Wiktor Trościanko opisał z kolei owe zdarzenia w swojej autobiograficznej trylogii. Był on wówczas w Wilnie, znał z pierwszej ręki relacje z ulicy Mostowej. Oto jego literacki opis: „Drzwi wejściowe nadal nie były zaryglowane, choć tydzień temu »Falanga« wybiła w »dzienniku« kilka szyb. Od tego czasu Zwierzyński chodził z pistoletem, na który już dawno miał pozwolenie ze starostwa grodzkiego. Najpierw wdarł się mróz, który Feliksowi przerwał wędrówki po srebrnym globie. Wionęło mroźnym przeciągiem. Feliks wstał. Zobaczył przed sobą oficera w czapce z podpinką pod brodą, z szablą i pistoletem, ze straszną, okrutną i jakoś nieludzko uśmiechniętą twarzą. […] Wy kto? – warknął podpułkownik. – Goniec redakcyjny Feliks, panie pułkowniku. – To masz, żebyś nie ganiał i żebyś nie był w takiej redakcji! Zanim Feliks zdążył się zasłonić, dostał pięścią po twarzy. […] Napastnicy obskoczyli go ze wszystkich stron. Jeden z nich zdzielił go czymś ciężkim, pewnie kolbą pistoletu. Drugi przejechał się kastetem po szczęce. Feliks splunął krwią i upadł. […] Zwierzyński sięgnął mimo woli do kieszeni. Wyciągnął pistolet. Był teraz pewien, że to znowu najście bojówki Falangi. Nagle w bocznym kręgu światła, na granicy między oświetlonym kołem i ciemnością, spostrzegł oficerów. Wstał. Odłożył pistolet na biurko. Zdążył jeszcze powiedzieć jakby sam do siebie, informując: – … to wojsko… Więcej nie zdążył. I nie wydał ani jednego dźwięku, gdy kilku naraz biło go kolbą jego własnego pistoletu. Mierzyli najczęściej w oczy, bo tam miał binokle. […] – To masz, żebyś nie widział już swoich parszywych artykułów. – Masz draniu!… Ścierwo endeckie! – A to, żeby ci wybić miłość do twojego Dmowskiego! Okładali dalej kolbą. […] Kownacką od początku dwóch chwyciło, przydusiło do biurka i mocno trzymało, wykręcając ręce. […] – Bohaterowie!… Szlakiem Kadrówki!... – wyrzucała Zosia słowa, którymi chciała gryźć i drapać. – Stul pysk, babsztylu, bo i ty dostaniesz. Podpułkownik Kownackiej bić nie pozwolił. Poznał ją od razu. Tańczył z nią kiedyś w Palais de Dance i pamiętał, że doskonale kryła odrazę na widok jego twarzy. Dobrze tańczyła. […] – Bandyci w mundurach!… Dwudziestu na jednego człowieka, tchórze. Ej, bo cię zdzielę – powtarzał monotonnie swą groźbę podporucznik z kwadratową szczęką. […] Jedynym do tej pory ocalałym z pobicia w pokoju redakcji był Dariusz. Uskoczył w ciemny kąt pod piecem. Zajęte bezpośrednimi celami natarcia wojsko zauważyło szczupłego chłopca. Wreszcie ktoś, nie mogąc docisnąć się do bicia i kopania Zwierzyńskiego, spostrzegł postać pod piecem. Przyskoczył i na wszelki wypadek zdzielił pięścią po głowie”.
Czytaj też:
Chłopcy z zapałkami
Należy wyjaśnić, kim był „zdzielony pięścią” Dariusz. A był to Dariusz Żarnowski, wówczas student, działacz narodowy na terenie akademickim, zarazem pracownik redakcji dziennika. Nie wiadomo natomiast, jak nazywał się literacki Feliks, czyli stary goniec redakcyjny. Według Zofii Kownackiej oprócz niego pobito również woźnego SN, który przebywał w lokalu, a „dozorczyni, gdy chciała podać wodę zmasakrowanym narodowcom, uniemożliwiono to, przystawiając do piersi rewolwer”.
