Maciej Gablankowski
Lepecki staje na baczność i mówi: „Rozkaz!”. Teraz jest już naprawdę zaciekawiony. Beck chwilę milczy, jakby ważył słowa. „Marszałek Piłsudski wyjeżdża wkrótce na urlop, na Maderę”. Lepecki oświadcza, że zna dobrze tę wyspę, był na niej kilkakrotnie. „Otóż trzeba będzie, abyście towarzyszyli Komendantowi w tej podróży, pomogli doktorowi Woyczyńskiemu w adiutantowaniu…” – znów zawiesza głos – „tylko… widzicie…” – duka – „… sęk w tym, że Komendant nie chce słyszeć o zabieraniu ze sobą w drogę kogokolwiek”. Zdumiony Lepecki dopytuje o szczegóły. Beck konkluduje: „Pojedziecie cichcem, a na miejscu w Funchal Woyczyński musi was jakoś wkręcić. W żaden sposób nie możecie się wsypać”.
Następne dni upływają Lepeckiemu na intensywnych przygotowaniach. Powoli dowiaduje się, w co wdepnął, godząc się na wyjazd, i jak szeroko sięga „spisek”. Przy Marszałku musi być ktoś zaufany. Cały czas. Lepecki odbywa więc odprawy z szefem wywiadu Tadeuszem Pełczyńskim i szefem kontrwywiadu Stefanem Mayerem oraz najwierniejszym z wiernych – Aleksandrem Prystorem, który dowodzi ekipą ochrony. Ta będzie towarzyszyć Marszałkowi aż do Lizbony. O tym, że to Lepecki będzie „ich” człowiekiem na Maderze, wie też na pewno prezydent Mościcki – jego syn Michał już we wrześniu wynajął odpowiedni dom w Funchal i teraz osobiście instruuje Lepeckiego. Oczywiście te wszystkie zabiegi są podyktowane autentyczną troską o życie Marszałka – jest środek kampanii wyborczej, w Małopolsce Wschodniej buntują się Ukraińcy. Wrogów Marszałek ma pod dostatkiem.
Ale jest jeszcze jeden powód. Lepecki wie, że nie wolno mu nigdy o nim wspomnieć. A właściwie o niej. Delegacja na Maderę wcale nie składa się tylko z Marszałka i Woyczyńskiego oraz cichcem przemyconego Lepeckiego. W jej skład wchodzi także trzydziestoczteroletnia lekarka Eugenia Lewicka.
(...)