Trudno powiedzieć, co w legendzie Stanisława Żółkiewskiego miało większe znaczenie. Zwycięstwo pod Kłuszynem czy też śmierć podczas odwrotu spod Cecory? Tak czy inaczej dzień 4 lipca 1610 r. i noc z 6 na 7 października 1620 r. przysłoniły resztę życia i niebanalną osobowość hetmana.
U boku Jana Zamoyskiego
Jego ród wywodził się z Żółkwi (dziś w powiecie krasnostawskim), ale Stanisław Żółkiewski urodził się w 1547 r. w Turynce, na ziemi lwowskiej, niedaleko przyszłego, założonego przez siebie miasta Żółkiew.
Mentorem i promotorem wojskowej kariery Stanisława Żółkiewskiego był krewny, hetman i kanclerz Jan Zamoyski. Wraz z nim wziął udział w wyprawie Stefana Batorego na Gdańsk i na Inflanty. Podczas oblężenia Pskowa pokazał Żółkiewski szlachetny rys charakteru, a jednocześnie o mało co nie zginął. Obleganemu Iwanowi Szujskiemu zakomunikował bowiem, że nie będzie czynił przeszkód, jeśli chce zabrać z przedpola zwłoki zabitych. Gdy podjechał pod mury miasta, dostał się wraz z towarzyszami pod grad kul.
Dwa lata później aresztował na polecenie Jana Zamoyskiego banitę Samuela Zborowskiego, który został następnie stracony. Stronnictwo Zborowskich nienawidziło za to Żółkiewskiego. Pewnego razu, gdy opuszczał zamek krakowski, o mało nie został trafiony czekanem.
„– A na mnież to? – miał spytać zdziwiony chyba bardziej niż przestraszony Żółkiewski. – Na ciebie z kurwy synu” – padła odpowiedź.
Jerzy Besala, biograf hetmana, który przytacza ten dialog, pisze:
W chwili zajścia Stanisław Żółkiewski miał czterdzieści lat, moc cierpkich doświadczeń za sobą, twardą służbę u Zamoyskiego i umiejętność panowania nad emocjami. [...] A wystarczyłoby przecież jedno skinienie, aby rusznice jego ludzi plunęły ogniem w stronę zborowszczyków; ale też musiał zdawać sobie sprawę, że byłby to wręcz początek wojny domowej. Nie uczynił więc żadnego gestu i spokojnie odjechał do gospody.
Umiar i umiejętność niestawiania sprawy na ostrzu noża wykaże Żółkiewski jeszcze nieraz.
W 1588 r. Stanisław Żółkiewski wziął udział w bitwie pod Byczyną, w której Jan Zamoyski rozgromił wojska wybranego w podwójnej elekcji arcyksięcia Maksymiliana. Przyszły hetman wsławił się zdobyciem jego żółtej flagi z czarnym orłem. Otrzymał ciężki postrzał w kolano. Do końca życia utykał.
Już jako hetman polny koronny stłumił w 1596 r. kozacki bunt Semena Nalewajki. Doszło wówczas do tragedii. W zdobytym taborze kozackim polscy żołnierze dokonali rzezi Kozaków, ich żon i dzieci. Nie ma powodu wątpić, że Żółkiewski tego nie chciał. Nawet próbował przeciwstawić się rozszalałym żołnierzom. Schwytany przywódca buntu został stracony w Warszawie. Stało się tak, mimo że hetman obiecywał mu życie.
Kiedy w 1605 r. zmarł drący koty z Zygmuntem III kanclerz i hetman wielki Jan Zamoyski, wydawało się, że Stanisław Żółkiewski może stać się jedną z głównych postaci wzbierającego rokoszu przeciw królowi. Także dlatego, że był spokrewniony z jego przywódcą Mikołajem Zebrzydowskim.
