Przegrana przez wyczerpanie
  • Dariusz WieromiejczykAutor:Dariusz Wieromiejczyk

Przegrana przez wyczerpanie

Dodano: 
Niemieccy żołnierze, zdjęcie ilustracyjne
Niemieccy żołnierze, zdjęcie ilustracyjne Źródło:Wikipedia / Domena publiczna
Nawet najlepsi żołnierze, przekonani o słuszności swojej sprawy, nie są w stanie w wieloletnim konflikcie zrównoważyć nieustannej, przytłaczającej przewagi materiałowej i liczebnej przeciwnika. Jaką naukę mogą z tego wyciągnąć obserwatorzy konfliktu na Ukrainie?

Jednym z najciekawszych pytań dotyczących historii ubiegłego wieku jest pytanie o przyczyny pierwszej wojny światowej. Nic dziwnego, że odpowiedzieć na nie od 100 lat usiłują kolejne pokolenia historyków. Sprawa nabrała w ostatnich latach niejakiej aktualności, gdyż w powolnym osunięciu się Europy w otchłań niewyobrażalnego dla ówczesnych decydentów koszmaru wielu doszukuje się różnorakich podobieństw do czasów, w których żyjemy. Coś może być na rzeczy, bo trudno nie poczuć się nieswojo, czytając pierwsze zdanie wydanej w roku 2015 znakomitej książki Dominica Lievena, zatytułowanej „W pożogę” (polskie wydanie 2018): „To, jak potoczyła się pierwsza wojna światowa, zależało w dużym stopniu od losów Ukrainy”. Po upływie dalszych siedmiu lat zabrzmiało to wprowadzenie jeszcze bardziej aktualnie.

Kiedy w roku 2022 rozpoczęła się wojna na Ukrainie, kolejna fala zainteresowania pierwszą wojną światową wyniknęła z przebiegu działań wojennych. Niedawne, toczone w świetle kamer telewizyjnych wojny lądowe przyzwyczaiły nas do widowiskowych operacji sił specjalnych, rajdów kolumn pancernych, skutecznych bombardowań i ataków z powietrza – w szybkim tempie kruszących opór przytłoczonego nowoczesną technologią i zaskoczonego niespodziewanym manewrem przeciwnika. Tak miały się sprawy w Jugosławii, Iraku i Kuwejcie. Tymczasem wojna na Ukrainie po pierwszych, bardziej mobilnych tygodniach niepokojąco przypominać zaczęła realia wojny pozycyjnej, znanej z frontu zachodniego pierwszej wojny światowej. W analizach pojawił się termin „wojny materiałowej”, a wskaźniki zużycia amunicji artyleryjskiej znów sumować zaczęto w miliony pocisków, zupełnie jakby walki nie toczyły się pod Bachmutem, a nad Sommą. Sposób prowadzenia działań, z poprawką na wykorzystanie wszystkich wynalezionych w minionym stuleciu, nafaszerowanych elektroniką zabawek, także przerodził się w pojedynki artyleryjskie i uporczywe próby przełamywania silnie ufortyfikowanych linii obronnych wroga. Na podobnych staraniach straciło już kiedyś życie ładnych kilka milionów „Tommies” i „Fryców”. Ubiegłe dwa lata wojny żołnierze walczący na Ukrainie spędzili, jak ich koledzy sprzed wieku, w głęboko wyrytych w ziemi i otoczonych drutem kolczastym okopach.

Artykuł został opublikowany w 23/2024 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.