Prezent dla Führera
  • Maciej RosalakAutor:Maciej Rosalak

Prezent dla Führera

Dodano: 
Niemcy w trakcie pacyfikacji powstania w getcie warszawskim. W środku dowódca, Jurgen Stroop
Niemcy w trakcie pacyfikacji powstania w getcie warszawskim. W środku dowódca, Jurgen Stroop Źródło:Wikimedia Commons
Osiemdziesiąt lat temu – w wigilię zarówno 54. urodzin Hitlera, jak i żydowskiego święta Pesach, a także w drugi dzień chrześcijańskiej Wielkanocy – uzbrojeni po zęby Niemcy wkroczyli rankiem do warszawskiego getta.

Ich celem było wyrżnięcie nielicznych i słabo uzbrojonych obrońców, zamordowanie wszystkich mieszkańców, na miejscu lub w obozach zagłady, a wreszcie spalenie tej części znienawidzonej przez okupantów Warszawy… Miał to być piękny urodzinowy prezent dla Adolfa Hitlera… Ale z prezentu tego dnia ani w ciągu kilkunastu następnych niewiele wyszło. Okupantów beztrosko idących jak po swoje powitano ogniem karabinów i pistoletów, wybuchami granatów oraz ładunków bombowych. Musieli się w popłochu wycofać. Dowódca SS i niemieckiej policji w Warszawie SS-Oberführer Ferdinand von Sammern- -Frankenegg został odwołany.

Wrogowie wrócili wkrótce pod bardziej zdecydowanym dowódcą – likwidacją warszawskiego getta dowodził odtąd SS-Brigadeführer Jürgen Stroop – i zaczęli zabijać jak na wojnie. Ale Żydzi walczyli na śmierć – nie na życie – i nie zamierzali oddać swojej skóry za bezcen. Regularną bitwę pod sztandarami biało-czerwonym i z gwiazdą Syjonu stoczył z nimi Żydowski Związek Wojskowy, a niemniej zdeterminowani powstańcy drugiej formacji – Żydowskiej Organizacji Bojowej – słabiej uzbrojeni i wyszkoleni, atakowali raczej z zaskoczenia i starali się szybko oderwać od nieprzyjaciela.

Na zbrojne wystąpienie polskiego podziemia wiosną 1943 r. Żydzi nie mogli liczyć. Plany i przygotowania Armii Krajowej w ogóle nie przewidywały powstania w Warszawie. Nie miałoby zresztą żadnych szans powodzenia. Losy wojny nie były przesądzone. Działo się to jeszcze przed bitwą na łuku kurskim i przed lądowaniem aliantów nawet na Sycylii. Co więcej, akurat 13 kwietnia 1943 r. Niemcy podali do publicznej wiadomości fakt odkrycia dokonanego w 1940 r. przez Sowietów mordu polskich oficerów w Katyniu. Moskwa oczywiście bezczelnie zaprzeczyła. Rząd polski zwrócił się do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża o wyjaśnienie sprawy, co Sowieci wykorzystali jako pretekst do zerwania 25 kwietnia stosunków dyplomatycznych z naszym rządem, przy obłudnym milczeniu władz brytyjskich i amerykańskich.

Żołnierze i bojowcy

Wedle opublikowanego w Nowym Jorku w latach 60. świadectwa przedwojennego działacza syjonistycznego Dawida Wdowińskiego, jednego z nielicznych uczestników prawicowej konspiracji w getcie, który przeżył, genezę Żydowskiego Związku Wojskowego należy widzieć w porozumieniu działaczy prawicowych żydowskich organizacji politycznych tuż po klęsce wrześniowej 1939 r. ŻZW oparto na młodzieżowej organizacji syjonistów rewizjonistów Betar z udziałem oficerów i podoficerów Wojska Polskiego. Członków Betaru szkolili przed wojną polscy instruktorzy wojskowi z wykorzystaniem poligonów WP. Komendantem wojskowym został 20-letni Paweł Frenkel, a jego zastępcą Leon Rodal.

W kwietniu 1942 r. ŻZW liczył ok. 500 wyszkolonych żołnierzy, z których większość znalazła się w getcie warszawskim. Od połowy września 1942 r. do kwietnia 1943 r. – a więc od akcji likwidacyjnej do niemieckiego ataku na getto – kompanie ŻZW były skoszarowane na jego terenie. Dowództwo mieściło się w domu przy ul. Muranowskiej 7–9, skąd prowadził tunel pod murem getta, wychodzący w domu przy Muranowskiej 6 po aryjskiej stronie.

Artykuł został opublikowany w 4/2023 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.