Wierzchowiny – historia do rewizji

Wierzchowiny – historia do rewizji

Kobiety opłakujące pomordowanych w Wierzchowinach
Kobiety opłakujące pomordowanych w Wierzchowinach Źródło: PAP
Dodano: 
Powszechnie uważa się, że masakry w Wierzchowinach dokonały Narodowe Siły Zbrojne. W sprawie istnieje jednak wiele znaków zapytania.

Poniższy artykuł to odpowiedź na krytyczną recenzję książki Mariusza Bechty i Wojciecha Muszyńskiego pt. „Przeciwko Pax Sovietica”. Recenzję – która ukazała się w „Historii Do Rzeczy” dwa miesiące temu - napisał Arkadiusz Karbowiak, jeden z twórców Muzeum Wyklętych. (Redakcja)


Fakty i interpretacje to chleb powszedni pracy historyka. Codzienność współczesnego skryby to nie tylko czytanie opracowań innych badaczy i bezrefleksyjne powielanie ich ustaleń, lecz nieustannie prowadzone własne kwerendy archiwalne pogłębione rozmowami z uczestnikami badanych wydarzeń lub ich rodzinami. Jest to permanentny proces, którego końca nie widać. Sceptycyzm i krytycyzm pozwala historykowi na udzielenie przekonywującej odpowiedzi na pytanie: „jak było?” i na dotarcie do sedna pogmatwanych wydarzeń, zwłaszcza tych z gatunku mikrohistorii. Kwantyfikatory moralne użyte we wstępie przez publicystę miesięcznika „Historia Do Rzeczy” są o tyle nie na miejscu, że sugerują czytelnikowi wyczerpanie wszelkich możliwych źródeł owych nowych faktów. Jest to perspektywa fałszywa i metodologicznie naganna.

W przypadku polskiej prowincji po II wojnie światowej rekonstrukcja dynamicznych epizodów jest szczególnie utrudniona z powodu znikomej liczby zachowanych świadectw, zwłaszcza tych nie powstałych przy użyciu tortur, szantażu śledczych komunistycznej policji politycznej a potem nagłośnionych przez reżimowych propagandystów. Bez skrupułów manipulowano informacjami, posuwając się do jawnej dezinformacji. Ta skaza rzutuje na ich wiarygodność u zarania ich powstania. Dodatkowo dzisiaj, ich rozproszenie w zasobie archiwalnym lub pozostawanie w prywatnych rękach wydłuża proces zbudowania finalnej narracji historycznej.

Monografia o Narodowym Zjednoczeniu Wojskowym z założenia nie była pracą stawiającą sobie za cel definitywne wyjaśnienie okoliczności likwidowania mieszkańców wsi. Bo jest to zadanie obarczone nadal ryzykiem powielania błędów poprzedników. Nasza kwerenda nadal trwa i przynosi zaskakujące efekty. Jak wyraźnie napisano we wstępie do oprotestowanego podrozdziału: „Wobec szeregu wątpliwości, rekonstrukcja akcji wierzchowińskiej NSZ musi być siłą rzeczy nadal hipotetyczna, dopuszcza bowiem poszlaki niepoparte niezbitymi dowodami, przesądzającymi o słuszności tej czy innej tezy”. (s. 332). I jak rozumiem ta warunkowość rozważań autorów pracy pt. „Przeciwko Pax Sovietica. Narodowe Zjednoczenie Wojskowe i struktury polityczne ruchu narodowego wobec reżimu komunistycznego 1944-1956” nie przekonała red. A. Karbowiaka co do intencji jej autorów i stąd bardzo osobiście odebrał nasze wątpliwości jako zamach na „kanoniczną” wersję rzezi we wsi, którą znakomicie przyswoił z obszernego artykułu dr. Mariusza Zajączkowskiego pt. „Spór o Wierzchowiny” z 2006 r. Używa argumentów (zwłaszcza cytatów) podanych przez historyka z Lublina. Trzeba podkreślić, że ten artykuł – tak jak każdy inny – zawiera potknięcia czy nieumyślne błędne interpretacje. Ale też podaje informacje bezcenne oraz formuje konkluzje warte dalszej dyskusji. Generalnie potwierdza on głośne zarzuty postawione przez komunistyczny wymiar sądowniczy skazywanym oficerom i żołnierzom NSZ w Warszawie o ich wyłączne sprawstwo masakry w Wierzchowinach w 1945 r.

