Jak się okazało, wybory 1860 r. były ostatnimi przed wybuchem wojny secesyjnej (1861-1865). Wojny z punktu widzenia Południa w obronie secesji stanów południowych – Skonfederowanych Stanów Ameryki, a z punktu widzenia Północy o ich przywrócenie do Unii. Secesja, choć przebiegła błyskawicznie, nie była wydarzeniem nagłym czy niespodziewanym, lecz stanowiła rezultat oraz punkt kulminacyjny narastającego w zasadzie od początku państwowości USA nierozwiązanego problemu. Osią sporu było oczywiście niewolnictwo, przy czym – przypomnijmy – Północ przystąpiła do wojny nie z zamysłem wyzwolenia niewolników, tylko szybkiego, jak wówczas zakładano, stłamszenia rebelii. Południe wystąpiło zaś z Unii w obawie o przyszłość niewolnictwa i z determinacją, by jeżeli zajdzie potrzeba, bronić skuteczności tej decyzji siłą.
Wiodącym tematem niewolnictwo
Najkrócej rzecz ujmując, nie tyle dalsze istnienie "szczególnej instytucji" w stanach Południa, było przedmiotem sporu, co rozstrzygnięcie o dopuszczeniu bądź zakazaniu jej na nowych amerykańskich terytoriach, zdobytych m.in. w wyniku wojny z Meksykiem. W tym zakresie liderzy Północy i Południa nie mogli dojść do porozumienia, co nie było dziwne, biorąc pod uwagę, że był to problem natury strukturalnej i strategicznej, a nawet, jak podnoszono na Południu, egzystencjalnej. Przez niewolnictwo rozumiano bowiem cały system gospodarczo-polityczno-społeczny Południa. Przypomnijmy, że podczas gdy Północ stawiała na rozwój handlu, przemysłu i urbanizację, to rolnicze Południe bazowało na eksporcie plonów upraw, w szczególności bawełny. W kontekście ekonomicznym powstawało m.in. pytanie o relację kapitał – pracownik. Czy na nowych terytoriach czarnoskórzy mają docelowo pracować jak biali ludzie w fabrykach Północy, czy wzorem mają być plantacje głębokiego Południa? Obie strony słusznie rozpoznawały, że ciężko byłoby praktykować te dwa sposoby na jednym obszarze. Interesy Unii i przyszłej Konfederacji rozchodziły się na także płaszczyznach politycznej i społecznej. Dotyczyło to m.in. wpływu coraz bardziej nierozumiejących siebieelit Północy i Południa na władzę federalną w Waszyngtonie, ale także systemu prawnego czy edukacyjnego oraz ustalenia priorytetów dla amerykańskiego republikanizmu.
Z rozstrzygnięcia tych zagadnień wynikały dla USA daleko idące konsekwencje. Skonstatujmy, że wybory roku 1860 odbywały się w atmosferze nieufności, obaw o jedność Unii i dyskusji nad perspektywą secesji. Wokół zagadnień z tym związanych siłą rzeczy ogniskowała kampania wyborcza.
Kwestia stanowiska poszczególnych kandydatów wobec niewolnictwa była absolutnie fundamentalna dla części ludności Południa. Na Północy, gdzie co do zasady niewolnictwo było już zniesione, dominował pogląd, że instytucja ta wprawdzie jest anachroniczna i wątpliwa moralnie, ale ustanowiona jeszcze za panowania Brytyjczyków, stanowi podstawę gospodarki Południa i nie powinna być przez rząd federalny zwalczana. Nie licząc kręgów abolicjonistycznych, postrzeganych na Północy jako radykalne, wychodzenie z niewolnictwa widziano raczej jako proces stopniowy i rozłożony w czasie. Należy też mieć na uwadze, że choć unionizm był silny, ówczesne społeczeństwa, szczególnie na Południu, wykazywały daleko idące przywiązanie i lojalność wobec swoich stanów.
