Polacy kontra Sowieci. Tajna wojna wywiadów
  • Piotr ZychowiczAutor:Piotr Zychowicz

Polacy kontra Sowieci. Tajna wojna wywiadów

Dodano: 

Prawdziwym triumfem bolszewickiego wywiadu była zaś operacja „Triest” z lat 20., w wyniku której polskie tajne służby został przez Sowietów całkowicie zinfiltrowane i rozłożone na łopatki. (patrz „Historia Do Rzeczy” 9/2016).

Próbie werbunku oparł się za to por. Stefan Kasperski. Był to młody oficer polskiego wywiadu, który został aresztowany w Moskwie w niezwykle sensacyjnych okolicznościach. 28 maja 1936 r. odbierał on ściśle tajne dokumenty Armii Czerwonej od agenta. Nie wiedział jednak, że agent był podstawionym przez bolszewików prowokatorem.

W efekcie po wyjściu na ulicę na Kasperskiego rzuciło się kilku drabów z GPU i wciągnęło go do samochodu. Został przewieziony na Łubiankę, gdzie poddano go uciążliwemu śledztwu. Sowieci złamali przy tym prawo międzynarodowe, bo Kasperski występował w ZSRS jako polski dyplomata Albert Ran. Chronił go więc immunitet.

Mimo że Sowieci wywierali na Kasperskiego niezwykle silną presję, konsekwentnie odmawiał on przyjęcia roli podwójnego agenta.

Tymczasem Oddział II postanowił za wszelką cenę ratować swojego człowieka i zagrał na ostro. Mniej więcej od roku polski kontrwywiad obserwował w Warszawie poczynania niejakiego Sokolina. Był to urzędnik sowieckiej ambasady, który trudnił się szpiegostwem. Funkcjonariusze polskich służb nie „zdejmowali” go jednak, uważając, że warto z tym poczekać na jakąś specjalną okazję.

Tą okazją stało się aresztowanie Kasperskiego. Gdy polski oficer siedział na Łubiance, w Warszawie doszło do aktu retorsji. Sokolin został zatrzymany w niemal identycznych okolicznościach – podczas odbierania dokumentów od podstawionego przez polski kontrwywiad informatora.

W tej sytuacji Warszawa i Moskwa szybko się dogadały. Postanowiono wymienić obu szpiegów. Doszło do tego 29 lipca 1936 r. w Kołosowie na granicy polsko-sowieckiej.

Co ciekawe, po przyjeździe do Polski por. Kasperski został wydalony ze służby w Oddziale II i otrzymał przeniesienie do 26. Pułku Artylerii Lekkiej. Szef referatu „Wschód”, kpt. Jerzy Niezbrzyki, po wpadce w Moskwie uznał, że Kasperski „do pracy w wywiadzie nie nadaje się”.

Prowokacje

Podstawianie fałszywych informatorów należało do stałego asortymentu metod sowieckiego kontrwywiadu. Siedem lat wcześniej jego ofiarą padł sam Jerzy Niezbrzycki, wówczas szef placówki wywiadowczej w Kijowie o kryptonimie O.2.

Formalnie w Sowietach występował jako sekretarz polskiego konsulatu w Kijowie. Jak jednak pisał niedawno historyk Jan Jacek Bruski, niebywała aktywność Niezbrzyckiego szybko zwróciła uwagę sowieckiego kontrwywiadu.

Służba nieprzyjaciela starała się zdobyć w polskim konsulacie informatora. Na kandydata wytypowano woźnego Tadeusza Mazgajskiego. Podstawiono mu kochankę, która zaczęła mu pożyczać pieniądze. Gdy zebrała się tego spora suma, kobieta zażądała zwrotu długu.

Czytaj też:
„Zamach majowy miał odstraszyć wrogów Polski”

W efekcie Mazgajski dopuścił się defraudacji służbowych pieniędzy. Wtedy do gry wkroczyło GPU. Dysponując kompromitującymi materiałami, próbowało skłonić woźnego do współpracy. Jednocześnie w konsulacie zorientowano się, że Mazgajski ukradł pieniądze. Gdy skonfrontowano go z dowodami, uciekł.

„Został odnaleziony dopiero po kilku dniach w letniskowej miejscowości pod Kijowem z raną postrzałową głowy – pisał Bruski w artykule poświęconym misji Niezbrzyckiego w Kijowie. – Nie udało się stwierdzić, czy woźny sam targnął się na życie, czy też cała sytuacja została zaaranżowana przez GPU w celu pozbycia się »spalonego« agenta”.