Zestawmy jeszcze powyższy fragment z relacją Zygmunta Fedorowicza. „W redakcji znajdowało się wówczas 6–7 osób, wśród nich Zwierzyński, ja i Kownacka. Zwierzyński siedział przy biurku redakcyjnym. Rzucono się na niego i pobito do nieprzytomności. Ja i Kownacka byliśmy w tym momencie w przyległym lokalu drukarni, konferując z metrampażem. Wpadło do sali 10–12 oficerów i obsadziło drzwi, oświadczając, że nikomu ruszyć się nie wolno. Później dopiero się zorientowałem, iż napastnicy widocznie nie wiedzieli, kogo mają przed sobą, i dlatego pozostawili mię w spokoju. W jakieś 15 min później wszedł do sali jakiś podporucznik i poszeptał z oficerami strzegącymi drzwi. Wtedy jeden z nich podszedł do mnie i zapytał: – Czy pan Fedorowicz? Na moje potwierdzenie kilkunastu oficerów rzuciło się na mnie. Poczęli bić pięściami po twarzy, obalili na podłogę i kopali do tej pory, aż zemdlałem. Kiedy ocknąłem się z zemdlenia, stwierdziłem, że leżę na podłodze w kałuży krwi, a otaczają mię nogi w długich butach z ostrogami”.
Na tym jednak nie koniec. Uprzednio pobity Stanisław Cywiński udał się w towarzystwie żony – po opuszczeniu jego mieszkania przy ulicy Trockiej 11 przez oficerów, którzy go pobili – na pogotowie. Stamtąd zaś, po opatrzeniu, do siedziby „Dziennika Wileńskiego”. Miał wyjątkowego pecha. Dotarł do redakcji w momencie, gdy wojskowi zamierzali opuścić lokal. Rozpoznany przez nich został po raz drugi pobity. Oprawcy opuścili redakcję, przy okazji demolując drukarnię. Zaraz po ich wyjściu nadeszła policja wraz ze starostą grodzkim, Czernichowskim.
Osądzili ofiary
Trzech skatowanych redaktorów dziennika – Cywińskiego, Zwierzyńskiego i Fedorowicza – przewieziono na policję. Zostali zatrzymani. Dwóch pierwszych trafiło do szpitala więziennego na Łukiszkach w Wilnie. Doktora Fedorowicza zwolniono. Czym prędzej opuścił on Wilno. Tymczasem do akcji przystąpił wymiar sprawiedliwości. Profesora i marszałka Sejmu oskarżono o zniewagę narodu polskiego „popełnioną w ten sposób, że Zwierzyński jako redaktor i wydawca »Dziennika Wileńskiego« zamieścił art. Cywińskiego, Cywiński zaś, że napisał ten artykuł, z ustępem zawierającym zniewagę pamięci marszałka Polski Józefa Piłsudskiego przez użycie słowa »kabotyn« w odniesieniu do Józefa Piłsudskiego”. Zygmunt Fedorowicz nie został objęty aktem oskarżenia.
Wypada nadmienić, że w trakcie trwania procesu Sejm przyjął kuriozalną w świetle zasad praworządności i demokracji ustawę „o ochronie imienia marszałka Piłsudskiego”. Na jej mocy krytyka Józefa Piłsudskiego była zagrożona karą więzienia do pięciu lat. Na marginesie należy zaznaczyć, że prokuratura, korzystając z zapisów tego aktu, wszczęła dochodzenia przeciw obrońcom Cywińskiego i Zwierzyńskiego w związku ze zniesławieniem przez tych Józefa Piłsudskiego w treści wywodów kasacyjnych! Ostatecznie Aleksander Zwierzyński został uniewinniony, a Stanisław Cywiński skazany na 1,5 roku więzienia. Sprawcy napadu pozostali bezkarni.
Po zajęciu Wilna przez Armię Czerwoną w 1939 r. prof. Cywiński został aresztowany. Po kilku dniach wypuszczono go z aresztu NKWD zmaltretowanego, ale tuż przed przekazaniem miasta Litwinom 28 października 1939 r. bolszewicy zabrali go ponownie. Schorowany, starszy już człowiek nie miał najmniejszych szans, by przeżyć sowieckie uwięzienie. Zmarł 29 marca 1941 r. w szpitalu więziennym w Kirowie. W łapy czerwonych wpadli też dwaj inni redaktorzy „Dziennika Wileńskiego”. Aleksander Zwierzyński – jeden z przywódców państwa podziemnego – był sądzony i skazany w procesie szesnastu. Po odbyciu kary wrócił do komunistycznej Polski. Żył w skrajnie trudnych warunkach materialnych. Zmarł w 1958 r. Doktor Fedorowicz był delegatem okręgowym rządu na kraj w Wilnie podczas okupacji. Aresztowany w 1944 r. – po powtórnym zajęciu Wilna przez bolszewików – spędził w łagrach wiele lat. Przeżył, wrócił do PRL w 1955 r.
Michał Wołłejko
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.