W cieniu gilotyny. Za Boga i króla! Film, który otwiera oczy
  • Anna SzczepańskaAutor:Anna Szczepańska

W cieniu gilotyny. Za Boga i króla! Film, który otwiera oczy

Dodano: 
Kadr z filmu „Wandea. Zwycięstwo albo śmierć”
Kadr z filmu „Wandea. Zwycięstwo albo śmierć” Źródło:rafaelfilm.pl
Film „Wandea. Zwycięstwo albo śmierć” polską premierę będzie miał już 29 grudnia. To opowieść o zbrodniach francuskich rewolucjonistów, którzy Wandejczykom wiernym królowi i katolickiej wierze urządzili rzeź. O tych wydarzeniach wciąż mówi się za mało. Rewolucjoniści zabili wówczas nawet 200 tysięcy ludzi.

„Wandea. Zwycięstwo albo śmierć” opowiada o rzeczach niewygodnych dla Francuzów. Nikt nie lubi się w końcu chwalić wydarzeniami tak niechlubnymi, jak wojna domowa, zwłaszcza, że ewidentnie tylko jedna ze stron winna jest rozpętania tego seansu śmierci. Ludobójstwo francusko-francuskie, jak określił niegdyś powstanie wandejskie historyk Reynald Secher, to prawdopodobnie najgorsze i najbardziej krwawe karty z dziejów Francji.

Zakłamany obraz

Wielka Rewolucja Francuska była czymś koniecznym, a bez niej Europa nie zaznałaby postępu. To ona ukształtowała współczesny świat. Wcześniej ludzie uciśnieni byli przez absolutystyczną monarchię, zdani na łaskę i niełaskę rozpasanego i ociekającego złotem dworu królewskiego. To rewolucja francuska, która garściami czerpała z ideałów oświecenia, otworzyła ludziom oczy, dodała odwagi, aby zburzyli istniejący porządek, odrzucili tradycję, wiarę, monarchię. Ludzkość dopiero po 1789 roku poznała, czym są prawa człowieka, demokracja i rządy ludu..

Obraz przedstawiający topienie ludności Wandei. Autor: Joseph Aubert

Można rzec, że właśnie taki, jak powyżej, obraz rewolucji francuskiej wylewa się ze znakomitej większości szkolnych podręczników na całym świecie i właśnie taki obraz wrył się w świadomość kolejnych pokoleń. Owszem, w tym wyidealizowanym wizerunku „czarną owcą” są jakobini, na czele z Maximillienem Robespierre’em, który wskazywany jest jako wynaturzenie rewolucji. Jakobiński Wielki Terror nie jest jednak wypaczeniem idei rewolucyjnej, lecz, co trzeba podkreślić, jej idealnym przykładem. „Dla wrogów wolności nie ma wolności” – mawiano w końcu. I choć trudno bronić zrujnowanej francuskiej gospodarki i skostniałych układów na dworze Ludwika XVI, to nie sposób aprobować mordów, gwałtów i przemocy, która stała się codziennością we Francji po 14 lipca 1789 roku. Zgilotynowanie króla w styczniu 1793 roku było dopełnieniem anarchii i festiwalu śmierci, jaki rewolucjoniści zgotowali własnemu narodowi. Zabijając króla udowodnili, że dla nikogo i niczego nie będzie żadnej litości.

Zwycięstwo albo śmierć

Krótko po wybuchu rewolucji francuskiej powstała pierwsza koalicja antyfrancuska. Europejscy przeciwnicy Francji chcieli wykorzystać jej wewnętrzne problemy i dodatkowo ją osłabić. Poza tym (może przede wszystkim) pragnęli nie dopuścić, aby nastroje rewolucyjne rozlały się na kraje ościenne i zagroziły panującym dynastiom w innych państwach. Od 1789 roku Francja nieustannie potrzebowała rekruta do kolejnych kampanii wojennych. W kraju tymczasem panowała coraz trudniejsza sytuacja. Niepokornych siłą „przekonywano”, aby przeszli na właściwą, czyli rewolucyjną stronę. Wydano wojnę monarchistom i Kościołowi katolickiemu. Księży zmuszano do podpisania tzw. konstytucji cywilnej kleru, która, de facto, rozrywała więzy łączące francuski Kościół z Rzymem i oddawała duchownych do dyspozycji wodzów rewolucji. Każdy, kto odmawiał przyjęcia dokumentu był szykanowany i zabijany. Oficjalnie we Francji działali jedynie „rewolucyjni” księża.

