Okupacja Wysp Normandzkich. Jak Anglicy wydawali Żydów

Okupacja Wysp Normandzkich. Jak Anglicy wydawali Żydów

Dodano: 
Niemiecka parada zwycięstwa na wyspie Guernsey
Niemiecka parada zwycięstwa na wyspie Guernsey Źródło: Imperial War Museum
Spodziewałem się, że jeśli przedstawię w dokumencie dla BBC nielukrowaną wersję tej historii, stracę wielu przyjaciół, tym bardziej że brytyjska prasa od kilku już lat nie jest za bardzo zainteresowana prawdą - mówi brytyjski historyk John Nettles. Mieszkańcy Wysp Normandzkich wydali mieszkających tam Żydów Niemcom. Po wojnie nikt za to nie odpowiedział, a szef cywilnej administracji wyspy Guernsey otrzymał tytuł szlachecki.

Anna Gwozdowska: W czasie II wojny światowej jedynym okupowanym przez Niemców brytyjskim terytorium były Wyspy Normandzkie (po ang. Channel Islands, grupa wysp w kanale La Manche). Tamte czasy podobno wciąż budzą w Anglii wielkie emocje. Dlaczego?

John Nettles: Z powodu zarzutów kolaboracji i udziału w Holokauście, które historycy stawiają mieszkańcom Channel Islands. Te oskarżenia pojawiały się właściwie od razu po wojnie, ale nikt się nimi wtedy na poważnie nie zajął. Wojenna przeszłość budzi oczywiście najwięcej emocji na samych wyspach. Reszta Brytyjczyków spiera się z kolei o to, czy gdyby Niemcom udało się zająć cały kraj, ich dziadkowie zachowaliby się tak jak mieszkańcy Channel Islands.

Jest pan na tych wyspach znanym i lubianym za rolę detektywa Bergeraca aktorem. Nie obawiał się pan udziału w tym historycznym sporze?

Spodziewałemsię, że jeśli przedstawię w dokumencie dla BBC nielukrowaną wersję tej historii, stracę wielu przyjaciół, tym bardziej że brytyjska prasa od kilku już lat nie jest za bardzo zainteresowana prawdą. Wyjaśnianie najbardziej drażliwych aspektów niemieckiej okupacji jedynego brytyjskiego terytorium nie mogło się podobać. Ostatecznie, na szczęście, nie było tak źle.

Kolaboracja z Niemcami. Wydawanie Żydów. To zgrzyt w zwycięskiej narracji wojennej Brytyjczyków. Czy wstydzą się tego epizodu w swojej historii?

Myślę, że do pewnego momentu wielu Brytyjczyków traktowało tę historię jak plamę na narodowym honorze. Oceniano wyspiarzy (po ang. Islander – tak Brytyjczycy nazywają mieszkańców Channel Islands – przyp. red.) z pryncypialną wyższością. Brytyjczycy mogli sobie na to pozwolić, bo przecież nie rozumieli, czym była niemiecka okupacja, nie przeżyli jej na własnej skórze. Zarzucali więc mieszkańcom Channel Islands zdradę angielskich wartości, wedle których Brytyjczyk, ze swej natury, nie popełnia wątpliwych moralnie czynów. Dzisiaj taka postawa jest rzadsza. Do Brytyjczyków powoli dociera, że mieszkańcy wysp, których przecież oficjalnie postanowiono nie bronić, których przez pięć lat pozostawiono na pastwę losu, musieli wybierać między życiem a śmiercią. Odcięci od świata, nieobeznani z wielką polityką stawali więc przed niezwykle trudnymi egzystencjalnymi dylematami.

Madeleine Bunting, publicystka dziennika „The Guardian”, która w latach 90. rozpoczęła narodową debatę na temat okupacji Channel Islands, zarzuciła jednak wyspiarzom, szczególnie miejscowej administracji, dobrowolną kolaborację z Niemcami, wręcz bratanie się z okupantem. Jak pan ocenia zachowanie wyspiarzy?

Uważam, że Bunting wykonała świetną robotę, bo swoją książką na temat okupacji Channel Islands („The Model Occupation”) sprowokowała bardzo potrzebną dyskusję. Zarzucając mieszkańcom świadome przemilczanie przeszłości, pominęła tylko jeden fakt. Po wojnie, w przeciwieństwie do innych krajów okupowanych przez Niemców, Channel Islands nie przeszły żadnej lustracji. Nie osądzono przypadków kolaboracji, nie zbadano historii deportacji Żydów. Wnuk Victora Careya, szefa cywilnej administracji wyspy Guernsey w czasie okupacji, opowiadał mi, że kiedy Brytyjczycy przypłynęli na wyspę w 1945 r., nie byli właściwie pewni: czy jego dziadka powiesić, czy może jednak uszlachcić. W końcu Carey otrzymał... tytuł szlachecki. Ta sama nagroda spotkała innych najwyższych rangą urzędników na wyspach.

Tytuł szlachecki za skwapliwe wypełnianie niemieckich rozkazów i zapraszanie okupantów na obiady?

Ma pani pewnie na myśli słynne kolacje, na których serwowano homary? Organizowała je znana arystokratka Sybil Hathaway, rezydująca na Sark, jednej z najmniejszych spośród wszystkich wysp (zaledwie 600 mieszkańców). Lady Sybil uznała, że trzeba traktować okupantów z uprzejmością przysługującą gościom. Podobno mjr Lanz i dr Maass od razu zrobili na niej dobre wrażenie, bo wchodząc do jej domu... wytarli buty. Chciała z Niemcami prowadzić dialog, utrzymywać z nimi cywilizowane kontakty. I to nawet na Sark działało. Niemcy traktowali ją z szacunkiem. Coś tam udało się jej dla mieszkańców wynegocjować, ale na większych wyspach taki modus vivendi był niemożliwy.

Jak wyglądała niemiecka okupacja na wyspach?

Zanim jeszcze pojawili się Niemcy, władze brytyjskie, spodziewając się okupacji, powierzyły miejscowej administracji opiekę nad mieszkańcami. Urzędnicy mieli nadal działać – jak to określano – w najlepszym interesie mieszkańców i oni ten obowiązek interpretowali na swój sposób. Nikt nie paradował oczywiście w faszystowskich mundurach po ulicach Jersey czy Guernsey, ale ludzie tacy jak Carey czy Coutanche zdecydowali się na – jak mówili – wymuszoną współpracę z okupantem. Chcieli się stać buforem między mieszkańcami a Niemcami.

I dlatego na przykład Carey wydawał, pod niemieckie dyktando, rozporządzenia grożące śmiercią za przechowywanie angielskich szpiegów albo ustanawiał nagrodę w wysokości 25 funtów za informacje o organizatorach antyniemieckich drobnych akcji sabotażowych?

Niemcy grozili odwetem. Straszyli Careya, że stracą 80 wyspiarzy, jeśli nie zablokuje kampanii wypisywania w miejscach publicznych litery „V” („v” jak victory – zwycięstwo). Kilkadziesiąt potencjalnych ofiar to dużo jak na takie małe wyspy: Guernsey liczyło wówczas 17 tys. mieszkańców. Ambrose Sherwill, szef Komisji Kontrolnej, który zastąpił na Guernsey Careya, mawiał, że w czasie okupacji mieszkańcy wysp widzieli wciąż lufę wymierzonej w nich broni. Tłumaczył więc sobie, że lepiej nie przeciwstawiać się okupantom, bo może być jeszcze gorzej.

Artykuł został opublikowany w 4/2015 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.