Ruś w jarzmie Mongołów. Złota Orda i kariera Moskwy

Ruś w jarzmie Mongołów. Złota Orda i kariera Moskwy

Torturowanie książąt ruskich po bitwie nad Kałką na obrazie Pawła Ryczenki
Torturowanie książąt ruskich po bitwie nad Kałką na obrazie Pawła Ryczenki 
  • Marek GałęzowskiAutor:Marek Gałęzowski
Dodano: 
Przewaga liczebna wojsk rusko-połowieckich nie wystarczyła, by sprostać znakomicie zorganizowanej i zdyscyplinowanej armii mongolskiej. Zostały one doszczętnie rozbite, a na wojownikach ruskich, którzy się poddali, ustawiono drewniany pomost, na którym Mongołowie urządzili sobie ucztę, miażdżąc nieszczęsnych jeńców. Tak zaczęły się ponad dwa wieki mongolskiej niewoli, w której znalazła się Ruś.

„Wskutek grzechów naszych przyszły nieznane ludy, o których nikt dobrze nie wie, co za jedni są i skąd się wzięli [...]. Padło mnóstwo nieprzeliczone ludzi i był lament i płacz, i smutek po grodach i siołach” – pisano w ruskiej kronice o wydarzeniu z 1223 r. Jak się wkrótce okazało, było ono tylko preludium do prawdziwego kataklizmu. Określenie „nieznane ludy” odnosiło się do armii mongolskiej, która została wysłana przez zdobywcę Azji Dżyngis-chana w celu przeprowadzenia rekonesansu na nieznanych mu ziemiach leżących na zachód od Morza Kaspijskiego.

Wtargnęła ona na obszary zamieszkiwane wówczas przez turecki lud Połowców. Z odsieczą pospieszyły mu wojska aż 18 książąt ruskich. Obie armie spotkały się nad rzeką Kałką w pobliżu Krymu. Przed bitwą koalicjanci zgładzili posłów wysłanych przez Mongołów i ufni we własne siły rozpoczęli atak. Spotkała ich jednak sroga niespodzianka. Przewaga liczebna wojsk rusko-połowieckich nie wystarczyła, by sprostać znakomicie zorganizowanej i zdyscyplinowanej armii mongolskiej. Zostały one doszczętnie rozbite, nie oszczędzono nawet tych wojowników ruskich, którzy złożyli broń po tym, jak uzyskali obietnicę, że ich krew nie zostanie przelana. Uduszono ich pod drewnianym pomostem, na którym Mongołowie urządzili sobie ucztę.

Po bitwie wojownicy Dżyngis-chana cofnęli się w głąb Azji. Mimo tak druzgocącej klęski książęta podzielonej na liczne dzielnice Rusi zbagatelizowali zagrożenie. Co więcej, żaden z Rurykowiczów nie przedsięwziął środków obrony, nie mówiąc już o stworzeniu sojuszu, który objąłby przynajmniej tych książąt, których ziemie leżały najbliżej imperium mongolskiego.

Inwazja Batu-chana

Nie minęło 15 lat, kiedy Mongołowie, pod wodzą wnuka Dżyngis-chana Batu-chana, ruszyli na Ruś. Oddzielały ją co prawda od niej ziemie Połowców i Bułgarów, jednak ci pierwsi na samą wieść o pojawieniu się ich dawnego pogromcy uciekli aż na Węgry, Bułgarzy Kamscy zaś, którzy w 1223 r. potrafili pokonać zwycięzców znad Kałki, teraz ulegli agresji.

Na początku 1237 r. jazda mongolska wtargnęła do księstwa riazańskiego. Batu-chan zażądał od jego władcy księcia Jerzego dziesięciny „od wszystkiego”. Kiedy jednak syn księcia Fiodor przybył do obozu mongolskiego z darami, Batu-chan nieoczekiwanie zażyczył sobie, by ten oddał mu swoją żonę. Fiodor odmówił i natychmiast, wraz z towarzyszącymi mu osobami, został zamordowany. Mongołowie darowali życie tylko jego piastunowi, by wieść o mordzie przekazał do Riazania. Żona Fiodora Eupraksja, dowiedziawszy się o śmierci męża i jej przyczynie, rzuciła się z murów miejskich ze swoim synkiem Iwanem w rękach.

Czytaj też:
Szalony i groźny. Rejestr zbrodni Iwana IV

W obliczu rodzinnej tragedii Jerzy riazański mógł już tylko uderzyć na Mongołów, poniósł jednak klęskę w nierównej walce i poległ. Ci zaś, po krótkim oblężeniu, wtargnęli do Riazania. Rozpoczęła się rzeź mieszkańców. Mordowano ich w grodzie i topiono w rzece, straszliwy los spotkał też wdowę po Jerzym, którą z ich dziećmi zamordowano w soborze Najświętszej Bożej Rodzicielki. Pomoc od pozostałych książąt nie nadeszła, jedynie nieliczny oddział riazańskiego bojara Eupatego Kołowrata w odruchu rozpaczy uderzył na Mongołów pod Suzdalem. Legenda utrwaliła męstwo jego dowódcy, który niepokonany w polu przez żadnego z żołnierzy Batu-chana zginął zasypany kamiennymi pociskami miotanymi z machin bojowych.

