Wojna w Wietnamie i komórki. Jak wojsko zbudowało nam smartfony

Wojna w Wietnamie i komórki. Jak wojsko zbudowało nam smartfony

Dodano: 
Martin Cooper, uważany za ojca telefonu komórkowego, w 2007 roku.
Martin Cooper, uważany za ojca telefonu komórkowego, w 2007 roku. Źródło: Wikimedia Commons / Rico Shen
Powiedzieć, że smartfony powstały dzięki technologiom militarnym, to tak, jakby niczego nie powiedzieć.

Tymoteusz Pawłowski

Każdy element współczesnego telefonu komórkowego powstał na zamówienie generałów: wojskowa była idea, wojskowe były też podzespoły techniczne, oprogramowanie, środowisko działania, a nawet gadżety. W czasach I wojny światowej radio służyło do łączności między dużymi formacjami wojskowymi. W kolejnym dwudziestoleciu – zwanym post factum „międzywojennym” – radiostacje stały się lżejsze, mogły więc trafić do mniejszych oddziałów. Był jednak pewien problem – jeśli na niewielkim obszarze działało wiele radiostacji, a każda próbowała połączyć się z innymi, to w eterze tworzył się chaos nie do opanowania.

Uznano więc, że pole bitwy trzeba podzielić na komórki. Centrum każdej z nich stanowił maszt, wzniesiony gdzieś na wzgórzu za okopami. Radiostacje nie łączyły się ze sobą bezpośrednio, tylko z masztem, i dopiero stąd rozmowa była przekierowywana do pożądanego odbiorcy. Brzmi znajomo? Powinno – tak wyglądała łączność w czasie wojen w Korei i Wietnamie.

Śmigłowce US Navy podczas wojny w Wietnamie, 1966 r.

W ten sposób działa również telefonia komórkowa. W Polsce – od 18 czerwca 1992 r., ale my mieliśmy kilkunastoletnie opóźnienie z powodu bycia częścią bloku sowieckiego. Pierwsze telefony komórkowe pojawiły się w 1979 r. w Tokio i przez pierwsze kilka lat można było z nich korzystać niemal wyłącznie na terenie tej metropolii.

Od masztu do satelity

Łączność komórkowa była dobrym rozwiązaniem, jednak w czasach zimnej wojny nie zapewniała 100-procentowej skuteczności. Istniało ryzyko, że zrzucenie jednej bomby atomowej – nawet malutkiej – na maszt czy centralę telefoniczną zdezorganizuje łączność na całym froncie, a nawet w całym kraju. Centrale radiowo-telefoniczne postanowiono więc... zdecentralizować, tak aby proste linie komunikacyjne zamieniły się w sieć o wielu węzłach. W razie zniszczenia jednego wciąż można było nawiązać łączność, korzystając z drogi okrężnej. Sztuka polegała na błyskawicznym przekierowywaniu połączeń, co udało się Amerykanom w latach 60. XX w. Nazwano to TCP – „Transmission Control Protocol”. W 1971 r. udostępniono tę technologię, zwaną ARPANET, instytucjom cywilnym.

Czytaj też:
Tajemnice sowieckich rakiet z głębi oceanu. Kreml nie wierzył, że uda się je odnaleźć

„ARPANET” to zbitka dwóch słów bardzo istotnych dla współczesnego świata. „Net” to oczywiście „sieć”, a „ARPA” to Agencja Zaawansowanych Projektów Badawczych, dziś znana jako DARPA – „Defense Advanced Research Projects Agency”. DARPA jest instytucją zajmującą się rozwojem nowych technologii dla Pentagonu. W 1980 r. część cywilna ARPANET została oddzielona od wojskowej i nazwana... Internetem.

Mniej więcej w tym samym czasie pojawiła się technologia, dzięki której nasze telefony wiedzą, gdzie jesteśmy. Początkowo system ten nosił nazwę Transit i – od 1964 r. – służył amerykańskim okrętom podwodnym z rakietami balistycznymi. Dzięki niemu nawet po najdłuższym rejsie znały swoją dokładną pozycję, potrzebną do wycelowania rakiet z głowicami atomowymi i odpalenia ich, gdyby wybuchła wojna jądrowa. System Transit opierał się na satelitach krążących po niskiej orbicie ziemskiej i nadających sygnały czasu, a niewielkie różnice w odbieranych sygnałach pozwalały na wyznaczenie pozycji. Od 1978 r. działa następca Transita znany jako GPS – Global Positioning System.

Artykuł został opublikowany w 5/2018 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.