Kadyrow. Władca, który ujarzmił Putina

Kadyrow. Władca, który ujarzmił Putina

Dodano: 
Władimir Putin i Ramzan Kadyrow, 2008 r. Fot: www.kremlin.ru
Władimir Putin i Ramzan Kadyrow, 2008 r. Fot: www.kremlin.ru Źródło: Wikimedia Commons
Czeczeński przywódca jest nowym Dżyngis-chanem, który niegdyś okupował Rosję i nałożył na nią olbrzymią kontrybucję

Wiktor Suworow


Rosję i Związek Sowiecki często uważa się za imperia. Jeśli się z tym zgodzić, należałoby je uznać za najdziwniejsze imperia w dziejach świata. Wszystkie inne postępowały bowiem w określony sposób: metropolie bogaciły się kosztem swoich kolonii i krajów podbitych, wysysając z nich surowce, produkty i złoto. Rzecz jasna metropolia była znacznie bogatsza niż jej kolonie. Tak było z Wielką Brytanią, Francją i Hiszpanią.

Jak zaś było z Rosją? Otóż obywatele tej „metropolii” żyli na znacznie niższym poziomie niż obywatele krajów podbitych. Trudno nawet porównać poziom życia rosyjskich mużyków za panowania Katarzyny II z poziomem życia polskich włościan za Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Podobnie było w Związku Sowieckim. Komunistyczna Polska była krajem biednym i przaśnym, ale my, ludzie sowieccy, patrzyliśmy na nią jak na raj. My bowiem mieliśmy jeszcze gorzej!

Mało tego, w samym Związku Sowieckim najgorzej żyło się obywatelom rdzenia tej „metropolii” – Rosjanom. Inne republiki, takie jak łotewska, estońska, litewska, gruzińska, a nawet ukraińska – znajdowały się na znacznie wyższym poziomie cywilizacyjnym. Rosjanie starali się do nich przesiedlać w poszukiwaniu lepszej pracy i lepszego życia. To, że dziś w tych krajach są się tak duże rosyjskie mniejszości, jest między innymi skutkiem tej wewnątrzsowieckiej migracji zarobkowej.

Czytaj też:
Bomba atomowa nad Sowietami

Rzućmy teraz okiem na Kaukaz i Czeczenię. Otóż Rosja próbowała podbić ten kraj od stuleci. Znamy to choćby z twórczości Michaiła Lermontowa, największego z rosyjskich poetów, którego stawiam znacznie wyżej niż Aleksandra Puszkina. Jako oficer walczył on na Kaukazie, zresztą podobnie jak największy z rosyjskich prozaików, Lew Tołstoj. Próby podporządkowania sobie Czeczenów były jednak beznadziejne. Rosjanie nie potrafili sobie poradzić z tym dzielnym narodem.

Wreszcie ktoś wpadł na niebywały wręcz pomysł: „Zacznijmy opłacać przywódców tamtejszych klanów, a oni będą wobec nas lojalni”. Tak też się stało. Do kieszeni czeczeńskich przywódców zaczęły płynąć miliony rubli. Czy to nie zdumiewające? Supermocarstwo musiało płacić swoim rzekomym wasalom, żeby utrzymać ich w ryzach. Dzisiaj w Czeczenii jest niemal tak samo.

Ramzan Kadyrow nazywany jest czeczeńskim Quislingiem. Uważam, że porównanie to jest wyjątkowo chybione. Vidkun Quisling wiernie bowiem służył Adolfowi Hitlerowi i jego narodowosocjalistycznemu reżimowi. W przypadku Czeczenii jest odwrotnie. To Putin i jego reżim są sługami Ramzana Kadyrowa. Ilość pieniędzy, jakie Federacja Rosyjska pompuje w Czeczenię, jest bowiem niebywała.

Putin powtórzył więc błędy carów. Walczył przez lata, usiłując podbić Czeczenię, aż wreszcie zdał sobie sprawę, że to niemożliwe. Wtedy zdecydował się po prostu Czeczenom płacić. Ramzan Kadyrow, który niegdyś walczył w górach z rosyjskimi interwentami, dzisiaj – dzięki rosyjskim pieniądzom – stał się miliarderem. A Grozny, nie tak dawno kupa gruzów, przeistoczył się w zamożne miasto pełne nowoczesnych wieżowców i pałaców. Drugi Dubaj.

Moskwa w porównaniu z nim wygląda jak wielka zabiedzona wieś. A przecież Grozny tak wspaniale odbudowano właśnie za rosyjskie pieniądze! Ramzan Kadyrow nie jest więc żadnym Quislingiem. On jest nowym wcieleniem Dżyngis-chana, który niegdyś okupował Rosję i nałożył na nią olbrzymią kontrybucję. Ktoś może powiedzieć, że obecnie Czeczeni nie okupują Rosji. Odpowiem temu komuś krótko: mylisz się.

Czytaj też:
Iwan Groźny - wzór dla Stalina

Rosja jest bowiem pod okupacją czeczeńskiej mafii. Mafii, wobec której rosyjska policja jest zupełnie bezradna. Mafia ta jest znakomicie zorganizowana i bezwzględna. Jest zmorą rosyjskich biznesmenów. Z rosyjską mafią zawsze można bowiem jakoś dojść do porozumienia. Choćby podzielić się zyskami pół na pół. Gdy do czyichś drzwi zapuka jednak mafia z Czeczenii, na taki łagodny kompromis nie ma szans. Haracz będzie znacznie, znacznie większy.

Nawet pieniądze ze sprzedaży czeczeńskiej ropy trafiają do kieszeni Kadyrowa! Po co więc komukolwiek „wasal”, któremu trzeba płacić miliardy? Jaki sens ma utrzymywanie kolonii, która zamiast zysków przynosi same straty? Naprawdę warto by to pytanie zadać Władimirowi Putinowi. Obawiam się, że nie potrafiłby na nie sensownie odpowiedzieć.

Gdybym ja był na jego miejscu, nie tylko natychmiast odciąłbym się od Kadyrowa i wycofał z Czeczenii, lecz także zbudowałbym na granicy z tym krajem drugi chiński mur. Nieważne, ile by to kosztowało. I tak kosztowałoby mniej niż obecna idiotyczna polityka Rosji wobec Czeczenii.

Artykuł został opublikowany w 5/2016 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.