Wydarzenie to jest traktowane przez zwolenników tezy o „oswobodzeniu” Niemiec w 1945 r. jako koronny dowód na istnienie w hitlerowskich Niemczech szeroko rozgałęzionego ruchu oporu przeciw narodowosocjalistycznemu reżimowi; ruchu, który nie chciał czekać na wyzwolenie (nastąpiło w maju 1945 r.) i wziął sprawy w swoje ręce. Nie udało się. Zamachowiec oraz inni cywilni i wojskowi dygnitarze podejrzani lub zamieszani w udział w spisku w ciągu kilku kolejnych tygodni zostali zgładzeni.
Stauffenberg stał się więc bohaterem, kilkadziesiąt lat po swojej śmierci „namaszczonym” przez Hollywood w „Operacji Walkiria” (Tom Cruise w roli głównej). Dramatyczny koniec zamachowca i jego współpracowników (realnych i domniemanych) nie powinien jednak przesłonić tego, że sam Stauffenberg i osoby zaangażowane w spisek przeciw Hitlerowi, w czasie gdy rządzona przez NSDAP Rzesza Niemiecka szła od zwycięstwa do zwycięstwa, nie widzieli najmniejszego powodu, by występować przeciw nazistowskiemu reżimowi. Ani Stauffenberg, ani jego współspiskowcy nie protestowali, gdy jesienią 1939 r. państwo niemieckie przystąpiło do ludobójczej eksterminacji polskich elit (Intelligenzaktion). W listach Stauffenberga z czasów kampanii wrześniowej 1939 r. można natomiast znaleźć wiele fragmentów o Polsce i Polakach, których nie powstydziłaby się Goebbelsowska propaganda suflująca tezy o „polskim okrucieństwie”, „polskim brudzie” i „polskim upadku kulturowym”. Stauffenberg w pełni aprobował wcielenie do Niemiec polskich ziem (Pomorza i Wielkopolski), uważając – jak przeważająca część niemieckiej opinii publicznej – że w ten sposób usunięta została „niesprawiedliwość wersalskiego dyktatu”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.