Niemal zgładziły homo sapiens. Superwulkany wciąż zagrażają ludzkości
  • Maciej RosalakAutor:Maciej Rosalak

Niemal zgładziły homo sapiens. Superwulkany wciąż zagrażają ludzkości

Dodano: 
Wybuch Krakatau na litografii z 1888 roku.
Wybuch Krakatau na litografii z 1888 roku. Źródło: Wikimedia Commons / Autor: Parker & Coward, Britain
Wielkie wulkany omal nie zgładziły homo sapiens, ale zniszczyły neandertalczyków i Atlantydę.

Wybuch Krakatau w 535 roku i jego skutki przypominają erupcję superwulkanu. Wedle przyjętej przez naukę kwalifikacji, na tę nazwę zasługuje wyrzucanie w atmosferę magmy i materiałów piroklastycznych, których objętość przekracza 1000 kilometrów sześciennych. W skali zwanej Indeksem Eksplozywności Wulkanicznej (VEI) otrzymują stopień najwyższy: VEI 8. Kaldera takiego wybuchu ma średnicę nawet kilkudziesięciu kilometrów i nie przypomina zwykłego, stożkowatego krateru, ale ogromną, płaską wyrwę w powierzchni ziemi, w której gotują się gejzery, fumarole i solfatary, i którą nawet trudno objąć wzrokiem. Bo też i sam wybuch jest tysiące razy silniejszy od znanych nam erupcji „zwykłych” wulkanów. Dochodzi do niego wskutek potężnej eksplozji komory magmowej o objętości kilkunastu tysięcy kilometrów sześciennych, jaka zalega kilka kilometrów pod powierzchnią ziemi.

Zniszczenia powodują: fala uderzeniowa, tsunami (jeśli superwulkan położony jest blisko morza lub pod jego dnem), spływ piroklastyczny, gorejące popioły, skały i pumeks rozrzucone na odległość wielu kilometrów, wreszcie gazy. Tworzą one najpierw grzyb podobny do atomowego, sięgają górnych warstw atmosfery, a następnie roznoszone są z wiatrami po całym globie. Uwalniane do atmosfery tlenki siarki tworzą nad nim powłokę kwasu siarkowego. Skutkiem są zabójcze dla roślin i zwierząt kwaśne deszcze, a także odbijanie promieni słonecznych, co przyczynia się do ochłodzenia klimatu.

Toba i inne

Wybuchy superwulkanów zdarzają się na Ziemi średnio co 50–100 tysięcy lat. Ten pod amerykańskim Parkiem Narodowym Yellowstone wybuchał ponad 2 mln lat temu, 1,3 mln lat temu oraz 640 tys. lat temu. Może wybuchnąć znowu za rok – i zniszczyć większość Stanów Zjednoczonych oraz Kanady, a także zdewastować cały glob – albo za 10 tysięcy lat. […] Z kolei po wybuchu wulkanu Toba na Sumatrze 75–74 tys. lat temu (VEI 8) pozostała kaldera, w której powstało największe w Archipelagu Malajskim jezioro o powierzchni ponad 1900 kilometrów kwadratowych, długości 100 km i szerokości 34 km. Znajduje się w paśmie gór na północy Sumatry. Niemal trzecią część całego jeziora zajmuje rozległa wyspa Samosir, a jej mieszkańcy przed stu laty byli jeszcze kanibalami. Brzmi to szczególnie złowrogo, jeśli weźmie się pod uwagę los ludzi, jacy żyli 75 tys. lat temu na innych wyspach archipelagu, na południowym i środkowym wschodzie Azji, na północnych wybrzeżach dzisiejszej Australii.

Można sobie wyobrazić, jak przeraził ich nagły błysk oraz słup gazów i popiołów wznoszący się w niebo na wysokość kilkudziesięciu kilometrów, przecinany zygzakami błyskawic. Zanim pyły i gazy zawisły nad ich głowami, powalił ich na ziemię gorący pęd powietrza, a wraz z nim huk przekraczający wszelkie normy wytrzymałości ludzkiego ucha. Wstrząs sejsmiczny dotarł do oceanu i wywołał falę tsunami, która po dotarciu do plaż sąsiednich lądów wzniosła się kilkaset metrów wysoko i popłynęła daleko w głąb azjatyckich i australijskich obszarów. Odbita – wróciła na Sumatrę, i znów ruszyła z powrotem. Ci, którzy byli najbliżej wybuchu i jakimś cudem przeżyli pierwsze uderzenie, chowali się zapewne pospołu ze zwierzętami w grotach i jamach, inni próbowali ucieczki. I jednych, i drugich dopadła wkrótce śmierć.

Wubuch wulkanu St Helens , 1980 r.

Ginęli potem ci, którzy mieszkali dalej i dłużej uciekali. Jeśli nie ponieśli śmierci podczas eksplozji, umierali potem na spalonej ziemi, roszonej trującym deszczem, która przestała rodzić. Żar opadającego z nieba żużlu, który palił żywe istoty i wzniecał płomienie w lasach, wkrótce zastąpił cień i chłód wulkanicznej zimy. A przecież na tamtych właśnie terenach żyła – wedle ustaleń uczonych – najliczniejsza grupa homo sapiens, który to gatunek emigrował wcześniej stopniowo z Afryki i przez – nieoddzielony jeszcze Morzem Czerwonym – Bliski Wschód wędrował na obiecujące dla myśliwych i zbieraczy tereny azjatyckiego południa. Oblicza się, że ocalało kilka tysięcy ludzi. Kilka tysięcy, których potomkowie rozprzestrzenili się w następnych wiekach i tysiącleciach po całej Ziemi. Byli więc wśród nich nasi przodkowie. Można powiedzieć, że każdy z nas nosi w genach pamięć rozrywającej skorupę ziemską Toby… [...]