Tak się nie stało. Żółkiewski wybrał wspieranie nie tyle Zygmunta III, ile autorytetu monarchy. Usiłował jednać zwaśnione strony. Nie był bezkrytyczny wobec króla. Na sejmie w 1605 r. mówił: „W innych narodach pany swe kozikami kolą (była to pewnie aluzja do zasztyletowania Henryka Walezego – przyp. T.S.), a u nas z łaski bożej nigdy nic takowego przeciwko panu nie było zamyślono. Ale z wolności praw i swobód napominać pana, w czymby im się dosyć działo, zawsze było i jest wolno”.
Wziął udział, jako jeden z dowódców, w bitwie pod Guzowem, w której rokoszanie ponieśli klęskę. Bez entuzjazmu, bo była to przecież walka bratobójcza. Bitwa nie była zresztą bardzo krwawa. Część walczących miała się płazować szablami, nie ciąć. Żółkiewski zabronił pogoni za uchodzącymi z pola bitwy rokoszanami. Powiedział, że krwi bratniej należy oszczędzać, przeciwników króla należy zaś ujmować dobrocią i łagodnością.
Ostrzegał też, już po Guzowie, tych, którzy nadal chcieli wspierać rebeliantów, że wystąpi przeciwko „turbatorom wewnętrznego pokoju pospolitego”.
Mistrzostwo pod Kłuszynem
Do interwencji w Rosji Żółkiewski nie miał entuzjazmu i usiłował się wykręcić od udziału w niej. W „Początku i progresie wojny moskiewskiej” pisał o sobie: „Posłał do króla jegomości pana Tarnowskiego, ekskuzując się i laty, i spracowanym zdrowiem”. Nie był młody – miał już 63 lata – a zdrowie miał nie najlepsze. „Wymówek pana hetmanowych nie słuchając, król jegomość i nie chcąc onych przyjąć, koniecznie pretendował, żeby pan hetman służył na tą ekspedycyą”.
Czytaj też:
Polacy na Kremlu. O krok od imperium
Zwyciężyło poczucie obowiązku. „Jako sługa i urzędnik wojenny nie chce zrażać z tego chwalebnego przedsięwzięcia króla jegomości i wojsko sposobiąc wszystkimi siłami ile możność jego zniesie, tego rad chce dopomagać”.
Szczerze pisał Żółkiewski, że obawiał się zarzutów, iż przez swoją absencję (a wtedy „żołnierz niełacno by się zaciągał i ta ekspedycja wszystka ledwie by nie była zaniechana”) przeszkodzi Zygmuntowi III w rozszerzeniu granic Rzeczypospolitej.
Batalię pod Kłuszynem rozegrał Żółkiewski po mistrzowsku. Z konsekwencją realizował przyjęty plan operacji, biorąc pod uwagę jego wiek (63 lata), zły stan zdrowia i czas trwania starcia (około 5 godzin), dowodzenie jego należy ocenić bardzo wysoko. Nie tylko bowiem narzucił przeciwnikowi miejsce i czas walki, ale umiejętnie wprowadzając oddziały do boju, bez przerwy kontrolował sytuację. Zwycięstwo jego nad czterokrotnie silniejszym przeciwnikiem wyraźnie kontrastowało z niepowodzeniami armii królewskiej pod Smoleńskiem, dlatego starano się je pomniejszyć, a olbrzymi sukces wojskowy jak i polityczny tej operacji docenili dopiero historycy” – pisał prof. Mirosław Nagielski w książce „Hetmani Rzeczypospolitej Obojga Narodów.
Hetman zanotował w swoich wspomnieniach ciekawy epizod z bitwy pod Kłuszynem. Uciekający kniaziowie Dymitr i Galiczyn pozostawili na widoku najkosztowniejsze rzeczy: kubki ze złota, srebrne czary, szaty, sobole. „Rzucili się nasi w pogoń, ale mało ich goniło. Padli w obozie na łupie onym, bo też Moskwa to uczyniła, żeby naszych od gonienia zbawili”.