Tymczasem Niezbrzycki, jak sądził, zwerbował znanego kijowskiego psychoanalityka pochodzenia żydowskiego, dr. Eliasza Winogradowa. Polski oficer nadał mu kryptonim 4002.

Niezbrzycki szybko się zorientował, że Winogradow pracuje dla GPU. Psychoanalityk żył na wysokiej stopie – w wielkim mieszkaniu pełnym antyków i dzieł sztuki. Odwiedzał polski konsulat, codziennie do niego wydzwaniał. Każdy, kto choć trochę znał sowieckie warunki, musiał zrozumieć, że Winogradow jest „trefny”.

Mimo to Niezbrzycki zdecydował się podjąć ryzykowną grę z psychoanalitykiem. Wierzył bowiem, że uda mu się go „odwrócić”. Uważał, że lekarz pracuje dla GPU z przymusu. Ta naiwna postawa zakończyła się katastrofą.

10 grudnia 1928 r. Winogradow zaprosił Niezbrzyckiego na przyjęcie. Wkrótce po tym, gdy oficer przyszedł do jego mieszkania, do drzwi zaczęli się dobijać funkcjonariusze GPU. Podczas rewizji znaleźli w mieszkaniu tajne dokumenty na temat sowieckiego lotnictwa. A Winogradow grzecznie zeznał, że miał je przekazać Niezbrzyckiemu.

Była to oczywiście prowokacja. Niezbrzycki został jednak skompromitowany i – na wyraźne żądanie Moskwy – 22 grudnia 1928 r. opuścił bolszewickie terytorium. Wyjechał do kraju pod pozorem świątecznego urlopu, z którego już nie wrócił.

Zaginieni oficerowie

Pułkownik Stefan Meyer, wspominając po latach działania polskich służb na terenie wschodniego sąsiada, określił sprawę krótko: „Rosja sowiecka była wtedy krajem z innej planety”. Chodziło oczywiście o totalizację tego państwa, która był wówczas największa na świecie.

Taki system totalnej kontroli niebywale utrudniał – a często czynił wręcz niemożliwą – jakąkolwiek działalność wywiadowczą. NKWD tak sterroryzowało własnych obywateli, że gdy tylko widzieli obcokrajowca, uciekali na drugą stronę ulicy. Karą za jakiekolwiek kontakty z dyplomatami obcych państw był łagier, a w skrajnych wypadkach kula w potylicę.

Bezpieka otoczyła polskie placówki konsularne na terenie Związku Sowieckiego ścisłą „opieką”. Kontrolowała ich korespondencję – agenci odklejali nawet znaczki pocztowe, aby sprawdzić, czy czegoś pod nimi nie ukryto – zakładała podsłuchy.

Za każdym dyplomatą po mieście chodziło kilku – jak określali ich Polacy – „łapsów”. Za każdym polskim samochodem jechały zaś po dwa auta z funkcjonariuszami NKWD. Każdy, kto wchodził i wychodził z konsulatu, był kontrolowany. W efekcie, gdy w placówce np. zepsuł się kran, nie można było sprowadzić hydraulika. Wzywani specjaliści z przerażeniem odmawiali przyjścia.

Sytuacja ta skłoniła dowództwo Oddziału II do przeprowadzenia serii niezwykle ryzykownych operacji. Czyli przerzucenia do Sowietów oficerów, którzy działaliby na własną rękę pod przykryciem, nie utrzymując żadnych kontaktów z polskimi placówkami. Było to niezwykle niebezpieczne – w razie wpadki szpiedzy nie mogliby bowiem liczyć na immunitet dyplomatyczny. Ich los byłby więc straszliwy.

Pierwszy – w połowie lat 30. – ryzykownego zadania podjął się por. Lucjan Donner. Dokonał on sfingowanej „ucieczki” przez Helsinki i w Związku Sowieckim zameldował się jako komunista, który nie mógł już dłużej służyć „faszystowskiej Polsce”.

Bardziej skomplikowaną operację przeprowadzono w przypadku por. Jana Zbierzchowskiego. Oficer ten pojechał na wycieczkę do Sowietów organizowaną przez biuro „Inturist”. Następnie, w pobliżu Odessy, sfingował własne utonięcie. Zostawił na plaży ubranie i dokumenty, a następnie wypłynął w morze. Z wody wyszedł w innym miejscu i – pod fałszywym nazwiskiem – próbował zalegalizować swój pobyt w Sowietach.

Niestety, po obu dzielnych oficerach wszelki ślad zaginął. Wpadli w ręce czerwonego kontrwywiadu. Należeli do setek dzielnych Polaków poległych na tajnym froncie wojny z bolszewizmem.

Artykuł został opublikowany w 1/2017 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.