Cisza nad "masą upadłościową"

Cisza nad "masą upadłościową"

Dodano: 
Żołnierze 5. Wileńskiej Brygady AK. Od lewej: ppor. Henryk Wieliczko „Lufa”, por. Marian Pluciński „Mścisław”, mjr Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka”, Jerzy Lejkowski, „Szpagat”, por. Zdzisław Badocha „Żelazny”
Żołnierze 5. Wileńskiej Brygady AK. Od lewej: ppor. Henryk Wieliczko „Lufa”, por. Marian Pluciński „Mścisław”, mjr Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka”, Jerzy Lejkowski, „Szpagat”, por. Zdzisław Badocha „Żelazny” Źródło: Instytut Pamięci Narodowej
Kazimierz Krajewski, Tomasz Łabuszewski || Przekonanie, że zdołaliśmy już trwale wpisać Żołnierzy Wyklętych do kanonu polskich bohaterów, jest założeniem złudnym, a w dłuższej perspektywie wręcz zgubnym.

Zbliża się 1 marca 2023 r. i 13. już raz obchodzić będziemy dzień poświęcony bohaterom polskiej antykomunistycznej konspiracji niepodległościowej. Na kilka dni temat stanie się znów aktualny – przejściowo skupiając uwagę opinii publicznej. Po raz kolejny w publikatorach będących sztandarowymi pismami odpowiedzialnymi za podgrzewanie współczesnej „wojny plemiennej” pojawią się takie same z grubsza artykuły. Z jednej strony prezentujące – często bezrefleksyjnie – heroizm Żołnierzy Wyklętych. Z drugiej zaś ukazujące ich rzekome „zwyrodnienie”, rzekome jednoznaczne polityczne – prawicowe – konotacje i rzekomy brak dorobku na drodze do odzyskania przez Polskę niepodległości. Słowem – nic nowego. Następnie na kilkanaście kolejnych miesięcy zapadnie w zasadzie głucha cisza, aż do kolejnego 1 marca. Powstaje pytanie: Dlaczego temat ogniskujący jeszcze do niedawna zainteresowanie sporej grupy polskiego społeczeństwa znalazł się na mieliźnie?

Rwąca rzeka i mały strumyk

Powodów takiego stanu rzeczy jest co najmniej kilka. Pierwszy ma związek z nieuchronnym upływem czasu i naturalnym wykruszeniem się ostatnich autentycznych – bezpośrednich – świadków zbrojnego oporu po 1944 r. Nie ma już w zasadzie środowisk kombatanckich, które mogłyby stanowić jakąś realną siłę nacisku na media, środowiska akademickie, władze samorządowe, nie mówiąc już o politykach. Nie ma już komu animować poważnych merytorycznych dyskusji, społecznych inicjatyw związanych chociażby z upamiętnieniami. Nie ma wreszcie komu dzielić się zwłaszcza z młodym pokoleniem swoimi doświadczeniami walki o wolną Polskę. Brak tej kategorii świadków – uczestników dyskursu publicznego – stał się, zwłaszcza w kontekście deprecjacji autorytetów naukowych, moralnych, szczególnie dojmujący zwłaszcza dla tych, którzy ogarniają swoją pamięcią takie osoby jak: Elżbieta Zawacka, Barbara Otwinowska, Lidia Lwow, Maria Mirecka-Loryś, Ruta Czaplińska, Stanisław Karolkiewicz, Stanisław Oleksiak, Władysław Bartoszewski. Jakże nam wszystkim ich dzisiaj brakuje.

Drugi i z pewnością ważniejszy z powodów owej słabości dyskursu publicznego o Żołnierzach Wyklętych dotyczy jakości badań naukowych dotyczących tej problematyki, a w zasadzie prawie jego braku (ostatnia dyskusja merytoryczna historyków mających zdecydowanie różne poglądy na temat znaczenia zjawiska Żołnierzy Wyklętych miała miejsce w „Więzi” w 2017 r. – „»Żołnierze wyklęci«: między historią a popkulturą”). Dwa środowiska naukowe, które u progu lat 90. były prekursorami w tym zakresie, a więc krakowskie, skupione wokół śp. prof. Janusza Kurtyki, i warszawskie – stworzone niegdyś przez śp. prof. Tomasza Strzembosza – abdykowały właściwie z tej roli na własne życzenie. Ich członkowie (poza wspólnym przygotowaniem dwóch wersji „Atlasu podziemia niepodległościowego” wydanego przez IPN) oraz twórcy popularnonaukowej pracy „Wyklęci 1944–1963. Żołnierze podziemia niepodległościowego w latach 1944–1963” – opartej na przygotowanych wcześniej dodatkach do „Rzeczpospolitej”) bądź zajęli się innymi tematami, bądź też stali się pełnoprawnymi uczestnikami „politycznej wojny plemiennej” – niewnoszącej do badań niczego konstruktywnego.

Artykuł został opublikowany w 3/2023 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.