Wydarzeniem, które odbiło piętno na kampanii wyborczej, była nieudana próba wzniecenia powstania niewolników przez abolicjonistę Johna Browna w październiku 1859 roku. Niedoszły przywódca buntu został skazany na śmierć i stracony za zabicie kilku ludzi podczas napadu na arsenał broni w Wirginii. Na insurekcję nie było cienia szans, jednak politycznie i społecznie sprawa wywołała olbrzymie reperkusje. Abolicjoniści za chęć uderzenia w "niewolniczą siłę" – jak nazywali władców ziemskich z Południa – kreowali Browna na męczennika. I choć generalnie na Północy potępiono jego czyn, a tamtejsi politycy zapewniali, że nie zamierzają obalać niewolnictwa na Południu, to niektóre niejednoznaczne reakcje, a nawet pojawiające się głosy podziwu za postawę Browna w trakcie procesu, były odbierane na Południu ze złością i zaniepokojeniem o przyszłość niewolnictwa. Ogromnemu poruszeniu towarzyszyło narastające przeświadczenie, że być może nie należy zwlekać z secesją do momentu podjęcia przez ewentualnego republikańskiego prezydenta jawnie wrogich kroków wobec niewolnictwa, lecz w przypadku jego wygranej wyjść z Unii natychmiast.
Dwóch kandydatów Partii Demokratycznej
Sprawa Południa skomplikowała się już na samym starcie. Otóż w bardziej jej przychylnej, konserwatywnej wówczas Partii Demokratycznej doszło do rozłamu, w wyniku którego wystawiła ona dwóch kandydatów. Byli to odpowiednio Stephen A. Douglas (Północ) i John C. Breckinridge (Południe).
Demokraci z Północy nie zgodzili się na przyjęcie w programie wyborczym kodeksu niewolniczego oraz punktu dotyczącego zapewnienia ochrony niewolnictwa na nowych terytoriach przez rząd federalny. W wykładni uzasadniającej ten postulat "własność niewolnicza" była chronionym konstytucyjnie rodzajem prawa własności. Argumentowano ponadto, że Południe nie narusza żadnych praw Północy i oczekuje tego samego.
Popierany przez Północ Douglas, jeden z liderów partii, nie dysponował wystarczającą ilością głosów, by uzyskać nominację. Doświadczony polityk, podczas słynnej serii debat z Abrahamem Lincolnem w kampanii do Senatu w 1858 r., bardzo zraził do siebie południowców, twierdząc, że niewolnictwo może być niedopuszczone na nowych terytoriach.
Lincoln celowo zapytał o to Douglasa, ponieważ jego konkurent próbował pogodzić dwa sprzeczne stanowiska: przełomowe orzeczenie w sprawie niewolnika Dreda Scotta, w którym Sąd Najwyższy USA orzekł, że rząd federalny nie może zakazać niewolnictwa na terytoriach oraz jego własną koncepcję "suwerenności ludu", zakładającej prawo mieszkańców terytoriów do decydowania, czy dopuszczają niewolnictwo, czy nie. W odpowiedzi na pytanie, Douglas powiedział, że niezależnie od orzeczenia Sądu Najwyższego, ludność danego terytorium ma możliwość wprowadzenia lub wykluczenia niewolnictwa poprzez brak przyjęcia lokalnych regulacji i przepisów sprzyjających jego istnieniu.
Prezydent wyrażający taki pogląd był na Południu nie do przyjęcia. Niektórzy Demokraci z głębokiego Południa woleli nawet, żeby wygrał kandydat Republikanów, nie niezdecydowany z ich punktu widzenia Douglas, co prawdopodobnie postawiłoby sprawę Południa jasno: ustąpić ws. terytoriów albo dokonać secesji. Kompromisu nie udało się wypracować. Obie konwencje krajowe – w kwietniu w Charlestonie – sercu Karoliny Południowej, i w czerwcu w Baltimore, zostały zerwane przez część południowców. Rozgoryczeni zwolennicy Douglasa nominowali go mimo to, a kandydatem Demokratów Południa został wiceprezydent Breckinridge, który przyjął program zapewnienia federalnej ochrony niewolnictwa na nowych terytoriach.
Czarny koń Republikanów
Partia Republikańska co do zasady była przeciwna rozszerzaniu niewolnictwa na nowe terytoria, co przekreślało szanse jej kandydata na Południu, ale także w tzw. stanach granicznych, jak Kentucky, Wirginia czy Maryland.
