Pierwszy i ostatni rejs Titanica. Najbardziej znana katastrofa w dziejach żeglugi

Pierwszy i ostatni rejs Titanica. Najbardziej znana katastrofa w dziejach żeglugi

Dodano: 
Willy Stöwer, "Zatonięcie Titanica"
Willy Stöwer, "Zatonięcie Titanica" 
Katastrofa RMS Titanic to prawdopodobnie najgłośniejsza tragedia w historii żeglugi. Tragiczny rejs statku, który według konstruktorów miał być „niezatapialnym” do dziś wzbudza zainteresowanie. Niemała zasługa w tym popkultury, a zwłaszcza obsypanego Oscarami filmu „Titanic,” w reżyserii Jamesa Camerona. Jak wyglądał pierwszy i ostatni rejs największego wówczas statku pasażerskiego na świecie?

Titanic był budowany był przez 2 lata – od 30 marca 1909 r. do 31 maja 1911 r. przez blisko 4 tysiące robotników w stoczni Harland and Wolff w Belfaście. Celem było stworzenie największego obiektu mobilnego na świecie. Obok Titanica powstały wówczas jeszcze dwa bliźniacze transatlantyki: Britannic i Olympic. Za ich zaprojektowanie odpowiedzialni byli architekci marynarki wojennej: Alexander Carlisle i Thomas Andrews.

Kolosy miały być najszybszymi, najlepszymi i największymi statkami w historii żeglugi, a przy tym niezwykle luksusowymi. „Gdy w 1911 roku Titanic majestatycznie spływał z pochylni prasa całego świata okrzyknęła go, słusznie, mianem największego i najwspanialszego statku pasażerskiego świata i, tym razem już na kredyt, przypisała mu opinię niezatapialnego i całkowicie bezpiecznego”. – mówił o Titanicu dr Janusz Osica w audycji Kronika dwóch tysiącleci. - „Miał to być najświetniejszy klejnot brytyjskiej floty pasażerskiej”.

Wymiary robiły istotnie wrażenie. Oddany do użytku kolos miał 269 m długości, 29,41 m szerokości, 53,33 m wysokości i zanurzał się na 10,54 m. Jego pojemność rejestrowa sięgała 46 329 ton. Do tego, z pomocą dwóch silników i trzech śrub napędowych, mógł rozwijać prędkość od 21 do 24 węzłów.

La dolce vita

Titanic wypłynął w dziewiczy rejs do Nowego Jorku z Southampton w dniu 10 kwietnia 1912 roku. Załogą dowodził doświadczony kapitan Edward Smith. Miał być to dla niego pożegnalny rejs, swoiste „ukoronowanie” kariery. Dla Titanica wybrano trasę grożącą zderzeniem z górami lodowymi. Ufano jednak, że tak nowoczesny statek bez problemu zmierzy się z takimi niebezpieczeństwami.

„Titanic” w doku stoczni Harland and Wolff w Belfaście w Irlandii Północnej

W chwili katastrofy na pokładzie znajdowało się ponad 1300 pasażerów i blisko 900 członków załogi. Pasażerowie mogli zakupić bilety na jedną z trzech klas. Najdroższe bilety, z miejscami w apartamentach kosztowały zawrotną jak na tamte czasy kwotę 870 funtów. Chętnych jednak nie brakowało – na Titanicu znaleźli się arystokraci, artyści, sportowcy. Atrakcji nie pokładzie było bez liku: w kilku salonach można było czytać, konwersować i prowadzić korespondencję. Na tarasie spacerowym, gdzie ustawiono leżaki, serwowano wykwintne potrawy i wyszukane napoje. Z kolei na rufie znajdowała się elegancko urządzona palarnia z mahoniową boazerią, witrażami i jedynym na statku kominkiem z prawdziwym ogniem. Było to jedno z najsłynniejszych pomieszczeń Titanica. Do tego dochodziły kawiarnie i restauracje, w których można było wybrać dania z karty. Miłośnicy sportu mogli korzystać z siłowni, basenu oraz kortu do squasha. A wszystko w takt melodii wygrywanych przez orkiestrę. Pasażerowie klasy II byli lokowani w kabinach dwu- lub czteroosobowych z własną umywalką, łóżkiem czy schowkiem bagażowym. Do tego mieli możliwość użytkowania wspólnej palarni, salonu i biblioteczki. Nabywcy biletów klasy III musieli zadowolić się miejscem w zbiorowych kabinach w dolnym pokładzie. Korzystali ze wspólnej jadalni, kilku wanien i własnej palarni.

