Szczecin jest bodaj najsłabiej obecny w naszej świadomości spośród dużych miast Polski. Różne są tego przyczyny. Gród nadodrzański praktycznie dopiero po drugiej wojnie światowej zaistniał w naszej kulturze i historii, ponieważ nawet w okresie wczesnego średniowiecza polska zwierzchność na tych terenach nie była ani długa, ani trwała.
Przez kilka stuleci Pomorze Zachodnie było wprawdzie rządzone przez słowiańską dynastię Gryfitów, ale politycznie i kulturowo było ono bliżej związane z Danią i z Rzeszą niż z Polską. Lepszemu zrozumieniu miasta nie sprzyja geografia. Jest ono oddalone prawie 600 km od Warszawy, przeszło 600 od Krakowa i nawet do najbliższego z dużych miast – Poznania – trzeba przebyć prawie 300 km. Szczecin nie miał również takiego szczęścia jak Wrocław, który został zasilony przez całe zespoły kadr instytucji naukowych Lwowa – w tym zwłaszcza Uniwersytetu Jana Kazimierza i Ossolineum. Dopiero w ostatnich dekadach miasto robi wiele, by nadrobić zaległości jako centrum akademickie i kulturalne. W latach 80. powstał nad Odrą uniwersytet, otwarty w roku 2014 nowy gmach Filharmonii Szczecińskiej zebrał wiele nagród, bo to perła nowoczesnej architektury.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.