Faworytem do nominacji był William H. Seward – jeden z liderów ugrupowania, były gubernator Nowego Jorku, a w 1860 r. wpływowy senator. Seward był znany ze zdecydowanego sprzeciwu wobec możliwości rozszerzania niewolnictwa na nowe terytoria, co podobało się na górnej Północy, jednak jego wrogość wobec niewolnictwa na Południu, w tym słynna wypowiedź o "nieuchronnym konflikcie" między wolnością a niewolnictwem, czyniła go radykałem także w oczach wielu Republikanów i mieszkańców Północy. Przeciwko jego kandydaturze powstała opozycja, która doszła do wniosku, że potrzebny jest ktoś bardziej umiarkowany. Z podobnych powodów z wyścigu odpadł gubernator Ohio Salomon P. Chase. Istniały obawy, że Seward czy Chase mogą nawet nie wygrać w niektórych stanach dolnej Północy.
Kiedy Republikanie zebrali się w maju na konwencji krajowej w Chicago, po zaciętej walce Seward przegrał z Abrahamem Lincolnem. Za decyzją o wysunięciu nieoczywistego pretendenta przemawiał szereg argumentów. Pragmatyczni partyjni decydenci uznali przede wszystkim, że był on postrzegany jako polityk bardziej kompromisowy, który mógł przyciągnąć szersze grono wyborców, szczególnie ze stanów dolnej Północy, bez których o wygranej można było zapomnieć. W przeciwieństwie do innych potencjalnych kandydatów Lincoln nie był umoczony w niewygodne sprawy dotyczące czerpania korzyści z polityki i nie miał tylu politycznych wrogów co Seward. Ponadto łatwo było wykreować jego wizerunek jako "człowieka z ludu", ucieleśnienia "amerykańskiego snu". Wyeksponowano fakt, że dorastał w niezamożnej rodzinie w Kentucky i był samoukiem, który dzięki swojej ciężkiej pracy stopniowo zapewnił sobie awans społeczny.
Przed 1860 rokiem Lincoln był znany, ale wielu komentatorów nie widziało go nawet na szerokiej liście potencjalnych kandydatów Partii Republikańskiej. Krajowy rozgłos przyniosła mu wspomniana seria debat z Douglasem dwa lata wcześniej. Przegrał wówczas rywalizację o fotel senatora z Illinois, ale od tego czasu skutecznie budował swoją pozycję polityczną, m.in. jako jednego z głównych wyrazicieli stanowiska Republikanów wobec niewolnictwa. Lincoln przyjął program zakładający utrzymanie Unii i sprzeciw wobec rozszerzania niewolnictwa na nowe terytoria. Rajd Browna został potępiony jako "najpoważniejsze z przestępstw".
"Partia Starych Dżentelmenów"
Seward i większość jego stronników poparła Lincolna, jednak plany wygranej Republikanów na Północy usiłowała pokrzyżować grupa konserwatystów z dawnej Partii Wigów, która założyła Unię Konstytucyjną i w maju na konwencji w Baltimore nominowała własnego kandydata. Został nim John Bell – zamożny właściciel niewolników z Tennessee. Z racji, że tylko nieliczni delegaci mieli mniej niż 60 lat, Republikanie określali ją mianem „Partii Starych Dżentelmenów”, których czas już przeminął. Demokraci z kolei krytykowali ich za „obrażanie inteligencji Amerykanów” poprzez brak stanowiska wobec sporu o niewolnictwo. W programie swoim całkowicie pominęli oni bowiem kwestie dzielące Północ i Południe, stwierdzając jedynie, że będą kierowali się Konstytucją, Unią stanów i egzekucją prawa.
Wiedząc, że Bell nie wygra wyborów, Unia Konstytucyjna liczyła na zdobycie kilku stanów celem uniemożliwienia Lincolnowi uzyskania większości elektorskiej. Gdyby plan się powiódł, zgodnie z procedurą prezydenta wyłoniłaby Izba Reprezentantów Kongresu USA, w której każdy stan miał jeden głos, ale żadna partia nie dysponowała większością kontrolowanych stanów. Wówczas potencjalnie możliwe byłoby dogadanie się z Demokratami i wybranie Breckinridge’a, a gdyby w Izbie nie było konsensusu, i wybór przeszedł na Senat, nawet Bella. Nadzieje ugrupowania na przyciągnięcie umiarkowanych elektoratów z obu geograficznych obszarów okazały się jednak płonne. Ostatecznie Bell zdobył na Północy mniej niż 3 proc. głosów i w żaden sposób nie wpłynął na wynik Lincolna. Zdecydowanie większe wyzwanie stanowił dla Breckinridge’a, któremu odebrał zwycięstwo w stanach granicznych: Tennessee, Kentucky i Wirginii.
