„To Sowieci zabili mojego dziadka”. Wywiad z wnukiem słynnego pogromcy bolszewików

„To Sowieci zabili mojego dziadka”. Wywiad z wnukiem słynnego pogromcy bolszewików

Dodano: 

Trzy. Pierwszą była moja babcia. Drugą pewna Niemka z Estonii – pani Hertha. A trzecią Polka z Ameryki. Ta ostatnia była wyjątkowo piękną kobietą. Zdobyła tytuł Miss Kalifornii, a następnie przyjechała z wycieczką do Polski. Tutaj poznała dziadka na jakimś raucie i już została.

Pański ojciec Henryk był kawalerzystą?

Tak. Poszedł w ślady swojego ojca. Trafił do korpusu kadetów, a potem służył w 17. Pułku Ułanów. W 1939 r. za brawurową szarżę pod Walewicami otrzymał Virtuti Militari. Potem przystąpił do konspiracji – należał do organizacji dziadka. Po jego zabójstwie w 1940 r. ukrywał się przed gestapo na Lubelszczyźnie. Tam dotrwał do końca wojny.

Co zrobił, gdy w 1944 r. przyszli czerwoni? Przecież nazwisko Bułak-Bałachowicz było w komunistycznej Polsce jak piętno.

Ojciec uciekł na zachód, na tzw. Ziemie Odzyskane. Udało mu się tam jakoś przycupnąć. Na terenach tych ukrywało się zresztą dużo podobnych osób. To był taki Dziki Zachód. Można się tam było schować. Zejść władzom z oczu. Przez długie lata ojciec nie wyrabiał sobie dowodu osobistego. To go uratowało. Jakoś przeczekał najgorszy okres.

Wróćmy do generała. Po zakończeniu wojny z bolszewikami w 1920 r. musiał czuć się jak lew w klatce.

Tak, jego żywiołem była wojna. W pokojowych czasach czuł się nieswojo. Stał na czele organizacji skupiającej byłych żołnierzy jego armii. Co ciekawe, nawet w pokojowych czasach ludzie ci spełniali wszystkie jego rozkazy, byli mu bezwzględnie oddani. Dziadek przydzielał swoim żołnierzom słynny Krzyż Waleczności Armii gen. Bułaka-Bałachowicza. Znajdował się na nim symbol armii dziadka – trupia czaszka, a pod spodem skrzyżowany miecz i pochodnia. Generał w wolnej chwili pisał o swoich psach i koniach do magazynu „Przyjaciel Zwierząt”.

Ludzie, którzy go znali, opowiadali, że była to „natura szeroka”. Generał lubił się bawić, lubił kobiety. W rodzinie przekazywane są pewnie dziesiątki anegdot.

Rzeczywiście jest ich sporo. Choćby taka: dziadek zadzwonił kiedyś do swojej córki Aldony (siostry mojego ojca) i poinformował ją, że do Warszawy przyjeżdża kilku jego kolegów oficerów. Poprosił ją, żeby przygotowała dla nich wystawne przyjęcie. On miał ich przyprowadzić. Ciocia posłała służące po zakupy do sklepów kolonialnych, zastawiła suto stół. Mijały godziny i panowie się nie pojawiali. Wreszcie dziadek zadzwonił do Aldony z miasta. Powiedział, że zaszli do restauracji i zabawa jest tak dobra, że do domu nie przyjadą.

Na czym polegała ta zabawa?

Otóż oficerowie zjedli i wypili. A po kilku głębszych wyjęli szable i zaczęli rąbać… palmy, które w dużych donicach stały na terenie tej restauracji. Na szczęście obsługa była dyskretna i zatuszowała incydent. Na koniec dziadek dostał jednak słony rachunek – 1 tys. zł. Wtedy to był majątek.

A co się stało z jedzeniem przygotowanym przez ciocię?

Wezwała dozorcę i kazała mu całe jedzenie zabrać. (śmiech) Podobnych historii było mnóstwo. Dziadek potrafił postawić sobie na głowie kieliszek wódki, zatańczyć kozaka i nie uronić ani kropli. Wjeżdżał na koniu do restauracji, na długo zanim przyszło to do głowy Wieniawie. Nie przez przypadek nazywano go „ostatnim Kmicicem”.