Czytaj też:
Konspiracje i prowokacje

Przytłacza nas wersja sądowa wykreowana podczas najgłośniejszego procesu politycznego Polski „ludowej” pierwszych lat powojnia. Oskarżono w nim o zbrodnię aż 23 oficerów i żołnierzy NSZ z Okręgu Lubelskiego, z których tylko jeden – por. Roman Jaroszyński „Roman” brał czynny udział w akcji w Wierzchowinach przeprowadzonej przez Zgrupowanie NSZ pod dowództwem kpt. Mieczysława Pazderskiego „Szarego”. Reszty nie było na miejscu i nie byli naocznymi świadkami. Część z nich pełniła funkcje na wyższych szczeblach dowódczych i o przebiegu wydarzenia czerpała wiedzę z „drugiej ręki”. Potencjalni główni oskarżeni – polowi dowódcy NSZ z „Szarym” na czele, od dawna już nie żyli. Nie przeszkodziło to komunistycznej Temidzie zgładzić siedem osób.

Źródłowy „szwajcarski ser”

Piętą achillesową badań nad Wierzchowinami, ale też szerzej strukturami lubelskimi NSZ w 1945 r. jest rozproszony materiał archiwalny. Nie udało się go historykom nadal scalić by mieć pełniejszy wgląd w kontekst podejmowanych przez dowództwo NSZ decyzji. Gros wpadło w ręce WUBP w Lublinie w lipcu 1945 r. Stanowiło potem trzon materiału dowodowego podczas procesu wierzchowińskiego w 1946 r. Niestety – po kilkudziesięciu latach – ten tom jest zdekompletowany. Pewna ilość dokumentów została dołączona do innych rozpracowań i gier operacyjnych UB/SB i uległa rozproszeniu. Fragment archiwaliów wpadł w ręce NKWD, czego potwierdzeniem są rosyjskie tłumaczenia w zasobie Archiwum Państwowego w Lublinie. Z pobojowiska w Hucie (10 czerwca 1945 r.) udało się podkomendnym kpt. Mieczysława Pazderskiego „Szarego” wynieść cząstkę kancelarii Zgrupowania NSZ. Gdy po kilkudziesięciu latach kombatanci NSZ wykopali słoik, większość dokumentacji była już zbutwiała i udało się uratować tylko kilka raportów – niestety z okresu – przed akcją na Wierzchowiny.

Brak dziennika podawczego KO NSZ w Lublinie z okresu okupacji komunistycznej nie pozwala historykowi zorientować się w obiegu kancelaryjnym rozkazów, meldunków czy raportów między sztabem a strukturami powiatowymi i oddziałami partyzanckimi. Nie znamy pełnej sekwencji zdarzeń i badacz skazany jest na snucie domysłów. Ogromne luki dokumentacyjne w odniesieniu do kluczowego dla sprawy wierzchowińskiej pionu uderzeniowego lubelskiej Akcji Specjalnej (Pogotowia Akcji Specjalnej) NSZ utrudniają (choć nie uniemożliwiają) odtworzenie procesu formowania AS po 10 lutego 1945 r. i podejmowanych przezeń działań bojowych. Identycznie jest z prasą konspiracyjną NSZ; nie znamy wcześniejszych numerów organu podziemia narodowego „Szczerbca”, na łamach którego pojawił się, 23 czerwca 1945 r., nekrolog „Szarego” i jego podkomendnych oraz redakcyjny tekst z ambicjami manifestu, w którym tryumfalnie przyznawano się do akcji w Wierzchowinach i do chęci powtórzenia takich działań w niedalekiej przyszłości. Bez nich nie można prześledzić natężenia antyukraińskiej propagandy NSZ. Nawet kluczowy rozkaz z 23 lutego 1945 r. uważany za założenie akcji o kryptonimie „Za Bugiem” jest tajemnicą! W zamian musimy dopasowywać raporty poszczególnych dowódców polowych NSZ, by móc poznać rozmach i charakter tej kluczowej operacji. Za to istnieje zdawkowe omówienie odpisu rozkazu szefa sztabu Okręgu NSZ Lublin mjr Zygmunta Roguskiego „Kacpra” z 20 maja 1945 r. dotyczącego likwidacji „band ukraińskich”.