Kampania Douglasa
Jako że Lincoln był całkowicie odrzucany w stanach Południa, a Republikanie praktycznie nie mieli tam struktur partyjnych, jego kandydatura w stanach niewolniczych nie została nawet zarejestrowana. Cały wysiłek kampanii Lincolna koncentrował się na starciu z Douglasem na Północy i na Zachodzie (Oregon i Kalifornia). Na południu rywalizacja toczyła się natomiast między Breckinridgem a Bellem, którzy byli z góry skazani na porażkę na Północy.
Douglas, mimo braku szans na Południu i problemów zdrowotnych, podjął zakrojoną na bardzo szeroką skalę kampanię, objeżdżając zarówno stany wolne, jak i niewolnicze. Prezentował siebie jako jedynego kandydata narodowego, który może przyczynić się do wypracowania kompromisu między interesami obu stron i zapobiec rozpadowi Unii. Na Południu usiłował przekonywać, że secesja byłaby szaleństwem, ponieważ cała Północ zaangażuje się w jej powstrzymanie. Na Północy tłumaczył, że ewentualne próby przymuszania Południa do wygaszania niewolnictwa doprowadzą do straszliwej wojny. Konsekwentnie promował koncepcję "suwerenności ludu", zakładającą – przypomnijmy – decydowanie przez lokalne społeczeństwa o przyszłości niewolnictwa na nowych terytoriach.
Breckinridge – kandydat Południa
Sprawę Południa reprezentował zatem Breckinridge. Wiceprezydent w gabinecie demokratycznego prezydenta James Buchanana stał na stanowisku, że Unia powinna zostać zachowana, a niewolnictwo chronione przez władzę federalną w stanach, w których pozostawało legalne. Ponadto, jak wspomnieliśmy, instytucja miałaby według niego być dozwolona na każdym nowym terytorium USA.
Breckinridge podkreślał, że stany Południa mają suwerenne prawo do utrzymania niewolnictwa, a wszelkie próby ograniczania ich w tym zakresie przez Waszyngton lub ewentualnie inne stany, są sprzeczne z konstytucją. Kandydat południowych Demokratów wyraźnie artykułował, że nie mogą być dopuszczalne jakiekolwiek interwencje rządu, które mogłyby osłabić te prawa.
Zarówno Breckinridge, jak i Douglas mówili, że Lincoln docelowo planuje zniesienie niewolnictwa. Rywalizując w obliczu wspólnego wroga, wiedząc, że czwartego kandydata również nie można zlekceważyć, starali się hamować wzajemne ataki. Mimo to część energii sztabu Breckinridge’a pochłaniało krytykowanie Douglasa za osłabianie pozycji Południa, ten zaś zarzucał konkurentowi radykalizm w podejściu do niewolnictwa, co potęguje rozdźwięk między oboma regionami i grozi eskalacją konfliktu.
Abraham Lincoln – faworyt na Północy
W trakcie kampanii Republikanie celowo stonowali swoje wypowiedzi na temat niewolnictwa. Jednak jak niemal wszystko w tamtej kampanii, Lincoln był oceniany przez pryzmat stosunku do tego kluczowego w istocie tematu. Nastroje na Południu stopniowo robiły się coraz gorsze. Jednocześnie niektórzy Republikanie rzeczywiście stosowali antyniewolniczą retorykę, niemal dorównującą najbardziej zagorzałym abolicjonistom z górnej Północy. Abolicjonistami – choć sami siebie tak nie określali – byli m.in. wpływowi senatorzy jak Salomon P. Chase czy Thaddeus Stevens. Sam Lincoln i jego profesjonalni piajarowcy starannie prezentowali postawę i perspektywę umiarkowania, jednak część Południa z przerażeniem postrzegała kandydata popieranego przez zwolenników emancypacji niewolników.
