Rankiem 28 czerwca 1956 roku robotnicy z poznańskich Zakładów im. Józefa Stalina (obecnie im. Hipolita Cegielskiego) nie stanęli do pracy na pierwszej zmianie. Zamiast tego rozpoczęli strajk generalny, który niedługo później przerodził się w wielotysięczną manifestację, a następnie w krwawe starcia z milicją, służbami bezpieczeństwa i wojskiem. Wydarzenia Poznańskiego Czerwca były zaczynem dla październikowej „odwilży” i przejęcia władzy przez Władysława Gomułkę.
„Na czele pochodu Cegielskiego szły kobiety pracujące na kamieniu przy szlifowaniu ręcznym pudeł wagonów. Obdarte, wychudzone, w wykoślawionych drewniakach – wyglądały jak prawdziwe katorżnice. Za nimi pracownicy montażu i spawacze. Szliśmy spokojnie, bez żadnych okrzyków” (IPN) – mówił później jeden z uczestników strajków.
Poznański Czerwiec to pierwszy generalny strajk w dziejach Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. Ludzie, którzy wyszli na ulice domagając się poprawy warunków życia, zostali krwawo spacyfikowani przez wojsko i policję. Zginęło ponad 50 osób, a około 650 zostało rannych.
Bunt
Po 1945 roku gospodarka w Polsce podporządkowana została wyłącznie decyzjom politycznym. Nie liczono się z faktycznymi możliwościami państwa. Centralnie planowana gospodarka nie była efektywna. Aby zrealizować wyśrubowane założenia podwyższano normy pracy przy jednoczesnym obcinaniu pensji, likwidowaniu premii czy dodatków. W sklepach zaczęło brakować podstawowych produktów spożywczych i przemysłowych. Sytuację pogarszała jeszcze atmosfera strachu. Ludzie bali się upominać o swoje prawa czy polepszenie warunków pracy. Sytuacja zaczęła zmieniać się po śmierci Józefa Stalina. Społeczeństwo zaczęło wtedy żywić nadzieję, że pozytywne zmiany systemu są możliwe. Szybko okazało się jednak, że komuniści nie zamierzają liberalizować swojej polityki. W Czechosłowacji i NRD ludzie zaczęli domagać się złagodzenia politycznego kursu. Wszystkie wystąpienia zostały zdławione za pomocą sowieckiego wojska.
W samym Poznaniu i okolicy, podobnie jak innych zakątkach Polaki, komuniści wydali wojnę prywatnym właścicielom sklepów oraz rolnikom, do których należały małe i średnie gospodarstwa. Chęć kontroli całego państwowego handlu i produkcji przy zachowaniu efektywności udać się nie mogła. W sklepach zaczęło brakować produktów (przede wszystkim mięsa czy masła). Brakowało także węgla.
W Zakładach im. Józefa Stalina, gdzie Czerwiec 1956 się rozpoczął, warunki pracy wciąż się pogarszały. Ludzie byli zmuszani do wyrabiania większych norm przy jednoczesnym braku premii czy specjalnych dodatków. Złe zarządzenie przedsiębiorstwem było przez robotników wielokrotnie zgłaszane. Delegacje pracownicze były nawet na rozmowach w Warszawie. Kolejna tura tych rozmów odbyła się 26 czerwca 1956 roku i zakończyła się niepowodzeniem.
Krwawy czerwiec w Poznaniu
Zdesperowani pracownicy poznańskich fabryk zdecydowali się na organizację strajku generalnego. Rozpoczął się on 28 czerwca 1956 roku o godzinie 6:30. Robotnicy z Zakładów Stalina wyszli na ulice Poznania. Wkrótce dołączyli do nich kolejni, m.in. z Zakładów Naprawczych Taboru Kolejowego, Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego, Poznańskich Zakładów Przemysłu Odzieżowego im. Komuny Paryskiej, Zakładów Graficznych im. Marcina Kasprzaka, Poznańskiej Fabryki Maszyn Żniwnych i Wielkopolskiej Fabryki Urządzeń Mechanicznych „Wiepofama”.