Wrotami Piekieł znanymi z „Boskiej Komedii” Dantego Alighieri są Pola Flegrejskie (Campi Flegrei). To kaldera superwulkanu o średnicy 13 kilometrów, położona częściowo na lądzie, a częściowo zanurzona w morzu w okolicach Neapolu, z której sterczą 24 kratery i stożki wulkaniczne, a także gotują się fumarole i solfatary, z których wydobywa się chlorowodór, dwutlenek siarki i dwutlenek węgla oraz gorące źródła. Dochodzi tam do częstych trzęsień ziemi, a ze szczelin wydobywają się gazy wulkaniczne. Opodal portu Pozzuoli grunt uniósł się w latach 80. ubiegłego wieku o 3 metry. Pod kalderą znajduje się gigantyczne jezioro płynnej lawy, o wiele większe i groźniejsze od tego, które znajduje się pod pobliskim Wezuwiuszem.

Do ostatniego wielkiego wybuchu Campi Flegrei doszło około 40 tys. lat temu. W powietrze wyleciało wtedy ok. 300 kilometrów sześciennych skał, kamieni i popiołów, które wiatry rozniosły po Europie, sięgając terenów dzisiejszej Rosji. Powierzchnię sąsiednich ziem zalało 200 kilometrów sześciennych lawy. Ukształtowały się wielkie połacie skał utworzonych z pyłów, które opadły po eksplozji superwulkanu. Po tym wybuchu niebo nad Europą zasłoniły na całe lata chmury pyłów udaremniające docieranie promieni słonecznych, robiło się coraz zimniej i półkulę północną ogarnęło kolejne zlodowacenie. Szacuje się natomiast, że globalna temperatura spadła o 1–2 °C.

Jest wysoce prawdopodobne, że zmiany klimatu, polegające na posuwaniu się lodowca na południe i zastępowaniu lasów przez tundrę, doprowadziły do wyginięcia neandertalczyków, żyjących z polowań na leśne gatunki zwierząt, którzy nie potrafili przystosować się do nowych warunków. Szkielet ostatniego z nich pochodzi sprzed 24 tysięcy lat. Otworzyło to tereny Europy dla gatunku homo sapiens, bardziej odpornego i przede wszystkim zdolnego dostosować się do życia w epoce lodowcowej. Katastrofa dała więc dodatkową szansę przetrwania naszemu gatunkowi. To jedno z najważniejszych dla nas wydarzeń prehistorycznych. [...]

Rozerwanie Thery

Żaden wybuch wulkanu nie budzi chyba większych kontrowersji niż kataklizm, jaki przed 36 stuleciami spotkał wyspę Therę (dziś zwaną Santorynem) na Morzu Egejskim. Jeśli spojrzymy na mapę, to dostrzegamy tę wyspę niemal w samym środku akwenu wyznaczonego południowo-wschodnimi wybrzeżami Grecji kontynentalnej, zachodnim brzegiem Azji Mniejszej oraz Kretą na południu. Od każdego z tych lądów wyspę dzieli od około stu do stu kilkudziesięciu kilometrów. Takie jej usytuowanie miało niewątpliwie korzystny wpływ na rozwój gospodarczy i znaczenie tutejszej społeczności w czasach dominowania w zachodnim basenie Morza Śródziemnego kultury minojskiej, z jej głównym ośrodkiem na Krecie.

Ale nadeszła zagłada tej szczęśliwej wyspy, której mieszkańcy – jak dowodzą odkrywane na niej od XIX wieku malowidła ścienne – trudnili się żeglugą, rybołówstwem i uprawami rolnymi, ale też spędzali czas na zabawach i uprawianiu sportu. Owe malowidła swym stylem, piękną formą i treścią są właściwie identyczne z freskami kreteńskiego pałacu w Knossos. Podobnie – odnalezione naczynia ceramiczne bądź ich fragmenty. Fakt przynależności do tej samej cywilizacji nie musi oczywiście oznaczać wspólnej państwowości, ale jej przecież nie tylko nie wyklucza, ale – wręcz przeciwnie – czyni prawdopodobną.

Nieszczęście nadeszło zapewne w 1613 roku p.n.e. Coraz bardziej szczegółowe badania, które prowadzi się od lat po dziś dzień, pozwalają z dużym prawdopodobieństwem ustalić, że wybuch wulkanu, który wtedy właśnie nastąpił, poprzedziły trzęsienia ziemi, trwające dostatecznie długo, aby większość zaniepokojonych mieszkańców zdążyła wsiąść na okręty i ruszyć na najbliżej (również w sensie geograficznym) położoną Kretę. Nie wiemy jednak, czy ocaleli. Sugestywne symulacje komputerowe pokazują, że zanim dotarli do kreteńskich wybrzeży, mógł ich pozbawić życia opad rozżarzonych skał, pumeksu i pyłu, mogła zatopić ich statki ogromna fala tsunami sięgająca 200 metrów wysokości, a nawet zabójczy spływ piroklastyczny, który z ogromną szybkością rozprzestrzeniał się po powierzchni morza. Wszystko to zresztą błyskawicznie dotarło na Kretę, jej wybrzeża okazały się pułapką, a zniszczenia nie ominęły nawet Knossos.

Artykuł został opublikowany w 11/2016 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.