W propagandzie przodowały media wspierające Breckinridge’a, ale także wielu południowych unionistów ostrzegało Jankesów, że zwycięstwo Lincolna poskutkuje rozpadem Unii. "Wybór Lincolna jest wystarczającą przyczyną secesji", zatytułował swoje przemówienie zwolennik Bella w Alabamie. Dziennik z Georgii popierający Douglasa pisał, że dojdzie do wojny, ponieważ „Południe nigdy nie podda się upokorzeniu i poniżeniu, jakim będzie inauguracja Abrahama Lincolna”. Także unioniści ze stanów granicznych komunikowali Republikanom z Północy o panującej na Południu atmosferze gotowości do zerwania z Unią.
Republikanie postrzegali to jako grę na zastraszenie Północy, by uległa żądaniom Południa w kwestiach niewolnictwa. Lincoln, jak się okazało, także przeceniał unionizm tamtejszego establishmentu politycznego i społeczeństwa, jednak jego pole manewru w tej sprawie rzeczywiście było już ograniczone. Lincoln nie przystał na prośbę konserwatystów, żeby opublikować oświadczenie, mające na celu złagodzenia Południa, argumentując, że będzie to odebrane jako słabość w części elektoratu Północy, a on wielokrotnie zapewniał już południowców, że nie zamierza ingerować w niewolnictwo w tamtejszych stanach.
Niepowodzeniem zakończyły się negocjacje pomiędzy Demokratami z Północy, Demokratami z Południa i Unią Konstytucyjną, by połączyć siły w kluczowych stanach Północy i spróbować w ten sposób powstrzymać wygraną Lincolna, przerzucając elekcję na Kongres. Różnice między ekipami Douglasa, Breckinridge’a i Bella były za duże. Antyrepublikańskie koalicje w rozmaitej formule zawiązały się wprawdzie w kilku stanach, ale były nieformalne i zdecydowanie zbyt ograniczone, aby mogły przynieść efekt.
Wybory prezydenckie 1860 r. w USA – wyniki
W glosowaniu 6 listopada 1860 r. zwycięstwo odniósł Abraham Lincoln, wygrywając w 18 stanach, co przełożyło się na 180 głosów elektorskich. Douglas wygrał w jednym stanie, co dało 12 głosów elektorskich. Breckinridge triumfował w 11 stanach, jego wynik w Kolegium Elektorskim to 72 głosy. Bell wywalczył 39 głosów elektorskich, wygrywając w trzech stanach granicznych.
Procentowo w skali kraju wyniki wyglądały następująco: Lincoln 39.8 proc., Douglas 29.5 proc., Breckinridge 18.1 proc., Bell 12.6 proc.
Lincoln wygrał na północy (54 proc.) i na dalekim zachodzie, czyli w Kalifornii i Oregonie. Południe zagłosowało na Breckinridge’a, natomiast Douglas jako jedyny kandydat otrzymał poparcie we wszystkich częściach kraju. Było ono jednak zbyt rozproszone, by mógł przeskoczyć faworytów w poszczególnych stanach. Wygrał jedynie w granicznym Missouri. Bell był najlepszy w Tennessee, Kentucky i Wirginii.
Najwyższe poparcie dla Lincolna było na górnej Północy. W prorepublikańskich stanach Nowej Anglii Vermont, Massachusetts i Maine, otrzymał on kolejno: 90.9, 87.7 i 82.2 proc. głosów. Z kolei w Illinois, swoim politycznym mateczniku, Lincoln zrewanżował się Douglasowi za wyborcy senackie, pokonując go stosunkiem 50.4 proc. do 48.3 proc. głosów.
Jak bardzo istotna była dla południowców sprawa niewolnictwa pokazuje dominacja Breckinridge’a nad Douglasem. Pierwszy dostał na Południu 45 proc., drugi wywalczył zaledwie 12 proc. W większości z nich jego poparcie wynosiło mniej niż 10 proc. Wysoki wynik 36 proc. otrzymał na Południu Bell.
Abraham Lincoln został zaprzysiężony 4 marca 1861 roku. Do tego momentu siedem z jedenastu secesyjnych stanów Południa wystąpiło z Unii. Pierwszy z nich – Karolina Południowa ogłosił secesję 20 grudnia 1860 r., po głosowaniu w legislaturze stanowej zakończonym wynikiem 169:0.
Za datę wybuchu wojny secesyjnej uznaje się 12 kwietnia 1861 roku.
Czytaj też:
Początek wojny secesyjnej. Tak Lincoln rozegrał PołudnieCzytaj też:
Bitwa nad Antietam. Najkrwawszy dzień w historii Ameryki
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.