Ostatnie dni powstania warszawskiego to absolutny dramat – brak amunicji, resztki jedzenia i szykowanie się na najgorsze. Tymczasem Jakub Nowakowski ps. Tomek to właśnie wtedy zanotował swoje największe żołnierskie sukcesy.
– Przez dwa ostatnie dni „użyłem sobie” za cały czas okupacji niemieckiej... Przypomnijmy tylko, że 29 września dywizja czołgów gen. Hansa Källnera szczelnie otoczyła Żoliborz i ze wszystkich stron przypuściła na nas szturm. Poprzedzone to było oczywiście ostrzałem z broni ciężkiej, który trwał chyba nie krócej niż pół godziny. Byłem wtedy z kilkoma kolegami na czujce w Hali Targowej. Wycofaliśmy się stamtąd do bloku przy ul. Słowackiego. Po drodze kolega ustrzelił wtedy piatem panterę. W tym bloku zajęliśmy dobre stanowisko ogniowe. Mieliśmy doskonały widok na Prochownię, po której przewalały się w tę i we w tę niemieckie czołgi i piechota. Trafiłem wtedy wielu szkopów – powiedział w rozmowie ze mną 100-letni dziś powstaniec.
Najbardziej w pamięć zapadł mu strzał do Niemca w czarnym mundurze.
– Jakiś pancerniak wyszedł ze swojego czołgu, stanął butnie, wziął się pod boki i rozglądał dookoła. Wystrzeliłem, Niemiec padł na ziemię. Jego koledzy wciągnęli go do środka. Reszta czołgów podjechała w to miejsce, ustawiła się w rzędzie i zaczęła walić w okna piwniczne – opowiadał „Tomek”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.