Inauguracja prezydencka w Stanach Zjednoczonych wiąże się z kilkoma zwyczajami, które od lat pozostają niezmienne. Mimo to zdarzało się, że w czasie ceremonii dochodziło do nietypowych sytuacji. To te szczególnie zapadły w pamięć.
Brak Pisma Świętego
Tuż przed zaprzysiężeniem George’a Washingtona zdano sobie sprawę, że nikt nie przygotował Pisma Świętego, na którym prezydent miał położyć rękę w czasie wygłaszania roty. Ktoś z otoczenia prezydenta postanowił poradzić sobie z tą sytuacją, pożyczając egzemplarz Biblii od pobliskiej loży masońskiej.
Podwójna rola
Tylko jeden człowiek w historii USA zarówno składał, jak odbierał przysięgę prezydencką. Był nim William Taft, który jako przywódca Stanów Zjednoczonych został zaprzysiężony w 1909 roku. Kilka lat po zakończeniu prezydentury został on wybrany na sędziego Sądu Najwyższego, który to urząd sprawuje się w USA dożywotnio. Jako przewodniczący Sądu odbierał przysięgi prezydenckie od Calvina Coolidge’a oraz Herberta Hoovera.
Osobna ceremonia
Do 1937 roku wiceprezydentom urządzano ich własne ceremonie zaprzysiężenia. Odbywały się one w Senacie, a po ich zakończeniu wszyscy udawali się na zaprzysiężenie prezydenta-elekta. Wiceprezydenci wygłaszali także własne przemówienia inauguracyjne. Szczególnie zapamiętana została mowa Andrew Johnsona z 1865 roku. Stało się to dlatego, że wiceprezydent był… kompletnie pijany i bełkotał coś niezrozumiałego.
Na zewnątrz czy w środku
Ceremonia zaprzysiężenia George’a Washingtona odbyła się na świeżym powietrzu. Kolejne inauguracje miały miejsce w sali, gdzie obradowała Izba Reprezentantów lub Senat. Zmieniło się to w 1817 roku, kiedy przysięgę miał składać James Monroe. Wybuchła wówczas kłótnia między przedstawicielami wyższej i niższej izby parlamentu co do tego, kto ma zająć które miejsce. Monroe zdecydował wtedy o przeniesieniu „imprezy” na zewnątrz. Od 1829 roku, poza zaledwie kilkoma przypadkami, kiedy pogoda pokrzyżowała plany odbycia ceremonii na zewnątrz, inauguracje odbywały się zawsze przed Kongresem. Zaprzysiężenie Donalda Trumpa z 20 stycznia 2025 roku będzie właśnie czwartym takim przypadkiem z ostatnich niemal dwustu lat.
Niefortunny czas mówienia
Najdłuższe przemówienie inauguracyjne wygłosił William Henry Harrison. Trwało ono około dwóch godzin. Wiele wskazuje, że właśnie podczas ceremonii, z racji zbyt lekkiego ubioru i niesprzyjającej pogody, prezydent zapadł na ciężkie zapalenie płuc. Choć mówił najdłużej ze wszystkich prezydentów w dziejach USA, to był jednocześnie najkrócej rządzącym Stanami przywódcą. Harrison na czele USA stał zaledwie miesiąc.
Huczna impreza
Niezwykle huczną imprezę z racji swej inauguracji wydał w 1829 roku Andrew Jackson. Będący już na rauszu goście przybyli do Białego Domu, zaczęli demolować wnętrza, potłukli znacznej wartości zastawę, a nawet wdali się w bójkę. Podobno nad tłumem zapanował dopiero pewien człowiek, który wpadł na pomysł wyniesienia całej whisky do ogrodów przy Białym Domu. Goście przenieśli się wówczas na zewnątrz. Sam gospodarz zaś, zmuszony uciekać przed pijanymi kompanami, wyskoczył nawet w pewnej chwili przez okno na trawnik.
Mroźny dzień
Kiedy przysięgę prezydencką składał Ulysses Grant, uroczystość odbywała się jeszcze 4 marca. Pomimo, że powinno być już czuć powiew wiosny, dzień ten był w Waszyngtonie wyjątkowo mroźny, do tego wiał porywisty wiatr. W dniu zaprzysiężenia flagi rozwieszone przy Pennsylvania Avenue zamarzły albo zostały zerwane przez silne podmuchy. Niektórzy wojskowi obecni na ceremonii oraz paradzie doznali nawet odmrożeń i tuż po zakończeniu uroczystości zostali zabrani do szpitala. Mróz pokrzyżował także plany balu inauguracyjnego, który odbywał się później w specjalnie przygotowanym pawilonie. Goście bawili się w futrach i grubych płaszczach, lecz i tak trudno było wytrzymać w takich warunkach.
Parada
Jimmy Carter był pierwszym prezydentem od czasu Thomasa Jeffersona, który wziął udział pieszo w paradzie po swoim zaprzysiężeniu. Carter chciał być postrzegany jako „prezydent ludu”, a poza tym liczył, że gestem tym udowodni, że nie boi się trudnych czasów zimnej wojny. Po nim większość kolejnych prezydentów szła piechotą chociaż na kawałku trasy parady do Białego Domu.
Czytaj też:
20 mało znanych faktów. Zagadki amerykańskich prezydentówCzytaj też:
Przekazanie władzy w USA. Długie tradycje, wpadki i polityczna niechęć rywaliCzytaj też:
Grant, nie Trump