Wojna w Wietnamie i komórki. Jak wojsko zbudowało nam smartfony

Wojna w Wietnamie i komórki. Jak wojsko zbudowało nam smartfony

Dodano: 

Cele dla rakiet również były wyznaczane przez satelity. Największym problemem było przesłanie zdjęć zrobionych z orbity. Robiono to w sposób dość prymitywny: kasety z kliszami były wystrzeliwane przez satelity w kierunku Ziemi, a specjalne samoloty przejmowały je podczas spadania. Niestety, średnio co trzeciej kasety nie udawało się odzyskać, więc DARPA zażyczyła sobie aparatu, który robiłby zdjęcia w formie cyfrowej. Prace trwały kilkanaście lat. W 1976 r. na orbicie znalazł się pierwszy satelita z serii KH-11, będący wielkim aparatem cyfrowym. Jego rozdzielczość nie była imponująca, ale za to matryca – olbrzymia. W kolejnych latach cały system stawał się coraz mniejszy i wreszcie trafił pod strzechy, czyli... do telefonów komórkowych.

24/7/365

Czytaj też:
Kwarcowa rewolucja. Japoński patent opanował cały świat

Żeby jednak telefony komórkowe stały się smartfonami, potrzebna była dusza – komputerowy system operacyjny. Komputery działały już od dawna. Pierwszy z nich, ENIAC, powstał, aby dokonywać obliczeń związanych z bombą atomową, ale ich systemy operacyjne były włączane i wyłączane w razie potrzeby. Smartfony potrzebowały systemu, który działałby non stop, 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, 365 dni w roku (w skrócie: 24/7/365). Rozwiązania takie już istniały, stworzone w latach 60. za pieniądze Pentagonu, który potrzebował ich do nadzorowania NORAD, czyli sytemu wczesnego ostrzegania. NORAD musiał działać non stop. Do tego wymyślono system operacyjny Multics, który w kolejnych dziesięcioleciach wyewoluował w Unix, który z kolei stał się podstawą znanych ze smartfonów Androida czy iOS.

Skoro już mamy telefon komórkowy będący w ciągłej gotowości, korzystający z zasobów Internetu, znający swoją pozycję dzięki GPS i robiący zdjęcia, a nawet filmy, warto zadbać o łatwość obsługi. W dużym stopniu umożliwia ją ekran dotykowy, którego podstawy teoretyczne opracowano – tutaj następuje pewien wyjątek – w brytyjskiej instytucji wojskowej Royal Radar Establishment jeszcze w latach 60.

Można jeszcze bardziej ułatwić interakcję z komórką. Wystarczy do niej mówić: „Hej Google!” albo „Siri?”. Protoplastą tego najnowszego trendu był właśnie Siri, a właściwie jego bezpośredni przodek – CALO, czyli „Cognitive Assistant that Learns and Organizes”, a więc „Poznawczy Asystent, który Uczy się i Organizuje”. CALO to nie tylko skrót, lecz także nawiązanie do łacińskiego słowa „calonis”, czyli „żołnierski służący”. Projekt CALO został bowiem zainicjowany w 2003 r. przez DARPA. Żołnierz na polu walki nie ma bowiem zbyt wiele czasu na korzystanie z klawiatury czy z ekranu dotykowego.

Ewolucja komórki w kierunku wczesnego smartfona

Trudno przewidzieć, jak będą wyglądały smartfony w kolejnym sezonie, jakie gadżety będą modne. Niektóre rozwiązania się nie sprawdzają – zegarki „smart” wciąż są raczej ciekawostką. Interesujący jest przypadek HUD – „Head Up Display”, systemu prezentującego informacje, nie zasłaniając widoku – np. na przedniej szybie odrzutowego myśliwca. Na rynek cywilny okulary z HUD próbuje się wprowadzać regularnie co kilka lat i za każdym razem sukcesy są mniejsze niż oczekiwane.

Być może zmiany nie nastąpią w wydajności i elektronice. Przecież jeszcze niedawno topowe smartfony były wrażliwe niczym mimoza, a dziś spełniają cywilne standardy wytrzymałości – na przykład IP-68. Coraz więcej oznaczanych jest jako „MIL-STD-810”. Te znaki to „militarny standard numer 810”, wprowadzony jeszcze w 1945 r. Wówczas to amerykańscy generałowie zażyczyli sobie, żeby cywilny sprzęt używany w US Army nie psuł się za każdym razem, gdy wypadnie żołnierzowi z kieszeni. Może to jest przyszłość smartfonów?

Artykuł został opublikowany w 5/2018 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.