Pogromca "zielonych ludzików"
  • Grzegorz JaniszewskiAutor:Grzegorz Janiszewski

Pogromca "zielonych ludzików"

Dodano: 
Gen. Mychajło Zabrodski
Gen. Mychajło Zabrodski Źródło:Wikimedia Commons / Min. Obrony Ukrainy, CC BY-SA 4.0
Rajd Zabrodskiego z 2014 r. był wyczynem, który nie tylko uratował kilka tysięcy ukraińskich żołnierzy, lecz także podniósł morale wojska i społeczeństwa. Pokazał też, że Rosjan można, jeśli nie pokonać, to przynajmniej wystrychnąć na dudka.

Latem 2014 r. Ukraina stała w ogniu. Ukraińskie wojsko nie otrząsnęło się jeszcze po oddaniu (kosztem zaledwie kilku wystrzałów) Krymu, gdy zaczęło tracić kontrolę nad dużymi obszarami na wschodzie. Przejmowali je inspirowani i szkoleni przez Rosję „separatyści”. Wydawało się, że Ukraina wkrótce straci cały Donbas. Nie stało się tak m.in. dzięki pewnemu pułkownikowi spadochroniarzowi i jego podwładnym, którzy swoimi śmiałymi działaniami nie tylko uratowali kilka tysięcy ukraińskich żołnierzy od niewoli lub wręcz zagłady. Po fatalnym początku niewypowiedzianej wojny z Rosją tchnęli też nowego ducha w zdemoralizowane porażkami ukraińskie oddziały.

Po zajęciu przez „zielone ludziki” Krymu w marcu 2014 r. sytuacja zaczęła się zaogniać również na wschodzie Ukrainy. Dywersanci w nieoznakowanych mundurach pojawili się w Donbasie. Zajmowali mosty, lotniska, skrzyżowania, fabryki i budynki administracji. Tym razem jednak Ukraińcy byli o wiele bardziej zdeterminowani. Do początków maja separatyści zostali wyparci ze strategicznych punktów. Odbyło się to głównie poprzez negocjacje i demonstrację siły. Wkrótce jednak starcia rozgorzały na nowo. Przysyłane z Rosji pododdziały ochotników, dowodzone przez rosyjskich oficerów, napadały na ukraińskie posterunki i bazy, urządzały zasadzki na kolumny pojazdów. Skaptowani wcześniej przez Rosjan policjanci i żołnierze przekazywali rebeliantom posterunki i składy broni. Walki koncentrowały się głównie wokół okrążonego przez siły rządowe Słowiańska. Ukraińcy zaczęli ponosić dotkliwe porażki. Pod koniec maja we wsi Rubiżne w zasadzkę wpadła kolumna z 30. Brygady Zmechanizowanej, jadąca w kierunku Lisiczańska. Kilka dni później rebelianci zaskoczyli i zdziesiątkowali grupę bojową z 51. Brygady Zmechanizowanej pod Wołnowachą. W zasadzce pod Karliwką została ranna połowa żołnierzy ochotniczego batalionu „Donbas”.

W rosyjskim kotle

Stwierdzenie, że ukraińskie wojsko nie było wówczas gotowe do walki, nie oddawałoby w najmniejszym stopniu rzeczywistości. Przeciw „terrorystom” można było w zasadzie użyć jedynie jednostek powietrznodesantowych i specjalnych, doświadczonych na zagranicznych misjach. Zostały one przerzucone na wschód Ukrainy jako pierwsze – już w marcu. Po drugiej stronie sytuacja wyglądała inaczej. Rosjanie byli przygotowani do wsparcia rebelii. W terenie działali oficerowie FSB i GRU przygotowujący bojowników do walki i kierujący ich działaniami. Z Rosji przerzucani byli kozacy, żołnierze czeczeńskiego batalionu „Wostok” i szukający okazji do walki członkowie rosyjskich organizacji paramilitarnych. Kluczową sprawą dla rebeliantów było utrzymanie dostępu do granicy Donbasu z Rosją. Stamtąd napływały uzbrojenie, amunicja i ochotnicy.

Artykuł został opublikowany w 3/2024 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.