Załoga przedstawiała dość marny widok: „Ubrani są wszyscy w koszule, kalesony, po sztuce jakiejś lichej szmaty na zmianę, tudzież jedną czapkę” – pisał Beauplan. Każdy natomiast znał się na kompasie. Równie marna była strawa, którą chowano w beczce między ławkami. Owa sałamacha składała się z kaszy jaglanej zmieszanej z rozwodnionym ciastem. Zagryzano ją sucharami.
Poniżej porohów na Dnieprze, nominalnie jeszcze w granicach Korony, wyrastało mrowie wysepek. Beauplan zwiedził te tereny: „Wszystkie pokrywa trzcina wielka jak dzidy, tak że przeszkadza dostrzec to kanały dzielące wyspy. Właśnie w tych skrytych miejscach Kozacy mają swoje schronienie, które nazywają Skarbca Wojskowa”. W owych labiryntach na dnie kanałów Kozacy ukrywali zrabowane kosztowności i broń. Zawijali je w szmaty i topili w sobie tylko znanym miejscu. Tutaj też po wybraniu atamana zaszywali się i budowali czajki. Na wyprawę stawiało się maksymalnie 6 tys. Ludzi, co daje 80–100 czajek. Częściej jednak były to flotylle po 30–50 łodzi.
Cichcem przez blokady
Każda flotylla po wypłynięciu z gęstwin Skarbnicy Wojskowej musiała sprostać tym samym problemom. Granica Korony z chanatem przebiegała zrazu po Dnieprze (lewy brzeg był tatarski). Sto kilometrów niżej granica skręcała ku zachodowi, biegnąc już w poprzek rzeki. Tu wpływało się na ziemie chana, o czym informowały ufortyfikowana wyspa Tawań oraz dwie twierdze po obu stronach rzeki: Kyzykermen i Islam Kermen. Nie było tu kanałów. Jedno koryto, wydawałoby się, wykluczało prześlizgnięcie się. Dalej w ujściu Dniepru stał potężny Özu (Oczaków). Z twierdz położonych po obu stronach estuarium można było ostrzelać każdy nieproszony statek. Dodatkowo od wiosny zawsze czyhały tu tureckie galery (wywiad tatarski zdawał sobie sprawę, że Kozacy knują chadzkę).
Czytaj też:
Rosja zbudowała imperium dzięki podbojowi Syberii
Wszystkie te pułapki na nic: „Lecz Kozacy bardziej sprytni wypływają w ciemną noc, blisko już księżycowego nowiu, trzymając się w ukryciu pośród zarośli z trzcin, które obrastają Dniepr, na jakie 3 lub 4 mile w górę rzeki” – z nieukrywanym podziwem stwierdzał Beauplan. Za Oczakowem można było odetchnąć. Rój czajek w niespełna 40 godz. zjawiał się u wybrzeży Anatolii. Do Warny czy Konstancy było jeszcze bliżej. „Lądują każdy ze strzelbą w ręce, pozostawiając w łodzi jedynie w dwóch z załogi oraz 2 chłopaków do pilnowania. Zaskakują oni miasta, zdobywają je, grabią, palą, czasem wkraczają ponad milę w głąb kraju, lecz natychmiast zawracają”.
O ile Tatarzy unikali spotkań ze straszną jazdą Rzeczypospolitej, o tyle Kozacy nie stronili od walki z tureckimi galerami. „Próbują potem tak płynąć, aby mieć słońce za plecami, po czym na godzinę przed zachodem poczynają wiosłować z całej siły w kierunku okrętu lub galery, dopóki nie znajdą się o milę odległości od nich […] potem około północy zaczynają szybko wiosłować w kierunku statków, a tymczasem połowa z nich gotowa jest do walki, to znaczy czeka tylko chwili, kiedy statek będzie w tak bliskiej odległości, by można było tam wpaść. Znajdujący się na nim są srodze zdumieni, widząc, że atakuje ich 80 do 100 łodzi, z których masa ludzi zwala się na okręt i zdobywa go.
Czytaj też:
Lisowczycy - polscy jeźdźcy apokalipsy
Udane plądrowanie miast i wygrana na morzu to nie koniec przygody. Trzeba było przecież z powrotem przedrzeć się przez straże na Dnieprze. Wiedząc zatem, że przejście przez estuarium jest już spalone (wieści o najeździe rozchodziły się po wybrzeżach imperium błyskawicznie), Kozacy przeciągali czajki w poprzek podmokłego półwyspu Kinburn i wodowali je już za Oczakowem. Istniało też bardzo dalekie obejście przez Morze Azowskie. Klucząc po wschodnim dorzeczu Dniepru po wielu dniach można było dotrzeć do niego powyżej porohów.
