. 1 sierpnia zgodził się nawet na transmitowane przez Radio Bremen przemówienie, w którym chwalił zachowanie niemieckich okupantów na wyspach. Niemiecki propagandowy majstersztyk. Po latach, w autobiografii, Sherwill przyznał, że był wtedy bardzo naiwny.

Nie bardziej niż „Bailiff” JerseyCoutanche, który na początku był nawet gotów jak pisał w pamiętnikach „zarządzać okupacją wyspy za Niemców”...

Brytyjczycy wiedzieli z gazet, co działo się na wschodzie, w czasie inwazji na Polskę, ale Niemcy, którzy pojawili się na Channel Islands, wydawali się inni. Nie przeprowadzali tu operacji eksterminacyjnej wymierzonej w „podludzi” (Untermenschen), jak robili to w pani kraju. Chcieli chyba przekonać Brytyjczyków, że Niemcy są nacją cywilizującą Europę Zachodnią (śmiech). Rozmawiałem kiedyś z Wernerem Rangiem, Niemcem, który w czasie wojny służył na Sark, a później ożenił się z kobietą stamtąd. Zapewniał mnie, że oni nie przyjechali na wyspy po to, aby kogokolwiek zabijać, ale po to, żeby przynieść wyspiarzom niemiecką kulturę. Dosłownie.

A więc to prawda, że Hitler chciał, aby Channel Islands traktowano lepiej niż pozostałe kraje okupowane?

W każdym raziebardzo interesował się tym, co dzieje się na wyspach. Chciał wiedzieć, jakie cechy składają się na typową „brytyjskość”. Utożsamiał mieszkańców Channel Islands z Anglikami, zresztą błędnie, bo wyspiarze są bardziej Francuzami niż Brytyjczykami. Wysłał więc na wyspy trochę inną armię niż na wschód. Moi znajomi z wysp, którzy wciąż pamiętają wojnę, wspominają, że Niemcy prezentowali się wspaniale: ubrani w nieskazitelne mundury, niebieskoocy blondyni, maszerujący w rytm wojskowej orkiestry. W dodatku w tej armii na wyspach roiło się od doktorów, filozofów i szlachetnie urodzonych. Najwyraźniej mieli robić dobre wrażenie. Miejscowi zaczęli ich dopiero postrzegać inaczej, kiedy w 1942 r. zaczęła się budowa fortyfikacji i wznoszący ją rosyjscy oraz hiszpańscy jeńcy padali z wycieńczenia i głodu jak muchy.

I właśnie ci wykształceni oficerowie, już w 1940 r., zarządzili bezwzględną rejestrację mieszkańców żydowskiego pochodzenia...

Zawsze mnie to dziwiło. Na wyspach nie było gestapo, a i tak wszyscy niemieccy oficerowie zrobiliby wszystko, żeby wydobyć każdego Żyda choćby spod ziemi. Polowanie na Żydów było dla nich tak naturalne jak oddychanie i to dla ludzi, którzy pod innymi względami wydawali się inteligentni. Do osiągnięcia swoich celów potrzebowali tylko miejscowej biurokratycznej machiny, dlatego doszło do szczególnie nikczemnego rodzaju kolaboracji z okupantami.

Dlaczego brytyjscy urzędnicy tak bezkrytycznie wykonali niemieckie rozkazy?

Od rejestracji do deportacji, która oznaczała w praktyce śmierć w obozach koncentracyjnych, minęły prawie dwa lata. Być może w momencie, kiedy powstawały listy rejestracyjne, nikt nie pomyślał, co może grozić mieszkańcom podanym na tacy Niemcom, choć przecież w 1940 r. było już jasne, że w Niemczech Żydzi są prześladowani. W sprawę rejestrowania, a później wydawania Żydów Niemcom były zaangażowane władze cywilne Jersey i Guernsey. Na Jersey Żydów rejestrował Clifford Orange. Niemcy mocno naciskali, dlatego szukał żydowskich korzeni nawet tam, gdzie ich nie było. Na Guernsey równie skwapliwie zajmował się tym były londyński policjant William Sculpher. Co ciekawe, udało mu się zarejestrować zaledwie kilka osób żydowskiego pochodzenia. Raport w tej sprawie otrzymał niemiecki komendant wyspy dr Richard Brosch, notabene kolejny żydożerca z doktoratem, który nie był zadowolony z rezultatów kwerendy. Na wyspach było wtedy naprawdę niewielu Żydów, zaledwie kilkudziesięciu, z których kilkunastu zdecydowało się zarejestrować. Sculpher jednak wznowił poszukiwania.

Pozornie niewinne rozporządzenia, wykonywanie drobnych nawet rozkazów, prowadzące do tragedii. Hannah Arendt nazwała to „banalnością zła”...

Niektórzy mieli wątpliwości. Rozmawiałem o tym z mieszkańcami wysp. Jedną z najbardziej poruszających okupacyjnych historii była sprawa pochodzącej z Austrii Therese Steiner, która pracowała jako pielęgniarka w szpitalu w Castel. Była Żydówką. W 1940 r. zarejestrowała się w urzędzie, a dwa lata później otrzymała nakaz deportacji do Francji, oznaczający de facto śmierć w Auschwitz. Nakaz wręczył jej sierż. Ernest Plevin z miejscowej administracji. Steiner cała we łzach przekonywała go, że nigdy już z tej podróży nie wróci, ale nie zmienił zdania. Wiele lat później brat Teresy mieszkający w Kanadzie starał się dowiedzieć o jej losach po deportacji. Spotkał się między innymi z Plevinem, który w trakcie rozmowy wybuchnął płaczem. Przyznał się, że przez te wszystkie lata czuł się winny.

Coutanche utrzymywał, że przynajmniej Żydzi, którzy, w przeciwieństwie do Therese Steiner, urodzili się na wyspach, nie ucierpieli.

To oczywiście nieprawda. Od początku, od kiedy zaczęła się pozornie niewinna rejestracja, zdawali sobie sprawę z zagrożenia, tak jak Samuel Selig Simon, który zmarł w 1943 r. na serce. Inni popełniali samobójstwo, nie wytrzymując codziennego napięcia. Miejscowe władze aktywnie uczestniczyły we wprowadzaniu zarządzeń nękających Żydów. Nie mogli opuszczać miejsca zamieszkania, wolno im było robić zakupy tylko przez godzinę dziennie. Najbogatszych oficjalnie pozbawiono majątków.

Czy myśli pan, że tak samo zachowałyby się brytyjskie władze, gdyby Niemcy zajęli całą Anglię?

Sądzę, że niemiecka okupacja na całym terenie Wielkiej Brytanii wyglądałaby podobnie. Wprowadzono by pewnie wszędzie takie same antyżydowskie regulacje jak na Channel Islands.

Artykuł został opublikowany w 4/2015 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.