Katastrofa Titanica

Titanica dzielił od docelowego portu w Nowym Jorku jeden dzień podróży, gdy 14 kwietnia o godzinie 23.40 zderzył się z górą lodową. Ta wyrwała w jego kadłubie otwór ok. 90 metrów. Kiedy kapitan Edward Smith usłyszał od projektanta Andrewsa, że statek pójdzie na dno miał stanąć jak zamurowany. Według niektórych kapitan informację tą utrzymywał w tajemnicy, być może nie chcąc wywoływać paniki. Inne źródła podają z kolei, że od tamtej chwili kierował ewakuacją, lecz czynił to w sposób chaotyczny.

Statek RMS Titanic

Operatorzy radiowi zaczęli wzywać na pomoc inne jednostki. Statkiem, który był najbliżej i odpowiedział na wezwanie była Carpathia, która do Titanica miała 58 mil morskich. Dystans ten mogła przebyć w ciągu czterech godzin, lecz dla Titanica to i tak było zbyt późno. Ostatecznie jednostka dopłynęła na miejsce katastrofy, gdy Titanic był już na dnie.

Zanim jednak transatlantyk zatonął, kapitan Smith polecił wystrzeliwać białe rakiety (w żegludze rakiety czerwone mają charakter ostrzegawczy) – przepływający najbliżej miejsca katastrofy statek Californian nie zareagował jednak, gdyż jego załoga najprawdopodobniej uznała, że jest to jedna z atrakcji dla pasażerów Titanica. Przez długi czas załoga tej jednostki była wskazywana jako winna zaniechania pomocy – współczesne analizy raportów ze śledztwa sugerują jednak, że na miejsce katastrofy statek dotarłby bezpiecznie tuż przed lub w tym samym czasie co Carpathia. Powodem były góry lodowe utrudniające rejs.

To, co najczęściej zarzuca się twórcom Titanica to fakt, że na statku było zbyt mało szalup ratunkowych. Między innymi z tego względu udało się uratować tylko 32 procent pasażerów. Z 2208 pływających w lodowatym oceanie uratowało się tylko 708 osób. Przyczyną był też chaos w akcji ewakuacyjnej - zwłaszcza w pierwszej jej fazie łodzie ratunkowe odpływały z niewielką liczbą osób. Dopiero po czasie zaczęto „zapełniać” całe łodzie ludźmi. Nie podjęto przy tym niemal żadnej próby ratowania ludzi, którzy znaleźli się w wodzie. Jedynie piąty oficer, Harold Lowe, rozdzielił pasażerów ze swej łodzi między inne łodzie i popłynął wydobywać z wody tych, którzy pływali w morzu, lecz i tak zdołał ocalić tylko kilka osób.

Katastrofa wywołała wielki oddźwięk społeczny. „Jeżeli nie możecie Panowie dać więcej łodzi ratunkowych to sprzedawajcie mniej biletów. Nie topcie ludzi w najpiękniejszą noc, jaka mogła zdarzyć się na Atlantyku. Choćby nawet mieli oni tonąć z muzyką, którą im Panowie zapewniacie” – napisał poruszony katastrofą Joseph Conrad pod adresem armatorów. Tragedia, jaka spotkała pasażerów Titanica była to dla wszystkich niezwykle gorzką pigułką. „Genialna” myśl techniczna okazała się być niczym w starciu z naturą.

Czytaj też:
"Titanic". Jak powstał jeden z najbardziej kasowych filmów w historii kina?
Czytaj też:
Nautilus – pierwszy atomowy okręt podwodny i zdobywca bieguna północnego
Czytaj też:
Joseph Conrad. Pisarz dobry na każdy czas

Źródło: DoRzeczy.pl