Katastrofa w Darłowie. Tamten rok pamiętany jest do dzisiaj

Katastrofa w Darłowie. Tamten rok pamiętany jest do dzisiaj

Dodano: 
Zamek Książąt Pomorskich w Darłowie
Zamek Książąt Pomorskich w Darłowie Źródło: Wikimedia Commons / Ewkaa, CC BY-SA 3.0
16 września 1497 roku doszło do wydarzeń, które zapisały się w dziejach Darłowa oraz pamięci mieszkańców na długie lata.

16 września 1497 roku zapisał się zapewne jako najgorszy dzień w dziejach Darłowa i Darłówka. Tego dnia potężna fala tsunami niemal zmyła z powierzchni ziemi obydwie miejscowości.

Tsunami na Bałtyku

Pod koniec XV wieku Pomorze znajdowało się we władaniu księcia Bogusława X, który był powszechnie szanowany za rozsądną politykę prowadzącą do wzmocnienia więzi z państwami bałtyckimi oraz z Polską. Za jego czasów znaczenie gospodarcze Pomorza wciąż rosło. W 1496 roku Bogusław udał się z pielgrzymką do Ziemi Świętej zostawiając Pomorze pod opieką swej żony Anny Jagiellonki (była ona córką polskiego króla Kazimierza Jagiellończyka), której doradzać mieli biskup kamieński Benedykt Wallenstein oraz kanclerz Jerzy Kleist. To właśnie oni musieli zmierzyć się ze skutkami kataklizmu, jaki nastąpił w połowie września 1497 roku.

Jedną z siedzib książąt pomorskich był zamek w Darłowie wybudowany już w 1352 roku za panowania księcia Bogusława V. Tam w 1497 roku mieszkała księżna Anna wraz z dziećmi. „Ranek tego pamiętnego dnia [tj. 16 września] był podobny do innych dni, tylko znacznie bardziej wietrzny. Wiejący z północnego zachodu silny wiatr wywołał sztorm. W południe wiatr dął już z mocą huraganu, zrywając połacie dachów, powalając drzewa i stare mury." – notował później kronikarz księżnej.

Księżna pomorska Anna Jagiellonka, córka Kazimierza Jagiellończyka

Nagle wody Bałtyku spiętrzyły się, a w stronę lądu zaczęła pędzić potężna fala sztormowa mająca kilkanaście (a może nawet 20) metrów wysokości. Zanim ludzie ujrzeli olbrzymie fale usłyszeli jeszcze groźne pomruki, które nazwano „niedźwiedziem morskim”. Woda zupełnie zalała Darłówko i szła dalej. Ludzie uciekali w panice w głąb lądu. Władze Darłowa nakazały zamknięcie bram miejskich. Wiele osób, z rozkazu księżnej Anny, zdążyło się jeszcze skryć za murami miasta, liczni mieszkańcy udali się do kościołów i kaplic szukając schronienia i błagając Boga o ratunek.

Darłówko było zupełnie zniszczone. Wielka fala zrujnowała nabrzeże portowe i wyrzuciła na ląd cztery zacumowane statki. Woda, która dotarła do granic Darłowa miała jeszcze około 3 metry wysokości. Wdarła się ona do spichlerzy i magazynów, zalała piwnice, gdzie trzymano piwo i wino, a także sady. Utonęło podobno bardzo wiele bydła. Na szczęście, być może dzięki szybkiej reakcji księżnej i władz Darłowa, kroniki nie odnotowały strat w ludziach. Odbudowa miasta trwała jednak wiele kolejnych lat, zaś Darłówko zakładano niemal od początku.

Zgodnie z badaniami przeprowadzonymi w ostatnich latach wszystko wskazuje na to, że przyczyną fali tsunami był wybuch metanu zalegającego na dnie Morza Bałtyckiego, wywołany przez wstrząsy sejsmiczne. Wskazywałby na to m.in. opisywany w kronikach „morski ryk” określany jako „niedźwiedź morski”.

Od końca XV wieku, ku pamięci wydarzeń, jakie miały miejsce 16 września 1497 roku, ulicami Darłowa, z kościoła św. Gertrudy do kościoła Mariackiego, przechodzi procesja, a wszyscy uczestnicy modlą się w intencji bezpiecznego Bałtyku.

Czytaj też:
"Wszystkie mury jakby zwalić się miały". Trzęsienia ziemi w Polsce. Które było największe?
Czytaj też:
Kościół w Trzęsaczu. Jedyna taka świątynia w Polsce

Źródło: DoRzeczy.pl / natemat.pl, naszemiasto.pl