Tajna wojna II RP
  • Piotr ZychowiczAutor:Piotr Zychowicz

Tajna wojna II RP

Dodano: 

Ocenia pan bardzo krytycznie polski wywiad działający na kierunku zachodnim. Tymczasem mówi się, że w przededniu wojny udało mu się rozpracować siłę i miejsce stacjonowania większości dywizji niemieckich.

To przecież nie jest jednak aż taka sztuka ustalić, w jakich lasach kryje się jaka dywizja. Cóż z takiej wiedzy? Prawdziwym zadaniem wywiadu jest rozpracowanie planów przeciwnika. Czyli tego, co on ze swoją armią zamierza zrobić. Takie plany dostarczał przez pewien czas Sosnowski, ale go zniszczono. Potem informacji o charakterze strategicznym „Dwójce” nie udało się już zdobyć. Do końca w polskich sferach przywódczych panowała całkowita dezorientacja i niepewność co do zamierzeń Hitlera. Przecież Józef Beck – główny rozgrywający naszej polityki – do końca wierzył, że Niemcy się cofną, że tylko blefują…

Efekty znamy.

Błędy, które popełniło nasze kierownictwo w roku 1939, były poważne. Zadanie polityków polega bowiem na tym, żeby dokonywać na bieżąco uczciwej oceny własnych możliwości w zestawieniu z możliwościami potencjalnych przeciwników. I szukać takich sojuszy, które są korzystne dla narodu, a nie budować zamki z piasku i prowadzić propagandę sukcesu. Należało dokonać oceny mniejszego zła i wybrać realnego sojusznika. Znając antywojenne nastawienie Francji czy Anglii, wybór stał się brutalnie ograniczony. Albo Niemcy, albo Sowiety. Udawanie, że uda nam się pokonać obu naszych sąsiadów w oparciu o iluzoryczne sojusze, było nieodpowiedzialne.

Czytaj też:
Władysław Studnicki przewidział II wojnę światową i klęskę Polski

Niestety, zabrakło trzeźwej oceny sytuacji.

Prawdziwym nieszczęściem Polski był przedwczesny zgon marszałka Piłsudskiego w roku 1935. Cztery lata później zabrakło jego autorytetu i jego charyzmy. On nie wpakowałby nas tak lekkomyślnie w wojnę, którą musieliśmy przegrać. Wiedział bowiem doskonale, że Francuzi nie mają najmniejszej ochoty przelewać krwi za Polskę i liczenie na pomoc Zachodu jest iluzją. Zgubiło nas towarzystwo, które skupiło się wokół Piłsudskiego. Sam zresztą mówił o tym z trwogą: „Ja odejdę, a co po mnie?”. Przecież on do Becka zwracał się zawsze: „Słuchaj, dziecko”. Tak go też traktował, wszystko mu tłumaczył jak gimnazjaliście. Niestety Beck, chociaż był inteligentny, niewiele z tych lekcji pojął.

Jaki sojusz byłby dla Polski optymalny w roku 1939? Niemcy czy Sowiety?

Gdyby żył marszałek Piłsudski, poradziłby sobie z tym wyborem. Uważam, że szukałby możliwości ułożenia się z Niemcami. On cieszył się niebywałym podziwem Hitlera. Był w końcu jedynym przywódcą, który pokonał bolszewików. Marszałek Piłsudski miał także wielki kredyt zaufania u swoich rodaków. Jestem przekonany, że naród stanąłby za jego wyborem. Jakikolwiek by ten wybór był.

Największe błędy Beck popełnił chyba w ocenie naszego wschodniego sąsiada.

Tak, całą swoją grę oparł na trzech absurdalnych przesłankach: Sowieci są przychylni Polsce i bardzo wrogo usposobieni wobec Niemiec. Nie ma mowy o współpracy Związku Sowieckiego z Niemcami, gdyż różnice ustrojowe są zbyt wielkie. Biorąc pod uwagę powyższe, atak Stalina na Polskę jest wykluczony.

