Poznań czerwiec roku 1956 oprócz prawdziwej twarzy władzy „ludowej” pokazał jeszcze ogromną niemoc struktur wewnętrznych państwa. Siły policyjne oddelegowane do pacyfikacji robotniczych wystąpień nie posiadały dostatecznych umiejętności, ani też specjalistycznego sprzętu. Komunistyczni decydenci zrozumieli, że podobnych wystąpień będzie zapewne więcej, a także, że do wygaszania tego typu rozruchów potrzebne będą zmotoryzowane jednostki Milicji Obywatelskiej…
Po prostu ZOMO
W grudniu 1956 roku Rada Ministrów uchwaliła podstawę prawną do działania ZOMO. Rok później rozpoczęto formowanie oddziałów. Celem ZOMO miało być szybkie reagowanie, dlatego też oddziały zyskały status zmotoryzowanych. Zostały one podporządkowane dowództwu Milicji Obywatelskiej. Początkowo przewidywano dla ponad 6 tysięcy etatów, ale ta liczba została szybko przekroczona. Sytuacja ta obrazuje jak istotne znaczenie dla podtrzymania władzy przez obóz komunistyczny miały mieć nowe jednostki. Chrztem bojowym ZOMObyła pacyfikacja protestu mieszkańców podrzeszowskiej wsi Lutoryż - 7 marca 1957 r. Chcieli oni zwrotu tamtejszej parafii jej majątku ziemskiego. Przeciwko 400 protestującym wystąpiło 90 zomowców.
W swoim żywiole
Typowymi akcjami dla ZOMO były wystąpienia przeciwko władzy „ludowej”. W 1957 r. funkcjonariusze skutecznie spacyfikowali strajk łódzkich tramwajarzy. W tym samym roku po raz pierwszy pojawiły się ofiary śmiertelne Podczas tłumienia protestów związanych z likwidacją periodyku "Po Prostu” zamordowany został 17 – letni licealista Henryk Wasilewski. Młody człowiek zginał od serii wystrzelonej z broni maszynowej. Z kolei inny uczestnik manifestacji zmarł na pogotowiu. Trzy lata później oddziały ZOMO zostały zaangażowane w zajścia w Nowej Hucie, gdzie mieszkańcy usilnie dążyli do budowy kościoła. Wówczas zginęły z rąk ZOMO trzy osoby. Marzec 1968 roku także naznaczony był aktywnością funkcjonariuszy ZOMO. W trakcie studenckich protestów brutalnie bito młodzież oraz kobiety. Marcowe wydarzenia przyczyniły się niechlubnie do rozwoju ZOMO. Władze zadowolone z efektów pracy jednostek doposażyły je w dodatkowy, nowoczesny jak na tamte czasy sprzęt.
W 1970 roku, podczas zamieszek w Gdańsku oddziały ZOMO nie potrafiły skutecznie stłumić zamieszek. Robotnicy, demonstrujący przeciwko podwyżkom cen żywności, nie dali się rozpędzić - podpalając Komitet Wojewódzki Partii. Władze, chcąc za wszelką cenę stłumić protesty, zdecydowały się wyprowadzić na ulice wojsko. Miały miejsce liczne ofiary śmiertelne. W walkach ulicznych z robotnikami zginęli też funkcjonariusze milicji, a kilkudziesięciu innych zostało rannych.
Po tych wydarzeniach na stosownych szczeblach władzy podjęto decyzje o przeorganizowaniu ZOMO tworząc Batalion Centralnego Podporzadkowania. Dlatego już podczas rozpędzania demonstracji w Radomiu i Ursusie funkcjonariusze ZOMO posiadali wysokiej klasy, zachodni sprzęt.
Schyłek
Po karnawale „Solidarności” w wielu miejscach w Polsce wybuchały strajki i demonstracje. Do ich tłumienia wysyłano właśnie zomowców. Szczególnym zadaniem, które stanęło przed milicją był stan wojenny – wprowadzony 13 grudnia 1981 roku. ZOMO użyto do pacyfikacji zakładów pracy, w których robotnicy protestowali przeciwko władzy Jaruzelskiego i jego obozu. Dokonywano brutalnych pobić opozycjonistów. Tragiczne w skutkach wydarzenia miały miejsce w kopalni „Wujek”. Pluton specjalny ZOMO zmasakrował strajkujących górników, zabijając 9 osób. To szczególnie wtedy ZOMO stało się powszechnie znienawidzone przez Naród. W okresie stanu wojennego funkcjonariusze ZOMO wykazywali się szczególną brutalnością i okrucieństwem wobec protestujących. Do końca stanu wojennego przypisuje się im zabójstwo 25 osób.
Zmotoryzowane Odwody Milicji Obywatelskiej oficjalnie przestały istnieć 7 lipca 1989 roku. W ich miejsce wprowadzono Oddziały Prewencji Milicji Obywatelskiej. W III Rzeczpospolitej odbyło się kilka procesów byłych zomowców. Oskarżano ich o łamanie praw człowieka. Szerokim echem odbił się proces milicjantów z plutonu specjalnego ZOMO, oskarżonych o zabicie 9 górników w czasie tłumienia strajku w kopali „Wujek”. Po trwającym od 1981 roku procesie skazano 15 funkcjonariuszy na kary więzienia. Jednak w przeważającej większości sprawcy zabójstw z czasu stanu wojennego pozostają bezkarni. Przyczyniło się do tego zacieranie śladów zbrodni i niszczenie dowodów przez organa ścigania w ostatnich latach komunizmu.
Czytaj też:
Czerwiec 1976. Protesty w Radomiu, Płocku i UrsusieCzytaj też:
Walka o krzyż w Nowej Hucie. Komunistyczne marzenia o mieście bez BogaCzytaj też:
Masakra w kopalni ''Wujek''. Prof. Dudek: Chodziło o demonstrację siły