Jak wspominali później świadkowie, tłum szedł spokojnie i karnie, choć nastroje były bardzo nerwowe. Do początkowych haseł w rodzaju „My chcemy chleba” czy „Jesteśmy głodni”, dość szybko dołączyły hasła antykomunistyczne i propolskie, jak „Precz z bolszewizmem”, „Precz z Ruskimi”, „Chcemy wolnej Polski”, „My chcemy Boga”. Maszerujący ludzie śpiewali pieśni religijne, hymn Polski i Rotę.
Delegacja robotników udała się na rozmowy do Prezydium Miejskiej Rady Narodowej, a następnie do siedziby Komitetu Wojewódzkiego PZPR, gdzie domagano się przyjazdu do Poznania najwyższych władz PRL – premiera Józefa Cyrankiewicza lub pierwszego sekretarza KC PZPR Edwarda Ochaba. W tym czasie wśród manifestantów rozeszła się pogłoska o aresztowaniu delegacji robotniczej. Wzburzony tłum ruszył w kierunku więzienia przy ulicy Młyńskiej, gdzie delegaci mieli być przetrzymywani. W budynku więzienia strajkujący weszli do magazynu broni, gdzie w ich ręce dostało się około 80 karabinów i pistoletów. Z dachu budynku Zakładu Ubezpieczeń Społecznych zrzucono zaś urządzenia służące do zagłuszenia zachodnich audycji radiowych.
W tym samym czasie część demonstrantów szła pod gmach Wojewódzkiego Urzędu do spraw Bezpieczeństwa Publicznego. Tam, z okien budynku, komuniści rozkazali strzelać do protestujących robotników. Był to początek starć na wielu poznańskich ulicach. Uzbrojeni demonstranci także otworzyli ogień do strzelających do nich milicjantów. Walki trwały wiele godzin, aż do później nocy.
Następnego dnia, 29 czerwca atmosfera w Poznaniu była nadal bardzo napięta. Wiele zakładów nie podjęło pracy. Pod budynkiem Wojewódzkiego Urzędu do spraw Bezpieczeństwa Publicznego ponownie zbierał się tłum, lecz ludzie wycofali się widząc czołgi. Komuniści postanowili bowiem rozprawić się z cywilami przy pomocy wojska. Do Poznania ściągnięto dwie dywizje pancerne i dwie dywizje piechoty – ponad 10 tysięcy żołnierzy i 300 czołgów. Akcją „pacyfikacyjną” kierował osobiście wiceminister obrony narodowej generał Stanisław Popławski.
Tego samego dnia wieczorem Cyrankiewicz wygłosił swoje niesławne przemówienie, w czasie którego zapewniał, że:
„…każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewny, że mu tę rękę władza ludowa odrąbie (...)”
W czasie walk podczas Poznańskiego Czerwca zginęło niemal 60 osób. Rannych zostało nawet 650 ludzi. Najmłodszą ofiarą komunistów był 13-letni Roman Strzałkowski. Został on prawdopodobnie zabity przez przypadek, kiedy w tłumie przejął sztandar od rannej osoby. W sprawie jego śmierci IPN prowadził długotrwałe śledztwo, które jednak nie dało ostatecznej odpowiedzi na pytanie, jak zginął
Już w trakcie strajku, a później podczas walk ulicznych, milicja i UB aresztowały dziesiątki osób. Akcję zatrzymań prowadzono jeszcze wiele tygodni później. Do 8 sierpnia aresztowano łącznie 746 osoby. Późniejsze procesy sądowe były obserwowane i relacjonowane przez zagraniczne media. Komuniści od początku prowadzili więc „śledztwa” w kierunku wykazania, że odpowiedzialność za „wydarzenia czerwcowe” ponosi grupa prowokatorów, kryminalistów i awanturników oraz, że nie mają one nic wspólnego z masowym i powszechnym niezadowoleniem społecznym.
*
Przez wiele lat temat „czarnego czwartku”, czyli 28 czerwca 1956 roku, był w Polsce tabu. W pierwszą rocznicę Poznańskiego Czerwca uroczystości, wbrew woli komunistów, zorganizował Kościół poznański, na czele z arcybiskupem Antonim Baraniakiem. Kościół objął także pomocą rodziny ludzi zabitych i rannych podczas Czerwca 1956.
