Zbrodnia zgierska była największą publiczną zbrodnią w Kraju Warty dokonaną przez Niemców w czasie II wojny światowej. Niemcy zabili sto osób. Do przyglądania się egzekucji zmuszono wielu okolicznych mieszkańców, których siłą spędzono na ówczesny Plac Stodół.
Kara?
6 marca 1942 roku Józef Mierzyński, działacz polskiego podziemia zastrzelił dwóch funkcjonariuszy gestapo. Mierzyński był przedwojennym wojskowym służącym w jednostce wojskowej znajdującej się w Zgierzu. Po wybuchu II wojny światowej związał się prawdopodobnie z Armią Krajową. Na jego trop wpadli Niemcy na początku 1942 roku.
Po zabiciu gestapowców Mierzyński zdołał uciec. Ukrywał się, lecz wkrótce został ponownie aresztowany i rozstrzelany w maju 1942 roku.
Tymczasem władze niemieckie w Zgierzu, w odwecie za czyn Mierzyńskiego, rozpoczęły w mieście falę łapanek. Zatrzymano około 600 osób. Mężczyzn przewieziono do obozu-więzienia na Radogoszczu w Łodzi, a kobiety do więzienia przy ulicy Gdańskiej (także w Łodzi). Nie był to jednak koniec represji. Niemcy planowali „przykładną”, publiczną egzekucję, w czasie której obecni będą mieszkańcy Zgierza. Niemcy chcieli bowiem przede wszystkim dokonać większej akcji odwetowej, która odstraszy kolejnych potencjalnych „zamachowców”.
Sławomir Abramowicz z Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Łodzi podkreśla, że Niemcy starannie dobierali osoby, które miały zostać zabite. Byli to przede wszystkim więźniowie z więzienia na Radogoszczu i działacze niepodległościowi z różnych części Polski, którzy z Mierzyńskim nie mieli nic wspólnego. Samych zgierzan było niewielu – aresztowanych wcześniej ludzi trzymano w więzieniach jako „zakładników”.
Na miejsce kaźni wybrano miejskie wysypisko śmieci, zwane Placem Stodół. To dodatkowo miało upokorzyć ofiary. Niemcy wyznaczyli sto osób, które wkrótce miały zostać zamordowane.
Stu Polaków za dwóch Niemców
20 marca 1942 roku mieszkańcy Zgierza i okolicznych wsi zostali siłą spędzeni na Plac Stodół. W jednym miejscu został usypany wał, gdzie stali skazani. Z tłumu wyciągnięto stu mężczyzn, którzy mieli być zakładnikami. Gdyby Polacy podnieśli bunt, zakładnicy byliby rozstrzelani. Dookoła placu zgromadziły się setki uzbrojonych niemieckich żandarmów i członków organizacji paramilitarnych, którzy mieli spacyfikować ewentualne nieposłuszeństwo.
„Dziś za jednego Niemca śmierć poniesie 50 Polaków” – powiedział prezes rejencji łódzkiej, Friedrich Ubelchor do mieszkańców Zgierza chwilę przed egzekucją i dodał: „Polacy! Jesteście pod ochroną niemiecką. Pan prezydent rejencji mówił od początku, że za naszego jednego człowieka padnie dwudziestu pięciu, a jeśli się to powtórzy – padnie stu. Polacy myśleli, że to frazes. Ponieważ jeden z waszych ośmielił się zabić naszych dwóch, pan prezydent słowa nie cofnie, w tej chwili padnie stu”.
Obecna podczas egzekucji mieszkanka Zgierza Krystyna Rydel tak wspominała skazańców:
„Szli z gołymi, ogolonymi głowami, z gipsowymi bandażami na ustach”. Kobieta dodawała, że wielu z nich było ciężko pobitych, a jeden z mężczyzn zmarł w trakcie transportu do Zgierza. (cyt. za: Roman Zygadlewicz, „Żołnierze Września w Łódzkim Ruchu Oporu, cz. II: ZWZ Dzielnica Łódź – Północ Placówka nr 2, sierpień 1940 – lipiec 1942”).
Skazanych przywieziono z Łodzi czterema ciężarówkami. Prowadzono ich związanych jedną liną. Do każdego ze stu Polaków – 96 mężczyzn i 4 kobiet – strzelało dwóch Niemców. Jeden celował w serce, a drugi w głowę. Każdego „dla pewności” dobijano jeszcze strzałem z pistoletu. Była to największa publiczna egzekucja na terenie Kraju Warty i jedna z największych na terenie całego okupowanego przez Niemców obszaru Polski.
Jednym z zabitych był Władysław Dzierżyński – brat niesławnego Feliksa Dzierżyńskiego. Władysław Dzierżyński był profesorem, lekarzem, wybitnym neurologiem. Został aresztowany 13 lutego 1942 roku.
Mogiły w lesie
Wyciągniętym wcześniej z tłumu mężczyznom rozkazano załadować martwe ciała na ciężarówki. Zwłoki wywieziono do znajdującego się kilka kilometrów dalej Lasu Lućmierskiego, gdzie miały zostać zakopane we wcześniej przygotowanych mogiłach.
Las Lućmierski przez całą okupację był wykorzystywany przez Niemców. Grzebali tam wielu zabitych przez siebie Polaków, głównie z Łodzi i okolic. Pierwsze mogiły kopano już w jesienią 1939 roku. Wówczas, w ramach tzw. „Intelligenzaktion” Niemcy wytypowali około 2 tysiące osób, które wywieźli do Lućmierza i zamordowali. w lesie tym grzebano także szczątki osób zabitych w ramach innej akcji – T4 (m.in. pacjentów ze szpitala psychiatrycznego w Łodzi), w czasie której mordowano osoby chore i niepełnosprawne. Pod koniec wojny Niemcy próbowali zatrzeć ślady swoich zbrodni – mogiły były otwierane, a zwłoki palone.
Identyfikacja ofiar niemieckich zbrodni, w tym Zbrodni Zgierskiej, jest niezwykle trudna. W Lesie Lućmierskim badania prowadzą archeolodzy z Uniwersytetu Łódzkiego, badacze z IPN i Muzeum Miasta Zgierza. Mogiłę ludzi zamordowanych na Placu Stodół w 1942 roku zidentyfikowano w roku 2013.
Czytaj też:
Rudolf Höß. Zbrodnie i życie w ogrodzie "sto metrów od krematorium"Czytaj też:
Masakra więzienia w Łodzi. Niemcy spalili żywcem prawie 1,5 tys. ludziCzytaj też:
Aborcja tylko dla Polek. Tak Niemcy walczyli z "niższymi rasami"