Bohaterowie 1920. O tych Polakach powinien usłyszeć cały świat
  • Marek GałęzowskiAutor:Marek Gałęzowski

Bohaterowie 1920. O tych Polakach powinien usłyszeć cały świat

Dodano: 
Stanowisko karabinu maszynowego Colt-Browning. Miłosna pod Warszawą, sierpień 1920 r
Stanowisko karabinu maszynowego Colt-Browning. Miłosna pod Warszawą, sierpień 1920 r Źródło: Wikimedia Commons
Drojowski, Kulczycki, Radoński „Żarski” i inni – to legioniści, którzy zginęli, walcząc w szeregach Wojska Polskiego o granice i byt Rzeczypospolitej.

Jeszcze dzień przed zwycięskim uderzeniem polskich żołnierzy, prowadzonych przez marszałka Józefa Piłsudskiego, wojska bolszewickie niepowstrzymanie – wydawałoby się – parły naprzód na wszystkich odcinkach frontu. Na północy szykowały się do przejścia dolnej Wisły, na froncie środkowym były o krok od Warszawy, usilnie dążąc do przełamania obrony polskiej pod Radzyminem. Bardziej na południe, nad Bugiem, usiłowały przekroczyć rzekę pod Dubienką, gdzie niegdyś gen. Tadeusz Kościuszko zwycięsko odparł Rosjan, broniąc Konstytucji 3 maja i honoru polskiego żołnierza w tej ostatecznie przegranej wojnie z carską Rosją i polskimi zdrajcami.

To właśnie tam, 14 sierpnia 1920 r., w przededniu polskiej kontrofensywy, stanął przed bolszewikami niczym mur 207. pp im. Króla Stefana Batorego pod dowództwem mjr. Wacława Drojowskiego. Ten absolwent prawa uniwersytetu w Petersburgu, dowiedziawszy się po wybuchu pierwszej wojny światowej o powołaniu go do armii rosyjskiej, odpowiedział przedostaniem się przez linię frontu do legionistów Piłsudskiego. Mianowany oficerem, przeszedł bez szwanku całą kampanię legionową, a w pamiętnym sierpniu przed stu laty ze swoim młodym, ochotniczym żołnierzem bronił bolszewikom drogi na zachód. Męstwo okupił śmiercią. Tak jak wielu innych oficerów legionowych, którzy w listopadzie 1918 r. wstąpili do powstającego Wojska Polskiego.

Syn „proletariatczyka”

W marcu 1917 r. w gronie legionistów I Brygady urządzono uroczysty obchód imienin jej byłego już komendanta – Józefa Piłsudskiego. Wspominał Michał Römer, wówczas także legionista, a w międzywojniu wybitny litewski profesor prawa: „Wieczorek miał być poważny w przeciwieństwie do zwykłych i dość częstych u nas teatrzyków amatorskich o kabaretowym zabarwieniu”. Po słowie wstępnym kilka deklamacji, „parę piosenek solo, kilka pieśni odśpiewanych przez chór pod batutą sierżanta Kulczyckiego, gra na fortepianie”, a w końcu żywy obraz (czyli popularne niegdyś scenki, będące rekonstrukcją rzeczywistego obrazu) odegrany przez legionistów.

Podporucznik Jerzy Kulczycki poległ w październiku 1919 r. nad Dźwiną

Już kilka tygodni później ów sierż. Jerzy Kulczycki zerwał z kolegami, z którymi wspólnie walczył w Legionach przeciw rosyjskiemu zaborcy (dodajmy, że męstwo okazane w jednej z pierwszych bitew – pod Laskami – kilka lat później należało do czynów, które uzasadniły odznaczenie go Virtuti Militari). W słynnym bowiem sporze legionowym o złożenie przysięgi mocarstwom centralnym jako jeden z nielicznych żołnierzy I Brygady opowiedział się przeciw wezwaniu kmdt Piłsudskiego. Może wpływ na tę decyzję miał płk Leon Berbecki, dowódca pułku, w którym służył Kulczycki, bardzo ceniący młodego podoficera. Może bardziej jeszcze – wpływ ojca, Ludwika.

Ten należał niegdyś do czołowych działaczy polskiego ruchu socjalistycznego, wraz z Marcinem Kasprzakiem i Władysławem Studnickim zakładał partię zwaną II Proletariatem, a w 1895 r. z Józefem Piłsudskim i przyszłym prezydentem RP Stanisławem Wojciechowskim zasiadał w Centralnym Komitecie Robotniczym Polskiej Partii Socjalistycznej, w związku z czym został aresztowany i zesłany na Syberię. Kulczycki ojciec należał do socjalistycznych radykałów, ale z czasem zerwał z lewicą i związał się z niewielkim środowiskiem zwolenników odbudowy państwa polskiego we współpracy z Niemcami, któremu przewodził Studnicki. Był tym samym wówczas przeciwnikiem akcji Piłsudskiego, odrzucającego przysięgę.

