Dwa rokosze. Dlaczego szlachta podniosła rękę na króla
  • Tomasz StańczykAutor:Tomasz Stańczyk

Dwa rokosze. Dlaczego szlachta podniosła rękę na króla

Dodano: 
Rokosz sandomierski
Rokosz sandomierski 
W XVII w. obywatele Rzeczypospolitej dwukrotnie wypowiedzieli królowi posłuszeństwo. Polała się krew.

Gdyby wojewoda krakowski Mikołaj Zebrzydowski wstał z grobu i pojawił się 14 września 2013 r. na potężnej manifestacji związkowej w Warszawie, poczułby się w swoim żywiole. Gniewne przemówienia, twarde oskarżenia i żądania pod adresem rządu, zapowiedź odsunięcia go od władzy i w istocie wymówienie posłuszeństwa, postulaty wprowadzenia elementów demokracji bezpośredniej, obywatelski bunt – tak właśnie było na zwoływanych przez niego zjazdach szlachty w Stężycy i Sandomierzu.

Wojewoda Zebrzydowski uśmiechnąłby się na widok niesionej przez związkowców karykaturalnej złotej figury premiera. I spojrzałby z niechęcią na kolumnę Zygmunta, na króla trzymającego szablę w dłoni w chwili, gdy przewodniczący „Solidarności” przypominał słowa ministra spraw wewnętrznych, że państwo ma monopol na stosowanie siły, i deklarował, że manifestanci nie zamierzają jej używać. Zebrzydowski także nie chciał wojny z władzą. Zamierzał przywołać króla do porządku, chciał sprawić, by obywatele mieli większy wpływ na rządy i zapobiec wprowadzeniu absolutyzmu.

Niepokój szlachty

Mikołaj Zebrzydowski stanął na czele części szlachty – jak dużej, nie wiemy, nie było wtedy „sodnażowni” – niezadowolonej z Zygmunta III. Istniały ku temu powody. Król był wpatrzony w Sztokholm, chciał, wykorzystując polski tron, zdobyć koronę w rodzinnej Szwecji, miał tajne konszachty z Habsburgami. Ta polityka zagraniczna zdaniem rokoszan nie była zgodna z interesem Rzeczypospolitej.

„Ojcze nasz, królu polski, który mieszkasz w Warszawie,/U nas w niedobrej sławie/Święć się w Szwecyjej imię twoje,/Gdzie są z dawna twoje pokoje./Przydź do królestwa twego szwedzkiego,/A zaniechaj polskiego i księstwa litewskiego […]/ I nie wywódź nas na pokuszenie na wojnę ze Szwedami/Bo jej dla ciebie doma dosyć mamy” – zwracano się w satyrycznej modlitwie do Zygmunta III.

Zdumienie i oburzenie wywołał ślub króla z siostrą zmarłej żony. Uważane to było niemal za kazirodztwo, a Piotr Skarga, skądinąd orędownik silnej władzy królewskiej, zamierzał nawet opuścić dwór.

Mikołaj Zebrzydowski

Chcąc jeszcze bardziej zniechęcić szlachtę do Zygmunta III, Zebrzydowski sugerował, że wie o jakichś niecnych postępkach króla, które miałyby go ostatecznie skompromitować. Jednak w istocie zdyskredytował się sam, nie odpowiadając na publiczne wezwanie Sejmu do ujawnienia rzekomych niegodziwości.

Rokoszanie i regaliści

Chociaż Zebrzydowski był zaprzysięgłym katolikiem, w obozie rokoszan znalazła się szlachta protestancka, która chciała zagwarantowania i potwierdzenia wolności religijnej.

Rokoszanom się nie podobało, że król pragnie wzmocnić swą władzę. Jednak Zygmunt III chciał jednocześnie wzmocnić państwo. Postulował bowiem, by uchwały na sejmie zapadały większością głosów, chciał stałej armii i stałych na nią podatków. W planach wzmocnienia władzy widziano jednak zagrożenie dla szlacheckiej wolności, ale także swawoli. Jednym z przywódców rokoszu był Stanisław Stadnicki, słynny warchoł. W ulotnym druku pisano o nim: „Stadnicki, dyabeł wcielony/Puścił głosy na wsze strony, że pana z królestwa zrzucili, Krążąc, ryczy bałamuci/Drudzy też mu pomagali/Panu w kasze narzucali/I braci skupili wiele/Gniew, nienawiść broi śmiele”.

Hołd carów Szujskich

Szlacheckie społeczeństwo było podzielone. Konkurencyjny wobec rokoszan zjazd odbył się w Wiślicy. Przy królu gromadzili się regaliści, którzy przeciwstawiali się rokoszanom, ale byli dalecy od tego, by wzmacniać władzę króla. Chcieli tylko bronić monarchy i jego autorytetu.

Zebrzydowski zakwestionował zdolność Sejmu do zajęcia się pretensjami wobec króla i spełnienia postulatów rokoszan. Proponował, by ogół szlachty sprawował kontrolę nad posłami. „Myśl ta, leząca u podstaw wszystkich demokracji o charakterze lokalnym, była ułudą w warunkach ogromu Korony i Litwy” – pisał Andrzej Sulima-Kamiński w „Historii Rzeczypospolitej wielu narodów”.

Gdy Sejm nie uwzględnił postulatów rokoszan, Zebrzydowski triumfował. Uzyskał dowód na to, że po Sejmie nie można się niczego dobrego spodziewać.

200 zabitych pod Guzowem

Mimo prób ugody doszło do wypowiedzenia posłuszeństwa królowi, a 5 lipca 1607 r. do bratobójczej bitwy pod Guzowem. Naprzeciwko rokoszan stanęły wojska królewskie, z hetmanami Stefanem Czarnieckim i Janem Chodkiewiczem na czele. Początkowo szczęście sprzyjało rokoszanom. Obóz królewski był zagrożony. Jednak Zygmunt III osobistym przykładem powstrzymał panikę i wycofywanie się swoich żołnierzy.

Czytaj też:
Bar, Bóg i Ojczyzna. Zapomniane pierwsze powstanie narodowe

Tak widział bitwę autor wiersza o rokoszanach „Nagrobek pobitego o wolności rycerstwa polskiego pod Guzowem”: „Gardła swe położyli dla drogich wolności/Krew ich droga rozlano w surowej srogości/Ojczyznę miłowali jako cni synowie/Samsiedzi ich pobili, brzydcy wyrodkowie/Legliście cni rycerze, moja szlachto droga/Pożarła was ręka Kainowa sroga/Nieszczerze z wami poszli bracia nieżyczliwi/Na waszą śmierć czyhali jak lwi popędliwi”.

Był to jednak utwór propagandowy. Jak bowiem pisze Radomir F. Grabowski, autor monografii Guzowie, nie była to krwawa bitwa. Wśród walczących nie było bowiem wrogości, jaką cechuje się wojna domowa. Część walczących nie cięła szablą, lecz płazowała się nawzajem. Hetman Chodkiewicz użył nawet w stosunku do rokoszan słowa „niebożątka”. Być może jednak stosunkowo niewielka liczba ofiar (200 zabitych) była spowodowana tym, że walczących pokonała burza.

Jeśli rokoszanie chcieli zagrodzić Zygmuntowi III drogę do absolutyzmu, to krew zabitych pod Guzowem nie poszła na marne. Mimo porażki zbuntowanej szlachty król odstąpił od wzmocnienia swojej władzy. Niestety – także od wzmocnienia roli Sejmu, systemu podatkowego i armii.

Artykuł został opublikowany w 8/2013 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.