Ponieważ nie znamy treści rozkazu wydanego przez przełożonych kpt. „Szarego” do przeprowadzenia akcji odwetowej w Wierzchowinach, pozostają nam raporty, które miały powstać tuż po samej akcji. Według materiału procesowego są to głównie trzy wewnętrzne dokumenty organizacyjne PAS NSZ, w których podziemie narodowe przyznało się do przeprowadzenia akcji samodzielne, zabijając podczas niej od 194 do 396 mieszkańców! Były to chronologicznie: raport kpt. Mieczysława Pazderskiego „Szarego” z 9 czerwca, por. Romana Jaroszyńskiego „Romana” z 17 czerwca i kpt. Zygmunta Wolanina „Zenona” z 21 czerwca. Ta zaskakująca żonglerka liczbami świadczy o postępującym chaosie w pionie łączności wewnętrznej, który wdarł się w szeregi podziemia narodowego po rozproszeniu Zgrupowania NSZ w Hucie 10 czerwca 1945 r. Może też być refleksem dezinformacji i gry operacyjnej Sowietów i rodzimego aparatu bezpieczeństwa. Pierwszy z dokumentów znany jest wyłącznie w niechlujnym odpisie maszynowym i jego kolejnych kopiach, podpisany adnotacją „za zgodność” przez sowieckiego oficera UB por. Wojciusza. Dwa pozostałe dostępne są w rękopisach i odpisach.

„Raport sytuacyjny „Szarego” do dowódcy AS NSZ Okręgu Lublin z 9 czerwca 1945 r., stwierdza:

Melduję, że oddziały AS po koncentracji ruszyły pod moim dowództwem na Zamość, według rozkazu. W drodze postanowiono zlikwidować kilka ukraińskich wsi. Pierwszą i najbliższą miała być wieś Wierzchowiny i Kasi-Łan (...) Wierzchowiny otoczono ze wszystkich stron i wycięto 194 osoby narodowości ukraińskiej. Kilkunastu zdołało uciec.

Miał on powstać na dzień przed śmiercią oficera i raczej nie trafił do adresata, skoro raport Wolanina pisany dwa tygodnie później pozostaje w sprzeczności ze słowami Pazderskiego i informuje o prawie podwojonej liczbie zabitych. Umieszczona w raporcie „Szarego” tak precyzyjna liczba ofiar, prawie identyczna z szacunkami komisji rządowej powołanej do wyjaśnienia tła tego wydarzenia, nie może być zwykłym zbiegiem okoliczności. Pytanie w jakich okolicznościach znalazł się on w rękach NKWD? Bez odnalezienia oryginału (a spór historyków co do jego autentyczności trwa od upadku instytucjonalnego komunizmu w Polsce) zarzut o jego spreparowanie pozostanie zasadny. Zarówno kronika oddziału „Szarego” (znany jej fragment urywa się w grudniu 1944 r.) jak i jego raporty były zazwyczaj pisane odręcznie pod podpis dowódcy.

Artykuł został opublikowany w 2/2018 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.