Jerzy Kulczycki złożył przyrzeczenie i znalazł się w Polskiej Sile Zbrojnej. Przydzielono go do Szkoły Podchorążych w Ostrowi Mazowieckiej i tam na początku następnego roku uzyskał awans oficerski. „B[ardzo] pilny, sumienny i energiczny. Zachowanie w służbie i poza służbą dobre. Dobrze wyćwiczony i wykształcony wojskowo [...], bardzo inteligentny, pełen energii, życia i temperamentu, lubiany przez kolegów i podwładnych, zapowiadający się jako oficer znakomicie” – pisał w swojej opinii Berbecki. W listopadzie 1918 r. wziął udział w rozbrajaniu Niemców w Warszawie, po czym widzimy go w sformowanej wkrótce przez Berbeckiego Grupie „Bełz”, której zadaniem było wsparcie załogi oblężonego przez Ukraińców Lwowa. Jej oddziały już w pierwszej połowie stycznia 1919 r. znalazły się na froncie.

Kompania Kulczyckiego, która weszła w skład 36. Pułku Piechoty Legii Akademickiej – pod Żółkwią, od razu w walce. „Podprowadzam kompanię w formacji zwartej, aż do otrzymania ognia […], daję rozkaz rozwinięcia się w tyralierę. Dostaliśmy się w ogień karabinu maszynowego; padliśmy. Kule padają bliżej i dalej. Mówię sobie: kogo mają diabli wziąć, tego wezmą choćby w Warszawie, nie trzeba na to jakiejś woli. Żegnam się. Naprzód!” – notował nasz bohater.

Polska piechota maszeruje na front, przed bitwą warszawską

Tak zaczęła się dlań ta ciężka kilkumiesięczna wojna. W następnym miesiącu, w jednym z bojów, został dwukrotnie ranny, ale „mimo silnego upływu krwi prowadził kompanię swoją aż do zupełnego rozbicia trzech ukraińskich batalionów, biorąc kilkudziesięciu jeńców, dwa kaemy i dużo materiału wojennego, uwalniając redutę Komorowa od grożącego jej niebezpieczeństwa. Świętej pamięci ppor. Kulczycki, uwielbiany przez żołnierzy i kolegów, przedstawiał świetny typ bohatera wielkiego, żołnierza energicznego i zdolnego dowódcy i najserdeczniejszego opiekuna podkomendnych mu żołnierzy” – pisano we wniosku o odznaczenie go Virtuti Militari.

Jako dowódca kompanii troszczył się nie tylko o odpowiednie wyekwipowanie żołnierzy, lecz także dbał o ich morale, kształtował wśród nich poczucie obowiązku wobec odradzającej się ojczyzny. Odznaczał się nie tylko męstwem, lecz także prawością. Świadczyły o niej interwencje na rzecz miejscowej ludności cywilnej, w przeważającej mierze narodowości ukraińskiej. Tak było w przypadku mieszkanki Zabłocia, która zwróciła się ze skargą dotyczącą dokonanego rabunku. Kulczycki znalazł sprawcę kradzieży, zmusił do oddania odebranych rzeczy i ukarał. Spowodował też zwrócenie pewnej sumy pieniędzy, która okazała się własnością gminy, a nie wojska. „Wójt Laszczota, Rusin, nie mógł się nadziwić naszej uczciwości. Kwit na zwrócone rzeczy przesłałem jako dowód do batalionu” – pisał Kulczycki w swoim osobistym frontowym dzienniku, nie przypuszczając, że kiedykolwiek będzie on wydany drukiem.

Odpoczynek po ciężkich zmaganiach z Ukraińcami, rozstrzygniętych w lipcu 1919 r., nie trwał długo. Już w połowie września kompania Kulczyckiego wraz z całym pułkiem akademików została skierowana do walk z bolszewikami pod Połockiem, znanym z dawnych bojów króla Stefana Batorego z Moskwą Iwana IV Groźnego. Oddział naszego bohatera już pierwszego dnia stoczył potyczkę z bolszewikami między jeziorami Długie i Szo: „Kule bolszewickie świstały od czasu do czasu, raz nawet karabin maszynowy siknął w naszą stronę. Kazałem obu naszym bergmanom dać serię strzałów, a każdemu żołnierzowi po jednym strzale, nisko biorąc, i ruszyć naprzód. […] Wybiegłszy na skraj lasu, zauważyłem o kilkadziesiąt kroków w drzewach parę od karabinu maszynowego. Nasz bergman dał kilka strzałów, zrobiliśmy »hura!« i rzuciliśmy się naprzód. W ten sposób biegiem zajęliśmy wieś Janów i drugą leżącą przed nią”.

Jerzy Kossak „Cud nad Wisłą”.

W następnym miesiącu Kulczycki i jego ludzie kilkakrotnie starli się z Armią Czerwoną. Niestety, 21 października 1919 r. ten dzielny, wówczas 24-letni oficer, nazywany przez dziejopisa pułku Legii Akademickiej chlubą swojego batalionu, poległ w czasie kontrataku na bolszewików, którzy przeprawili się przez Dźwinę i zepchnęli Polaków z zajmowanych tam stanowisk.