Ocenia pan bardzo krytycznie polski wywiad działający na kierunku zachodnim. Tymczasem mówi się, że w przededniu wojny udało mu się rozpracować siłę i miejsce stacjonowania większości dywizji niemieckich.
To przecież nie jest jednak aż taka sztuka ustalić, w jakich lasach kryje się jaka dywizja. Cóż z takiej wiedzy? Prawdziwym zadaniem wywiadu jest rozpracowanie planów przeciwnika. Czyli tego, co on ze swoją armią zamierza zrobić. Takie plany dostarczał przez pewien czas Sosnowski, ale go zniszczono. Potem informacji o charakterze strategicznym „Dwójce” nie udało się już zdobyć. Do końca w polskich sferach przywódczych panowała całkowita dezorientacja i niepewność co do zamierzeń Hitlera. Przecież Józef Beck – główny rozgrywający naszej polityki – do końca wierzył, że Niemcy się cofną, że tylko blefują…
Efekty znamy.
Błędy, które popełniło nasze kierownictwo w roku 1939, były poważne. Zadanie polityków polega bowiem na tym, żeby dokonywać na bieżąco uczciwej oceny własnych możliwości w zestawieniu z możliwościami potencjalnych przeciwników. I szukać takich sojuszy, które są korzystne dla narodu, a nie budować zamki z piasku i prowadzić propagandę sukcesu. Należało dokonać oceny mniejszego zła i wybrać realnego sojusznika. Znając antywojenne nastawienie Francji czy Anglii, wybór stał się brutalnie ograniczony. Albo Niemcy, albo Sowiety. Udawanie, że uda nam się pokonać obu naszych sąsiadów w oparciu o iluzoryczne sojusze, było nieodpowiedzialne.
Czytaj też:
Władysław Studnicki przewidział II wojnę światową i klęskę Polski
Niestety, zabrakło trzeźwej oceny sytuacji.
Prawdziwym nieszczęściem Polski był przedwczesny zgon marszałka Piłsudskiego w roku 1935. Cztery lata później zabrakło jego autorytetu i jego charyzmy. On nie wpakowałby nas tak lekkomyślnie w wojnę, którą musieliśmy przegrać. Wiedział bowiem doskonale, że Francuzi nie mają najmniejszej ochoty przelewać krwi za Polskę i liczenie na pomoc Zachodu jest iluzją. Zgubiło nas towarzystwo, które skupiło się wokół Piłsudskiego. Sam zresztą mówił o tym z trwogą: „Ja odejdę, a co po mnie?”. Przecież on do Becka zwracał się zawsze: „Słuchaj, dziecko”. Tak go też traktował, wszystko mu tłumaczył jak gimnazjaliście. Niestety Beck, chociaż był inteligentny, niewiele z tych lekcji pojął.
Jaki sojusz byłby dla Polski optymalny w roku 1939? Niemcy czy Sowiety?
Gdyby żył marszałek Piłsudski, poradziłby sobie z tym wyborem. Uważam, że szukałby możliwości ułożenia się z Niemcami. On cieszył się niebywałym podziwem Hitlera. Był w końcu jedynym przywódcą, który pokonał bolszewików. Marszałek Piłsudski miał także wielki kredyt zaufania u swoich rodaków. Jestem przekonany, że naród stanąłby za jego wyborem. Jakikolwiek by ten wybór był.
Największe błędy Beck popełnił chyba w ocenie naszego wschodniego sąsiada.
Tak, całą swoją grę oparł na trzech absurdalnych przesłankach: Sowieci są przychylni Polsce i bardzo wrogo usposobieni wobec Niemiec. Nie ma mowy o współpracy Związku Sowieckiego z Niemcami, gdyż różnice ustrojowe są zbyt wielkie. Biorąc pod uwagę powyższe, atak Stalina na Polskę jest wykluczony.