Generał Bałachowicz oskarżany był o dokonywanie w 1920 r. pogromów Żydów.

Bzdura. Proszę pamiętać, że w szczytowym okresie armia dziadka liczyła 20 tys. ludzi. Wielu z nich to byli dezerterzy z Wojska Polskiego, ale przede wszystkim jeńcy z Armii Czerwonej. Ludzi tych dziadek brał prosto z obozów jenieckich. To było towarzystwo bardzo niesubordynowane. Trudno było nad nim zapanować. Za każdym razem, gdy dziadek dowiadywał się o jakichś wybrykach, karał żołnierzy bardzo surowo. Tacy ludzie byli z jego rozkazu rozstrzeliwani.

Oskarżenia gen. Bałachowicza o antysemityzm wydają się absurdalne. Nacjonalizm był mu przecież ideologią obcą. Walczył o wolność „naszą i waszą”.

Tak. On pod swoimi rozkazami skupiał ludzi wszelkich narodowości. Również Żydów. Łatkę antysemity próbowali mu przykleić bolszewicy. Kampania oszczerstw wobec mojego dziadka omal nie doprowadziła do jego wyrzucenia z Polski razem z Symonem Petlurą i Borysem Sawinkowem. Na szczęście udało mu się wybronić, bo skończyłby tak jak oni. Petlura został zastrzelony przez sowieckiego agenta na ulicy w Paryżu, a Sawinkowa czekiści wyrzucili przez okno.

Dlaczego dziadek tak nienawidził bolszewików?

Bo ich znał! Na własne oczy widział, do czego są zdolni. Gdy wybuchła rewolucja, dziadek był w armii carskiej, jego oddział na krótko został podporządkowany czerwonym. Zobaczył wówczas rewolucję od środka. Grabieże, mordy, gwałty, profanowanie kościołów. Wkrótce dowiedział się również, że bolszewicy zamordowali wielu członków jego rodziny.

Czytaj też:
Mołotow, wierny sługa Stalina

Dochodziła więc motywacja osobista.

Tak, ale wszędzie, gdzie dziadek walczył – w Rosji, Estonii, na Łotwie, Białorusi, w Polsce – spotykał się z bestialstwami czerwonych. Jego żołnierze, którzy dostali się do niewoli, byli straszliwie męczeni. Sowieci ściągali im „rękawiczki”, stosowali inne wymyślne tortury.

Generał odpłacał im pięknym za nadobne.

Tak, to była wojna dzika. Okrutna. Dziadek, gdy zobaczył, co bolszewicy robią z jego schwytanymi żołnierzami, również postanowił nie brać jeńców. Wywoływał wśród nich śmiertelne przerażenie. Za jego głowę czerwoni komisarze wyznaczyli niebotyczną nagrodę – 3 mln rubli w złocie.

W PRL pański dziadek był przedstawiany jako czarny charakter. Od ćwierć wieku jest jednak wolna Polska, a wiedza o generale nadal jest niestety niewielka.

W Warszawie znajdują się dwie poświęcone mu tablice. Powstała popularnonaukowa biografia dziadka, historycy napisali trochę artykułów. Zgadzam się jednak, że gen. Bułak-Bałachowicz znany jest głównie pasjonatom historii. Ostatnio coś drgnęło jednak w sprawie pomnika. Grupa posłów wystąpiła z propozycją, żeby w Warszawie, w miejscu, w którym niegdyś stali „czterej śpiący”, postawić pomnik wschodnich sojuszników Polski z wojny 1920 r. A więc bałachowców, żołnierzy ukraińskich, kozackich, rosyjskich.

A ja marzę o tym, żeby kiedyś powstał wielki historyczny film o przygodach pańskiego dziadka.

O, obawiam się, że tego nie dożyję. (śmiech) Chociaż kto wie?! Ostatnio dowiedziałem się, że ktoś zrobił koszulki z podobizną mojego dziadka. Może więc znajdą się także chętni na nakręcenie filmu o gen. Bułaku-Bałachowiczu i jego żołnierzach. Wkład żołnierzy innych nacji w polskie zwycięstwo nad bolszewikami był niemały. Warto, żeby Polska wreszcie tych ludzi uhonorowała.

Artykuł został opublikowany w 12/2016 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.

Rozmawiał: Piotr Zychowicz