Możemy przypuszczać, że w prehistorii – czyli w okresie przed wynalezieniem pisma – liczba profesji była niewielka. Szczególnie że „profesja” czy też „zawód” z definicji stanowią źródło dochodów, a więc wszystko to, co robimy wokół naszych domów – sprzątamy, gotujemy, uprawiamy soczewicę, hodujemy kozy, polujemy na mamuty – nie jest zawodem dopóty, dopóki nie przyniesie nam zarobku. Stopniowo liczba profesji rosła: najpierw powoli, a później coraz gwałtowniej. Zdarzało się jednak, że zawody wymierały wraz z modą czy rozwojem technicznym. Taki był np. los producentów garum, popularnego w starożytnym Rzymie sosu ze sfermentowanych ryb, czy też płatnerzy wytwarzających zbroje.
Liczba zawodów skokowo wzrosła w czasie późnej rewolucji przemysłowej, czyli w XIX w. Pojawiło się wówczas mnóstwo nowych wynalazków, a wraz z nimi osoby potrafiące te wynalazki wytwarzać i obsługiwać. Chociażby telefony produkowali robotnicy, w centralach pracowały telefonistki ręcznie łączące abonentów, a korzystali z nich biznesmeni w celu ubijania interesów.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.