Pierwsza odsiecz Wiednia. Polscy katolicy gromią protestantów
  • Maciej RosalakAutor:Maciej Rosalak

Pierwsza odsiecz Wiednia. Polscy katolicy gromią protestantów

Dodano: 
Polska jazda na obrazie Józefa Brandta, 1890 r.
Polska jazda na obrazie Józefa Brandta, 1890 r. Źródło: Wikimedia Commons
Pod Humenné lisowczycy otoczyli wojska Rakoczego. Siedmiogrodzianie zostali rozgromieni.

O bitwie pod Humenné w 1619 r. niemal zupełnie zapomnieliśmy. Jakoś się zawieruszyła, zepchnięta w cień dziejów przełomu drugiej i trzeciej dekady XVII w. przez tragiczną klęskę pod Cecorą w 1620 r. i chwalebną obronę Chocimia przed Turkami rok później. Zaskakuje nas to, że pod Humenné polscy lisowczycy pokonali Węgrów i że bitwa ta miała niezwykle istotne znaczenie dla przebiegu wojny trzydziestoletniej, czyli dla historii całej Europy. I, co najważniejsze, nie łączymy tych wszystkich faktów w jeden związek przyczynowo-skutkowy.

A przecież zwycięstwo pod Humenné we wschodniej Słowacji, odniesione w dniach 22–23 listopada 1619 r. przez chorągwie jazdy lisowskiej nad wojskiem siedmiogrodzkim Jerzego Rakoczego, spowodowało skutki nieodwracalne i dalekosiężne. Po pierwsze, protestancki książę siedmiogrodzki Gábor Bethlen, który stanął po stronie czeskich współwyznawców w wojnie z katolickim cesarzem i oblegał właśnie Wiedeń, musiał zwinąć oblężenie, aby chronić własne ziemie przed niespodziewaną dywersją z polskiej strony. Umożliwiło to Habsburgom zebranie sił (wraz z kolejną ekspedycją lisowczyków, a jakże!) i pokonanie czeskich buntowników oraz ich protestanckich sojuszników na Białej Górze pod Pragą w roku następnym.

Po drugie, bitwa w słowackich Karpatach zwróciła na Rzeczpospolitą „oko Saurona”, że posłużę się określeniem z Tolkiena. Oto sułtan imperium osmańskiego, które do tej pory – poza łupieżczymi wyprawami i kontrwyprawami tatarskimi oraz kozackimi czy próbami sił w Mołdawii – nie miało większych zatargów z państwem polsko-litewskim, poczuł się przez nie napadnięty. I tak Rzeczpospolita, która za poprzednich królów unikała jak ognia wojny z Turcją, za Zygmunta III Wazy stała się celem wyprawy jednej z najpotężniejszych wówczas armii świata.

W sukurs cesarzowi

Wiele już krytycznych uwag – z Pawłem Jasienicą na czele – napisano o fatalnych dla Polski poczynaniach pierwszego z Wazów na naszym tronie. Wplątanie nas w konflikt ze Szwecją, zaprzepaszczenie historycznych szans, jakie niosły zwycięstwa nad Moskwą, a wreszcie sprowadzenie nam na kark całej potęgi tureckiej – to najważniejsze zarzuty. Co więcej, wojna z Osmanami nic nam absolutnie nie dawała ani dać nie mogła.

Lisowczycy - akwarela Juliusza Kossaka

A właśnie wojnę oznaczało uderzenie na Bethlena. Na początku XVII w. służył on rodowi książąt siedmiogrodzkich Batorych – Zygmuntowi i jego następcy Gaborowi. Korzystając z osłabienia tego ostatniego i wsparcia Turków, obalił go i został wiernym oraz posłusznym lennikiem sułtana. Owemu kalwińskiemu księciu – podobnie jak jego muzułmańskiemu mocodawcy – bardzo zależało na klęsce cesarza Ferdynanda II, nominalnie świeckiego przywódcy świata rzymskokatolickiego, noszącego przy tym tytuł węgierskiego króla.

