W ostatnich miesiącach mamy do czynienia z prawdziwą inwazją muzułmanów na Europę. Tysiące przybyszy z Bliskiego Wschodu codziennie przenika na Stary Kontynent. Na szczęście tym razem nie odbywa się to w formie zbrojnego najazdu, ale masowej imigracji. Niemniej przybycie tak dużej liczby wyznawców Allaha – z których część darzy chrześcijaństwo pogardą i nienawiścią – niesie olbrzymie zagrożenie dla tożsamości Europy.
Sytuacja ta wywołuje obawy wielu Europejczyków, ale o obawach tych – ze względu na terror politycznej poprawności – nie wolno głośno mówić. My, jako redakcja „Historii Do Rzeczy”, poprawnością polityczną się nie przejmujemy. Nowy numer naszego magazynu poświęcamy więc opowieści o tym, jak z najazdami muzułmanów radzili sobie nasi przodkowie.
Rzeczpospolita Polska w dawnych wiekach była bowiem szańcem, o który rozbijały się kolejne ataki – jak ich wówczas nazywano – bisurmanów.
Nasze ówczesne zwycięstwa są spuścizną, z której możemy być dumni. Nie zmienia to oczywiście faktu, że nasze relacje z wyznawcami Allaha nie zawsze układały się fatalnie. Trudno nie docenić wzruszającego gestu, jakim było nieuznanie przez Turcję zaborów Polski. Wspaniałą kartę w naszych dziejach zapisali również polscy Tatarzy, którzy – skupieni w walecznych oddziałach jazdy – przelewali krew za Rzeczpospolitą. Turcja była również znakomitym, choć niestety niewykorzystanym, sojusznikiem przeciwko Moskalom.
Wszystko to jest dowodem na to, że chrześcijanie i muzułmanie mogą żyć obok siebie. Pod warunkiem jednak, że współżycie to opiera się na wzajemnym poszanowaniu swoich tradycji. Czy tak jest w przypadku wielu obecnych przybyszy z Bliskiego Wschodu? Śmiem wątpić.