Trudno uwierzyć, że los polityki zagranicznej naszego państwa znajdował się w takich rękach…
Tak, to jest na swój sposób przerażające. Niestety w podobnym przekonaniu utwierdzał Becka nasz wywiad. Nie zapominajmy o tym, że Sosnowski dostarczył pełną dokumentację na temat niemiecko-sowieckiej współpracy. Materiały te pokazywały, że niezależnie od panujących w obu krajach ideologii porozumienie między nimi jest zawsze możliwe. Przecież nie takie zwroty miały już miejsce w historii! Tymczasem „dwójkarze” w centrali w Warszawie z uporem pisali w swoich analizach, że to jest niemożliwe. Dla oficera wywiadu pisanie o jakimś scenariuszu, że jest niemożliwy, to kompromitacja. Możliwe jest bowiem wszystko.
Hitler ze Stalinem znakomicie to pokazali.
Można to było jednak przewidzieć. W polityce nie ma bowiem żadnych stałych sojuszy, polityka to sztuka lawirowania, w której celem jest bezwzględna walka o własny interes narodowy. Polacy miewają problemy ze zrozumieniem tego, kierują się bowiem emocjami. Zresztą Beck otrzymywał ostrzeżenia przed możliwością porozumienia niemiecko-sowieckiego od attaché wojskowego w Berlinie Antoniego Szymańskiego, którego informował o tym najbliższy współpracownik Göringa, gen. Bodenschatz. Całkowicie je jednak zignorował. Ostrzeżenia takie uznał za bluff Hitlera…
Zajmowanie się tym okresem historii to dla Polaka niezwykle przykre zajęcie.
I tak, i nie. Jest to bowiem okres fascynujący, ale zgadzam się, że niekiedy można wpaść w depresję. Nasi przywódcy działali lekkomyślnie, jakby nie zdawali sobie sprawy, że grają losem narodu i państwa. A najbardziej upokarzające jest dla mnie to, co zrobili po 17 września. Gdy tylko dowiedzieli się o wkroczeniu bolszewików, natychmiast tłumnie skierowali się do granicy z Rumunią i uciekli z kraju. Szczególnie haniebnie zachował się Rydz-Śmigły, który porzucił swoje wojsko walczące na polach bitew. W swojej książce opisuję scenę, gdy na granicznym moście drogę marszałkowi zastąpił płk Ludwik Bociański. Próbował go powstrzymać przed ucieczką. Argumentował, że hetman nie może porzucić swoich wojsk. Gdy Rydz-Śmigły go nie posłuchał, wyciągnął pistolet i strzelił do siebie. Nie mógł znieść tej hańby. Dla mnie to on jest prawdziwym polskim bohaterem.
Historia już się dokonała. Nie możemy cofnąć czasu. Po co więc o tym wszystkim mówić?
Jeżeli nie zdamy sobie sprawy z własnych błędów, to nie będziemy mieli okazji wyciągnięcia z nich wniosków na przyszłość. Wniosków dotyczących strategicznych wyborów i bezpieczeństwa naszego kraju. Kiedy wchodzi w rachubę interes narodowy, warto się obracać w sferze realiów, a nie w sferze pobożnych życzeń.
Generał Marian Zacharski jest słynnym asem wywiadu PRL. Po 1989 r. pracował w służbach III RP. Gdy dotarł do informacji wskazujących, że Józef Oleksy miał być rosyjskim agentem, zmuszono go do wyjazdu z Polski. Mieszka obecnie w Szwajcarii, zajmuje się badaniem archiwów służb specjalnych III Rzeszy. Wydał książki „Nazywam się Zacharski. Marian Zacharski”, „Rosyjska ruletka”, „Rotmistrz”, „Dama z pieskiem” i „Operacja »Reichswehra«” (Zysk i S-ka). Powyższy wywiad otwiera okres współpracy Mariana Zacharskiego z „Historią Do Rzeczy”. Od kolejnego numeru artykuły generała przedstawiające kulisy działania tajnych służb będą cyklicznie ukazywały się na naszych łamach.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.