Dlatego jesienią 1619 r. Gábor Bethlen ruszył na północne Węgry (czyli Słowację) i zajął Bratysławę, gdzie w jego ręce wpadły koronacyjne insygnia węgierskie. Następnie połączył swe siły z oddziałami czeskimi, morawskimi oraz śląskimi i ruszył pod Wiedeń. Oblężenie cesarskiej stolicy spowodowało błagania – tak jak kilka dziesięcioleci później u Jana Sobieskiego – habsburskiego wysłannika, węgierskiego magnata Jerzego Hommonaya, o pomoc Zygmunta III. Ten nie musiał, jak Jan III, ani dążyć do odzyskania Podola z Kamieńcem, ani potwierdzać roli Rzeczypospolitej w polityce europejskiej. Mógł poprzestać na wyrazach współczucia...

Wsparcie cesarstwa, które wiele razy dawało nam poprzednio dowody niechęci i egoizmu – przy narażeniu na szwank stosunków z Portą Otomańską – nie leżało w interesie Rzeczypospolitej. Przecież nie pomszczenie jagiellońskich królów węgierskich – Władysława pod Warną i Ludwika pod Mohaczem – ale doskonałe stosunki Krakowa ze Stambułem za Sulejmana Wspaniałego (i jego Roksolany) powinni ówcześni rodacy pamiętać i pielęgnować. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę szlachta, która z reguły niechętnie dawała pieniądze na wojnę, a jeszcze bardziej niechętnie sama ruszała w pole. W tym przypadku miała jednak rację, zdecydowanie sprzeciwiając się zaatakowaniu sułtańskiego lennika. Przeciwnikiem zbrojnej interwencji polskiej był też doświadczony wódz i polityk, hetman Stanisław Żółkiewski.

Mimo wrodzonej arogancji Zygmunt III zechciał w tym przypadku uniknąć otwartego konfliktu z narodem szlacheckim, cichcem przekupił część senatorów i za ich zgodą postanowił wysłać lisowczyków w sukurs Ferdynandowi II. Po dywilińskim pokoju z Moskwą stali oni na kresach, traktowani przez tamtejszą społeczność jako dopust Boży. Królowi było tym łatwiej wysłać ich właśnie, ponieważ nie stanowili części wojsk kwarcianych, nie podlegali więc władzy hetmańskiej, lecz bezpośrednio królowi. Oczywiście, manewru tego nie udało się ukryć ani przed szlachtą, ani przed sułtanem. I szlachta, i sułtan zawrzeli oburzeniem. Szlachta – bo ją oszukano, narażając na straszną wojnę. Sułtan – bo został obrażony. Tak wyrósł ponury cień Cecory i Chocimia, a w dalszej przyszłości również kolejnego najazdu szwedzkiego, tym razem „boga wojny” Gustawa Adolfa...

Czytaj też:
Jeden przeciw 150. Tak walczyli husarze Marcina Kazanowskiego

Klęska Rakoczego

Walenty Rogowski (Rogawski), który został dowódcą wojsk lisowskich po płk. Stanisławie Czaplińskim, wyruszył błyskawicznie ku węgierskiej granicy. Szedł komunikiem, czyli bez taborów, jak zwykle poruszali się wzorem Tatarów jego żołnierze, potrafiący dziennie przebyć nawet 150 km. Nie wiemy, ilu dokładnie lisowczyków ruszyło na Słowację. Podaje się liczby od 8 do 10 tys. Spotyka się jednak też liczbę 2 tys., ale nie wiadomo, czy jest ona zaniżona, aby tym bardziej podkreślić męstwo i skuteczność polskiej jazdy, czy wymienia się jedynie lisowczyków mających status towarzyszy.

Artykuł został opublikowany w 10/2018 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.