Zainspirowani przez Lachów
„Za Pana Pretfica wolna od Tatar granica” – głosiło XVI-wieczne przysłowie. Jego bohaterem był polski szlachcic z Podola Bernard Pretficz, herbu Wczele, starosta barski. Owa granica nie była jednak wolna tylko dzięki twierdzom i strażom. Pretficz na czele Kozaków wyprawiał się aż po Oczaków, gdzie w 1541 r. dokonał grabieży połączonej z rzezią cywilów. Nie był jedynym, który prowadził Kozaków nad Morze Czarne. „Byli między nimi Sieniawscy, Strusiowie, Herburtowie, Potocki Stanisław, książęta Wiśniowieckie, Zasławskie, Koreckie, Rożeńskie, i innych zacnej szlachty niemało którzy rzadko z pól zeszli” - pisano w „Kronice Andrzeja Lubienieckiego”.
Z tej grupy najbardziej awanturniczym magnatem był Dymitr „Bajda” Wiśniowiecki. „Typowy warchoł”, jak nazwał go profesor Zbigniew Wójcik. Jego wyprawy na Krym były tak niszczycielskie, że pochwyconego podstępem w Mołdawii Turcy powiesili za żebro na haku. Ów magnat stał się wzorem dla każdego Kozaka. W czasie chadzek nieraz śpiewano o nim pieśni.
Czytaj też:
Polacy pod czarną banderą. Historie naszych kaprów, korsarzy i piratów
Od końca XVI w. Kozacy wyprawiali się już samopas, z racji wspomnianych wyżej sejmowych zakazów. Lata 1600–1621 przeszły do historii Kozaczyzny jako „heroiczna doba”. Łupione były Akerman, Konstanca, Synopa, Trapezunt, Kaffa i Bałakława. W 1606 r. padła umocniona Warna. W 1615 r. i 1624 r. przedmieścia samego Stambułu! Dortelli D’Ascoli opisał napad na Synopę w 1614 r: „Kozacy niespodziewanie napadli na twierdzę Synop. […] z powodu rozkosznych okolic znana pod nazwiskiem miasta kochanków […] Spustoszyli domy rodzin muzułmańskich i na koniec miasto spalili do tego stopnia iż ów cudowny i zachwycający pobyt w smutną obrócili pustynię […] Nim się okoliczni mieszkańcy uzbroili i zebrali dla dania im odporu łupieżcza ta horda puściła się na morze”.
Kilka razy tureckim galerom udało się zaskoczyć powracających z chadzki Kozaków. Największa bitwa całej „heroicznej doby” rozegrała się przy Karaharman w 1624 r. Będący w rozproszeniu Turcy ledwo uniknęli zagłady – przeciwko nim była bezwietrzna pogoda i (zrozumiały) sabotaż galerników składających się z pochwyconych niegdyś w jasyr Rusinów. Jednak „Gdy okropna cisza, która dotąd nie dopuszczając nieść wzajemnej pomocy, każdą galerę własnemu zostawiła losowi, nadejściem silnego wiatru szczęśliwie rozproszoną zostaje. Wypełniają się żagle. …i w kilka chwil mnóstwo wywróconych i zgruchotanych łódek pokrywa morze tysiącami nieprzyjacielskich trupów”.
Chadzka nie była łatwym chlebem: Jak wyliczał Beauplan: „Rzadko się zdarza, by wróciła ich połowa”. Nieciekawy był też los złapanych na gorącym uczynku. Turcy przygotowywali dla nich wyrafinowane męki w postaci deptania przez słonie, rozrywania między galerami, palenia i zakopywania żywcem. „Ci jednak, co się ostaną, przywożą bogate łupy” – kwitował Beauplan. Przeciętny Kozak większość zdobytych precjozów szybko przepijał i trwonił. I tak do następnej wyprawy.
Po wojnie chocimskiej w 1621 r. częstotliwość chadzek spadła. Kozaków zaczęły zajmować sprawy ukraińskie i ich spory z Lachami. Ze szkodą zarówno dla Lachów, jak i dla Kozaków.
Jakub Ostromęcki
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.