PIOTR WŁOCZYK: Czy 11 sierpnia 1939 r. mógł zmienić cokolwiek w kontekście podpisanego niecałe dwa tygodnie później paktu Ribbentrop- -Mołotow?
IAN ONA JOHNSON: Przybycie do ZSRS delegacji francusko-brytyjskiej nie mogło już niczego zmienić. Stalin przyjął tych dyplomatów tylko po to, by polepszyć swoją pozycję negocjacyjną i uzyskać od Niemiec większe ustępstwa.
Trzeba jednak przyznać, że sposób, w jaki oba mocarstwa zorganizowały wyjazd na negocjacje do Moskwy, musi budzić spore zdziwienie...
Kiedy 11 sierpnia 1939 r. brytyjsko-francuska delegacja pojawiła się w ZSRS, nikt nikomu nie ufał. Brytyjczycy i Francuzi wysłali swoich przedstawicieli najwolniejszym możliwym środkiem transportu – statkiem. W skład delegacji wchodzili urzędnicy średniego szczebla, którzy nie mieli pełnomocnictw do podpisania układu. Gdy Brytyjczycy i Francuzi dotarli w końcu do Moskwy, Stalin zobaczył 40-osobową grupę urzędników, którzy mieli do dyspozycji jednego tłumacza! To nie wyglądało poważnie. Wiemy, że tego samego dnia, po spotkaniu politbiura, Stalin powiedział wreszcie wprost, że chce dobić targu z Niemcami. Zresztą Brytyjczycy i Francuzi rozumieli, że ich układ z ZSRS byłby niemile widziany przez Polskę i Rumunię. Sztabowcy z Londynu i Paryża uważali też, że bardzo osłabiona czystkami Armia Czerwona nie byłaby w stanie realnie pomóc w wojnie z Niemcami.
Oczywiście informacje, które napłynęły kilka dni później – o zbliżeniu między Hitlerem i Stalinem, zmieniły diametralnie sytuację.
Francuzi przerazili się, że oto uwaga III Rzeszy zostanie wkrótce skierowana na ich kraj, i w związku z tym starali się desperacko zyskać względy Kremla. To wtedy zaoferowano Stalinowi niemożliwy do spełnienia postulat przemarszu przez terytorium Polski i Rumunii w przypadku niemieckiej agresji. Ale Stalin podjął już wówczas decyzję i postawił na zbliżenie z Niemcami, które miało tragiczne konsekwencje dla Europy.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.