Trudno uwierzyć, że los polityki zagranicznej naszego państwa znajdował się w takich rękach…

Tak, to jest na swój sposób przerażające. Niestety w podobnym przekonaniu utwierdzał Becka nasz wywiad. Nie zapominajmy o tym, że Sosnowski dostarczył pełną dokumentację na temat niemiecko-sowieckiej współpracy. Materiały te pokazywały, że niezależnie od panujących w obu krajach ideologii porozumienie między nimi jest zawsze możliwe. Przecież nie takie zwroty miały już miejsce w historii! Tymczasem „dwójkarze” w centrali w Warszawie z uporem pisali w swoich analizach, że to jest niemożliwe. Dla oficera wywiadu pisanie o jakimś scenariuszu, że jest niemożliwy, to kompromitacja. Możliwe jest bowiem wszystko.

Hitler ze Stalinem znakomicie to pokazali.

Można to było jednak przewidzieć. W polityce nie ma bowiem żadnych stałych sojuszy, polityka to sztuka lawirowania, w której celem jest bezwzględna walka o własny interes narodowy. Polacy miewają problemy ze zrozumieniem tego, kierują się bowiem emocjami. Zresztą Beck otrzymywał ostrzeżenia przed możliwością porozumienia niemiecko-sowieckiego od attaché wojskowego w Berlinie Antoniego Szymańskiego, którego informował o tym najbliższy współpracownik Göringa, gen. Bodenschatz. Całkowicie je jednak zignorował. Ostrzeżenia takie uznał za bluff Hitlera…

Zajmowanie się tym okresem historii to dla Polaka niezwykle przykre zajęcie.

I tak, i nie. Jest to bowiem okres fascynujący, ale zgadzam się, że niekiedy można wpaść w depresję. Nasi przywódcy działali lekkomyślnie, jakby nie zdawali sobie sprawy, że grają losem narodu i państwa. A najbardziej upokarzające jest dla mnie to, co zrobili po 17 września. Gdy tylko dowiedzieli się o wkroczeniu bolszewików, natychmiast tłumnie skierowali się do granicy z Rumunią i uciekli z kraju. Szczególnie haniebnie zachował się Rydz-Śmigły, który porzucił swoje wojsko walczące na polach bitew. W swojej książce opisuję scenę, gdy na granicznym moście drogę marszałkowi zastąpił płk Ludwik Bociański. Próbował go powstrzymać przed ucieczką. Argumentował, że hetman nie może porzucić swoich wojsk. Gdy Rydz-Śmigły go nie posłuchał, wyciągnął pistolet i strzelił do siebie. Nie mógł znieść tej hańby. Dla mnie to on jest prawdziwym polskim bohaterem.

Historia już się dokonała. Nie możemy cofnąć czasu. Po co więc o tym wszystkim mówić?

Jeżeli nie zdamy sobie sprawy z własnych błędów, to nie będziemy mieli okazji wyciągnięcia z nich wniosków na przyszłość. Wniosków dotyczących strategicznych wyborów i bezpieczeństwa naszego kraju. Kiedy wchodzi w rachubę interes narodowy, warto się obracać w sferze realiów, a nie w sferze pobożnych życzeń.


Generał Marian Zacharski jest słynnym asem wywiadu PRL. Po 1989 r. pracował w służbach III RP. Gdy dotarł do informacji wskazujących, że Józef Oleksy miał być rosyjskim agentem, zmuszono go do wyjazdu z Polski. Mieszka obecnie w Szwajcarii, zajmuje się badaniem archiwów służb specjalnych III Rzeszy. Wydał książki „Nazywam się Zacharski. Marian Zacharski”, „Rosyjska ruletka”, „Rotmistrz”, „Dama z pieskiem” i „Operacja »Reichswehra«” (Zysk i S-ka). Powyższy wywiad otwiera okres współpracy Mariana Zacharskiego z „Historią Do Rzeczy”. Od kolejnego numeru artykuły generała przedstawiające kulisy działania tajnych służb będą cyklicznie ukazywały się na naszych łamach.

Operacja Reichswehra

Artykuł został opublikowany w 2/2014 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.