Rewolucja na polskim płótnie
  • Leszek LubickiAutor:Leszek Lubicki

Rewolucja na polskim płótnie

Dodano: 
J. Pankiewicz, „Targ na kwiaty przed
kościołem św. Magdaleny w Paryżu"
J. Pankiewicz, „Targ na kwiaty przed kościołem św. Magdaleny w Paryżu" Źródło:Wikimedia Commons
Obraz Józefa Pankiewicza wystawiony w Zachęcie w 1890 r. zelektryzował artystyczną Warszawę i wywołał wielki ferment w krytyce i publice.

Obraz jest niczym innym, jak zbiorem plam, które z daleka nikną wprawdzie trochę, nie sprawiają jednak zupełnej ułudy rzeczywistości. Jest to rodzaj fatamorgany, która z daleka wydaje się czymś, a z bliska jest niczym”. Te słowa krytyk Adam Breza napisał w warszawskim „Kurierze Codziennym” w kwietniu 1890 r., zatem zaraz po wystawieniu tego dzieła malarskiego na wystawie w Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych. Powiedzmy szczerze, że recenzja nie zachęcała do obejrzenia tego obrazu. W owym czasie publiczność warszawska, a także – jak widać –krytyka, nie była zbyt wykształcona w odbiorze współczesnego malarstwa, innego niż królujące całe lata malarstwo akademickie. Warszawa w ogóle była mało zainteresowana sztuką, o czym tak wyraziście pisał wybitny krytyk tamtych czasów, a także malarz: „Podobno jakieś miasto greckie obległ kiedyś nieprzyjaciel i zgadzał się odstąpić pod warunkiem, żeby mu oddano dzieła sztuki. Grecy odmówili i bili się do upadłego ze świadomością, że bronią największego, najistotniejszego swego bogactwa. Gdyby ówczesną Warszawę spotkał los podobny, nie tylko oddałaby dzieła, ale przerzuciłaby w dodatku ich twórców, jako inwentarz całkiem w ich życiu zbyteczny” (Witkiewicz, 1903).

Krzyk w prasie

Owa wystawa i pokazany na niej obraz pędzla Józefa Pankiewicza „Targ na kwiaty przed kościołem św. Magdaleny w Paryżu”, bo o nim traktuje ta opowieść, wywołały „gwałtowne sprzeciwy i rozpoczęły kilkuletnią walkę o impresjonizm w malarstwie polskim” (Ligocki, 1973). Obraz ten i inne przywiezione z Paryża przez Józefa Pankiewicza i Władysława Podkowińskiego zaraz po prezentacji wywołały istny „krzyk w prasie”. „Odtąd problem impresjonizmu, o którym tylko głuche wieści docierały z dalekiego Paryża, elektryzować miał Warszawę przez dobre kilka lat, zdumiewać spokojnych bourgeois, wywoływać zacięte polemiki i komentarze” (Osęka, 1957). Ramy tego tekstu nie pozwalają zacytować większości wypowiedzi, które wówczas padły, niemniej poza tą na początku przytoczoną poznajmy jeszcze kilka, które są sobie przeciwne. Pozwoli nam to uświadomić sobie, że rzeczywiście ów „krzyk” był faktem. Publicysta „Tygodnika Mód i Powieści”, podpisujący się jako „M”, tak pisał: „Cóż za licho ten impresjonizm? Jest to taki sposób malowania przedmiotów, który sprawia, że wydają się one oku patrzącego inaczej niż w rzeczywistości […]. Wrażenie to zaczyna się podziwem, a kończy… śmiechem […]. Widzowie, raz poznawszy, co to jest ów impresjonizm, mają go już dosyć”. I to by załatwiało sprawę oceny malarstwa pierwszych polskich impresjonistów, ale na szczęście nie wszyscy byli tak zasklepieni w swoich sądach.

Artykuł został opublikowany w 8/2023 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.