O tym, co wydarzyło się w Poznaniu w czerwcu 1956 roku można było mówić, choć cały czas ostrożnie, dopiero po 1980 roku. 28 czerwca 1981 roku odsłonięto Pomnik Poznańskiego Czerwca 1956.
Poznański Czerwiec był szeroko komentowany w zachodniej prasie. Brytyjski „Daily Express” pisał:
„Polacy nigdy nie zrezygnują z walki. Naziści ich zbombardowali. Armia Czerwona ich zdradziła. Komuniści ich zniewolili. Ale duch tych nieszczęśliwych ludzi nie został złamany. Wolność jest cenniejsza, gdy sam musisz o nią walczyć”.
Robotnicze wystąpienie sprawiło, że oczy całego świata zwróciły się na Poznań i Polskę – informacje o dramatycznych wydarzeniach w mieście jako pierwsze podało już 28 czerwca o godz. 22.00 Radio Londyn, a następnie Radio Wolna Europa W następnych dniach informacje o tym, co zaszło wypełniały gazety, stanowiły także przedmiot poważnego zainteresowania służb specjalnych wielu krajów, w tym amerykańskiej CIA. Już 29 czerwca Departament Stanu rządu USA wydał oświadczenie, w którym wyraził współczucie dla rodzin zabitych protestujących, a jednocześnie przypomniał o prawie do samostanowienia narodów Europy. Z kolei 12 lipca w Paryżu podczas wiecu solidarności z poznańskimi robotnikami przejmująco wypowiedział się Albert Camus. W kontrze do „sławetnego” przemówienia Cyrankiewicza powiedział: „Jeśli rzeczywiście będzie się stosować tę karę, jak zapewnia polski premier, wkrótce rządzić będą jedynie jednoręcy. Gdyż rządy te i ich biurokraci nie tylko podnieśli rękę na lud, lecz zadali mu cios, powalili w kałużę krwi”.
Niemal pół wieku po krwawych wydarzeniach z Poznania, ku pamięci wszystkich, którzy zginęli lub zostali poszkodowani w czasie starć z komunistycznymi służbami, przywołajmy przejmujący wiersz Kazimiery Iłłakowiczówny, naocznego świadka tamtych wydarzeń:
„Chciałam o kulturze napisać
naprawdę inteligentnie,
lecz zaczęły kule świstać
i szyby dygotać i pękać.
»Pochyliłam się« – jak każe przepis
nad dziejami dwudziestolecia,
ale z pióra kleks czerwony zleciał
i kartki ktoś krwią pozlepiał.
Rym się na gromadę zwlókł;
jest go dosyć... Tyle pokoleń...
Lecz zbryzgano mózgiem bruk
i bruk się wzdyma powoli.
Myśleć zaczął, choć ledwo się dźwiga
i do zapytań ośmiela -
– »Czemu zawsze rządzi inteligent,
a do robotników się strzela?«
Niemy dotąd warknął koci łeb,
splunęła granitowa kostka:
»Znowuśmy się dali wziąć na lep,
położono nas – jak zawsze – mostem«.
A ja na tym moście jak kiep
do essayu oczy przysłaniam,
krew nie płynie już, już tylko skrzep...
Rozstrzelano moje serce w Poznaniu.
O kulturze... Próba wzniosłych syntez,
artystycznych intuicji zgranie...
Ja nie mogę... Ani kwarty, ani kwinty.
Rozstrzelano moje serce w Poznaniu.
Ni gorące ono, ni zimne.
Szkoda kul. Szkoda leków na nie.
Moje serce – wszak to tylko rymy...
Rozstrzelano moje serce w Poznaniu”.
Czytaj też:
Czerwiec 1976. Polacy kolejny raz wyszli na uliceCzytaj też:
80 lat od haniebnego wyroku. Komunistyczny podstępCzytaj też:
Najmłodsza ofiara stanu wojennego. Jego śmierć nie została wyjaśniona
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.