„Bóg i Król” – symbol powstańców wandejskich

W 1793 roku doszło do otwartego buntu w Wandei, jednej z francuskich prowincji. Ludzie nie aprobowali „konstytucyjnych” księży, a ponadto sprzeciwiali się zapowiadanemu zaciągowi do wojska. Obawiano się, że władze zabiorą w końcu z prowincji wszystkich mężczyzn i nie będzie komu pracować na roli. Czarę goryczy przechyliło zamordowanie Ludwika XVI. W marcu 1793 roku w Wandei wybuchło powstanie, którego najważniejszym hasłem stało się: „Za Boga i króla!”.

Film „Wandea. Zwycięstwo albo śmierć” zaczyna się w chwili, kiedy powstanie wandejskie już trwa. Na czele Armii Katolickiej i Królewskiej, jak nazwali się Wandejczycy, staje wówczas były wojskowy, oficer François de Charette, namówiony, a w zasadzie przymuszony do tego przez powstańców. Charette wie, że zryw skazany jest na porażkę i ma początkowo duże opory, aby dołączyć do rojalistów. W końcu jednak zgadza się stanąć na czele armii, a z czasem zamienia się w charyzmatycznego dowódcę, za którym podążają tysiące wandejskich chłopów i szlachciców.

Kadr z filmu  „Wandea. Zwycięstwo albo śmierć”

Film Paula Mignot i Vincenta Motteza nie ucieka od trudnych tematów i scen. Charette pokazany jest całkiem wiernie, jako człowiek mający duże wątpliwości i wewnętrzne rozterki. Także Wandejczycy nie są pokazani jednowymiarowo – widać wśród powstańców ludzi zagubionych, przerażonych i zrezygnowanych, którzy nie widzą sensu w dalszej walce. Pewne zawahanie i cienie wyrzutów sumienia widać nawet u rewolucyjnych oficerów skazujących tysiące niewinnych ludzi na gilotynę, którzy musieli stosować się do rozkazu Konwentu o zdławieniu wandejskiego powstania wszelkimi sposobami („Przeprowadzić eksterminację wszystkich powstańców, do ostatniego człowieka. Spalić ich farmy, wygnieść tych tchórzy jak pchły. Skruszyć tych ohydnych Wandejczyków”).

„Zwycięstwo albo śmierć” dobrze oddaje realia tamtych dni. Osoby przyzwyczajone do poprawnościowych wersji historycznych filmów uprzedzę, że nawet obecność kobiet w szeregach wandejskiej armii jest uzasadniona – takie przypadki faktycznie miały miejsce. Jedynym, moim zdaniem, mankamentem filmu jest to, iż brakuje w nim wstępu, kontekstu wydarzeń, o których opowiada. Dla osób znających dzieje rewolucji francuskiej nie będzie to stanowiło problemu, jednak dla mniej „wprawnych” historycznie widzów, nie do końca niezrozumiałe niestety może być to, dlaczego Francuzi walczą z Francuzami.

Film o powstaniu wandejskim to odważne dzieło. Wcześniej niewielu twórców poruszało ten drażliwy dla większości Francuzów temat. Choć film nie napawa optymizmem, warto go obejrzeć, aby lepiej pojąć grozę tamtych dni i rozterki ludzi, którzy mając w perspektywie śmierć na gilotynie, szli z widłami przeciwko własnym rodakom, którzy siłą chcieli ich nawracać na drogę „postępu”, deptając wszystko, w co Wandejczycy wierzyli.

Dobrze, że powstał niezakłamany przez polityczną poprawność film o Wandei. Jest to dzieło, które, mam nadzieję, wielu ludziom otworzy oczy. Rewolucja francuska wyrządziła w końcu światu znacznie więcej złego, niż dobrego. Najlepszym na to przykładem jest bolszewcki przywódca Włodzimierz Lenin, który właśnie francuski rewolucyjny terror uważał za najdoskonalszą formę walki ze starym porządkiem.

Czytaj też:
Wandea. Powstanie i ludobójstwo. Nierozliczona zbrodnia rewolucyjnej Francji
Czytaj też:
Zdobycie Bastylii. Początek końca najstarszej córy Kościoła
Czytaj też:
Maximilien de Robespierre. Krwawy przywódca rewolucji francuskiej
Czytaj też:
Wandea. Zwycięstwo albo śmierć

Źródło: DoRzeczy.pl