Mongołowie parli tymczasem naprzód. Po spaleniu Suzdala i Kołomny ruszyli na Włodzimierz – stolicę największego z księstw ruskich, po drodze paląc niewielki gród Moskwa. Włodzimierz spotkał podobny los do losu Riazania – wielu mieszkańców wymordowano, nie wyłączając całej rodziny wielkiego księcia włodzimierskiego Jerzego Wsiewołodowicza, spalonej żywcem w cerkwi Zaśnięcia Bogurodzicy. Sam Jerzy zgromadził swoje wojska nad rzeką Sitą. Tam zaskoczyli go Mongołowie, którzy przybyli nad Sitę w czasie dwukrotnie szybszym, niż zwykle to czynili. W zaciętym boju zniszczyli wojska Jerzego, a ich wódz Burundaj przesłał odrąbaną głowę księcia Batu-chanowi. Konnica mongolska wtargnęła następnie na obszar Nowogrodu Wielkiego, ale nie zaryzykowała oblężenia potężnego miasta w trudnych warunkach wiosennych roztopów i zawróciła na południowy wschód.

W końcu marca 1238 r. Batu-chan stanął pod murami Kozielska. Grodu broniono mężnie 50 dni, prowadzono także działania zaczepne. W końcu jednak Mongołowie, kosztem ciężkich strat, przerwali umocnienia i wtargnęli do miasta, rozpoczynając kolejną krwawą łaźnię. W tym ostatnim rozpaczliwym boju o każdy dom padli ostatni obrońcy. O ich determinacji świadczyło to, że walczyły wśród nich także kobiety i dzieci. Wieki później, w czasie badań archeologicznych, znaleziono ich szczątki w kolczugach.

Między nimi znajdował się najpewniej także nominalny dowódca obrony – siedmioletni książę Wasylko, którego mimo usilnych poszukiwań przez ludzi Batu-chana nigdy nie odnaleziono. Według legendy utonął we krwi swoich poddanych, mordowanych bez litości w grodzie, po którym pozostała jedynie spalona ziemia. „Brutalna akcja w Kozielsku była aktem zemsty za zuchwały opór i miała zastraszyć potencjalnych naśladowców. Kozielsk w zdumiewający sposób zapisał się w historii kampanii Batu-chana. Ten mały gród w pobliżu Kaługi uratował honor książąt ruskich” – podsumował historyk Andrzej Andrusiewicz.

Obrońcy Kozielska opóźnili inwazję mongolską na Rusi, a ich los nie wszystkich zniechęcił do oporu. 5 września 1240 r. Batu-chan stanął pod Kijowem – stolicą Rusi sprzed podziału dzielnicowego. Już rok wcześniej Mongołowie domagali się poddania miasta, lecz jedyną odpowiedzią mieszkańców było uśmiercenie posłów, wysłanych z tym żądaniem. Kijów bronił się przez kilka miesięcy, a sercem oporu była cerkiew Bogurodzicy. W końcu jednak dawna stolica i największy ośrodek średniowiecznej kultury ruskiej zostały zniszczone. Najazd mongolski zakończył się w końcu 1240 r. spustoszeniem Rusi Halickiej. W następnym roku zastępy Mongołów wtargnęły do Polski i na Węgry.

Dwa i pół wieku w niewoli

Po ujarzmieniu Ruś została podporządkowana Złotej Ordzie, czyli zachodniej części dawnego imperium Dżyngis-chana. Batu-chan pozwolił zachować władzę na poszczególnych ziemiach tym władcom, którzy nie stawili mu oporu. Mongołowie, z czasem częściej nazywani Tatarami, nie wtrącali się zwykle do wewnętrznych spraw poszczególnych księstw. Okazali się również w pełni tolerancyjni dla Cerkwi prawosławnej, którą zwolnili z wszelkich świadczeń na ich rzecz. Od książąt żądali natomiast terminowego płacenia ogromnych danin, czasem również wsparcia wojskowego (m.in. podczas wojen na Kaukazie i w Chinach). Początkowo daniny od książąt ściągali urzędnicy mongolscy, nazywani baskakami. Od pierwszej połowy XIV w. za jej zbieranie był odpowiedzialny wielki książę włodzimierski.

Czytaj też:
Lisowczycy - polscy jeźdźcy apokalipsy

Innym elementem zwierzchnictwa mongolskiego nad Rusią był tzw. jarłyk, czyli pozwolenie na sprawowanie władzy. Każdy książę ruski musiał osobiście udać się po jarłyk w długą podróż do stolicy Złotej Ordy – Saraju. Uzyskanie jarłyku wiązało się z dodatkowymi kosztami, koniecznością obłaskawienia nie tylko chana, lecz także jego żon, krewnych i otoczenia. Pretendent musiał mieć rozeznanie, kto z nich znajduje się w łaskach, a kto nie, a także poddać się upokarzającej procedurze w czasie audiencji u chana. Książę czernichowski Michał zginął, gdy sprzeciwił się skłonieniu na południe – ku duchowi Dżyngis-chana. Inni zapamiętali to i – chcąc nie chcąc – składali pokłony zgodnie z oczekiwaniem mongolskiego władcy.

Mimo tych poddańczych gestów wysiłki czynione w celu uzyskania jarłyku nie zawsze kończyły się powodzeniem. Zdarzało się, że niełaska i tak dotykała pretendenta, zwłaszcza gdy oczernił go któryś z konkurentów. To zaś zazwyczaj oznaczało dla niefortunnego księcia śmierć, najczęściej z powodu podania trucizny. W początkach niewoli książęta padali też ofiarą wewnętrznych konfliktów między Mongołami. Książę Jarosław otrzymał jarłyk od Batu-chana, ale trzy lata później został wezwany do Karakorum, stolicy największej części imperium mongolskiego, rządzonej przez skłóconą z Batu-chanem regentkę Töregene i jej syna Gujuka. Nakarmiony przez nią własnoręcznie mongolskimi potrawami żył po tym „gościnnym przyjęciu” jeszcze siedem dni.

Artykuł został opublikowany w 2/2014 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.